sobota, 24 lutego 2018

Rozdział 50 - Alternatywne zakończenie

- Potrzebuje pomocy! - krzyknąłem, wbiegając do szpitala i zauważając trzy pielęgniarki za biurkiem, spanikowane i patrzące na mnie. 
Ruszyły się natychmiast, kiedy zobaczyły krew na mojej koszuli. 
Trzymałem na rękach Victorię, która dalej traciła pełno krwi. 
- Co się stało? - jedna z nich chciała trochę uspokoić sytuację, chociaż wiem, że to jej jebana praca, to miałem ochotę jej coś zrobić. 
- Moja żona! - panowałem i próbowałem obudzić Victorię. - Ona... ona straciła dużo krwi... Nawet nie mogłem powiedzieć pierdolonego zdania bez próbowania jej obudzić. 
Zadawały tysiące pytań, a ja starałem się odpowiadać na każde. Kiedy wspomniałem o porodzie, chyba zaczęło im coś świtać w mózgach. 
- Re, otwórz oczy! - mruknąłem, kiedy pielęgniarka biegła do nas z wózkiem. 
Pokręciłem głową i zacząłem się z nią kłócić, nie chce żeby odebrali mi Re. Popatrzyłem na nią była cała blada i próbowała otworzyć oczy. 
- Zayn...
- Proszę Pana, musi Pan posadzić żonę na wózku, przewieziemy ją na ER. 
- Wszystko będzie dobrze, Re. - powiedziałem i posadziłem ją na wózku. 
Kiedy usiadła, pielęgniarki i doktor zaczęli wieść ją na ER. 
Patrzyłem jak pojawiają się krople krwi na podłodze gdzie stał wózek. 
Co się z nią dzieje? Dlaczego traci tyle krwi?!
Nie mogłem trzeźwo myśleć, byłem cały roztrzęsiony. 
- Zayn! - Trisha weszła do poczekalni. 
Po co ona tu przyszła?!
- Mamo! - przytuliłem ją, a ona poklepała mnie pokrzepiająco po plecach. 
Pomijając że byłem cały w krwi, nie przeszkadzało jej to. Dzięki Bogu miała na sobie czarne ubrania. 
- Co się dzieje? 
- Ona... ona straciła dużo krwi. - mruknąłem. 
- Miała krwotok? - zapytała.  
- Co to? - uniosłem brwi. 
Nasza rozmowa się zakończyła, kiedy jakiś koleś wyszedł z sali Re. 
- Wszystko z nią dobrze? - natychmiast zapytałem, a on zmrużył oczy. 
- Czy jest...
- Jestem jej mężem. - powiedziałem stanowczo. - Co się z nią dzieje?
- Myślimy, że jest to krwotok poporodowy. 
- Okey, a co to jest? 
- Krew matek wzrasta o prawie 50 procent w ciągu ciąży. To naturalne, że traci krew która zalegała w organizmie po ciąży. 
- Aha. 
- Jednak pańska żona jest jedną z kilku kobiet, które miały ten krwotok. Normalnie ciało kobiet jest przygotowane na taki ubytek krwi, ale krwotok poporodowy to poważny stan. Każda nadmierna utrata krwi może postawić kobietę w poważnym zagrożeniu. 
Trisha przygryzła wargę i wykonała kilka telefonów. 
Przewróciłem oczami, kiedy wzięła mój telefon i zaczęła dzwonić także z niego. 
Odwróciłem się z powrotem do doktora. 
- Wiec wszystko będzie z nią dobrze? 
- Jest w dobrych rękach. 
- Czyli, tak?! - zapytałem sfrustrowany. 
- Musimy wykonać operacje, żeby przestała krwawić. Straciła dużo krwi, Panie Malik. 
Tak cholernie się o nią boję. 
Czy wszystko pójdzie okej? 
Kilka minut później, dalej czekaliśmy przed drzwiami pomieszczenia. 
Zadzwoniłem do Eve, żeby podziękować jej za opiekę nad Allison. 
- Odsłuchałam twoją wiadomość, co się dzieje? - Amber, wbiegła a ja popatrzyłem się na nią i przeniosłem wzrok z powrotem na drzwi. 
Ja pierdole co ona tu robi?!
Trisha wyjaśniła Amber co się stało. 
Chcę, żeby wszystko było z nią w porządku. Musi być i będzie. 
- Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnąłem się. 
- Zayn...
- Co? - warknąłem, przerywając Amber, a ona przygryzła wargę. 
- Czy Re była blada?
Przewróciłem oczami. 
- Nie wiem, może trochę. Rozmawiała ze mną, więc będzie okej. 
Kiwnęła głową i spojrzała na Trishe. 
- Gdzie Allison? 
- Jest w domu z Eve. - odpowiedziałem. 
Moja matka usiadła obok mnie i starała się zająć mnie rozmową o Ali. 
Nie mogłem powiedzieć jej o wszystkim, bo nie było mnie tam. Albo pracowałem, albo imprezowałem. 
Jestem okropnym ojcem. 
- Nie, nie jesteś. - Trisha, mruknęła. 
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nią zdając sobie sprawę, że powiedziałem to na głos. 
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytała. 
Przeczesałem włosy palcami. 
- Ponieważ nigdy nie ma mnie w domu. - powiedziałem cicho. 
- Tata miał racje. Jestem taki jak mój biologiczny ojciec. Troszczę się bardziej o Victorię niż o dziecko. 
- Nie ważne co zrobiłeś Zayn. Allison nigdzie nie pójdzie, więc możesz zacząć od początku. Ona jest twoją córką, z twojej i Victorii krwi. 
Westchnąłem i popatrzyłem na nią. 
Jeśli by tylko wiedziała kim byłem i jak się czułem zanim poznałem Re. 
Żadne z tych ojcowskich gówien nie przyszło do mnie naturalnie, nawet jeśli się bardzo staram, to trudne. 
Kiedy moja mama nie miała już nic do powiedzenia znowu zacząłem myśleć o Victorii. 
Może miała okres?
Nie, przecież nie traci się wtedy tyle krwi. 
- Są tam pięć minut. Myślisz że będzie z nią okey? - zapytała Amber. 
- Pięć minut?! - jęknąłem. 
Czułem jakby minęła wieczność. 
Amber kiwnęła głową. 
Drzwi się otworzyły i wyszedł z nich ten sam doktor co poprzednio. Natychmiast wstałem, żeby do niego podejść. 
- Wszystko z nią dobrze? Proszę, mogę ją zobaczyć? 
- Proszę Pana. - uniósł ręce, a ja przestałem mówić. 
Ściągnął maskę z twarzy. 
- Zanim tu przyjechaliście była już w trzeciej fazie krwotoku. Straciła około 30/40 procent krwi. Kiedy była na stole operacyjnym potrzebowała poważniej pomocy. Straciła 45 procent krwi. - zrobił pauzę, a ja kiwnąłem głową. 
- Czwarta faza krwotoku, w której jest pańska żona jest naprawdę trudna. 
- Wszystko z nią dobrze?! - mruknąłem i poczułem rękę mamy na ramieniu.

- Proszę...
- Powiedz mi!
- Będzie dobrze, teraz ma przeprowadzaną transfuzję krwi.
Westchnąłem i oparłem się o jego ramię.
- Jest dobrze. - powiedziałem do siebie.
- Było blisko, ale będzie dobrze. - uśmiechnął się.
- Myślałem... myślałem, że ją stracę. - mruknąłem.
- Wszystko będzie z nią dobrze, synku. - Trisha uśmiechnęła się i uścisnęła mnie.
- Czekaj, mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście, mamy pielęgniarkę, która będzie przy niej przez najbliższe 15 minut, żeby zobaczyć czy krew przyjmie się do organizmu.
- Jest przytomna?
- Nie, ale niedługo będzie.
Kiwnąłem głową.
- Chciałbym zobaczyć ją sam, mamo. - powiedziałem i ruszyłem za doktorem.
Popatrzyłem na nią a ona uśmiechnęła się w zrozumieniu i odwróciła się do Amber.
Kiedy wszedłem do środka były tam trzy sprzątaczki, które wyrzucały zakrwawione prześcieradła do kosza.
Moje serce zaczęło znowu bić szybciej, prawie ją straciłem.
Pielęgniarka kiwnęła do mnie sprawdzając coś na ekranie i zapisując na kartkach jednocześnie patrząc na Victorię.
- Jest Pan jej mężem?
- Tak. - mruknąłem i usiadłem obok jej łóżka. Dotknąłem jej ręki i zobaczyłem, że ma w niej wenflon.
Zobaczyłem krew płynącą do jej żył i ścisnąłem jej rękę.
Pielęgniarka podała mi pierścionek i od razu rozpoznałem obrączkę Victorii.
- Zanim zemdlała powiedziała, żeby Panu to dać. - uśmiechnęła się. - Myślę, że nie chciała, aby się zbrudziła. - powiedziała.
Przygryzłem wargę i spojrzałem na nią.
- Jak blisko było? - zapytałem.
- Przepraszam?
- Jak blisko była? - popatrzyłem na nią.
Na jej twarzy pojawił się grymas.
- Ja nie...
- Proszę, powiedz mi.
Patrzyła na mnie przez dłuższy czas.
- Straciliśmy ją kilka razy. - mruknęła.
Moje serce się ścisnęło i zerknąłem na Victorię.
Pamiętam jak mówiła, że nie krwawiła od urodzenia Allison.
- Kiedy się obudzi?
- Za kilka godzin. Straciła dużo krwi. Zostaje Pan na noc?
Kiwnąłem głową.
- Pielęgniarka przyniesie panu koc.
- Nie, jest dobrze.
---
Przestałem już liczyć minuty i godziny, od kiedy spała.
Moja matka zgodziła się zająć Allison dzisiejszej nocy.
Nie mogłem spać.
Mój mózg nie mógł przestać myśleć o tym jak będzie wyglądało moje życie bez Victorii, to mnie zabija. Nie mogę jej stracić. Teraz żałuje wszystkiego co stało się w ostatnich tygodniach i sytuacji w których była postawiona.
Wiem co zrobiła z tymi prezerwatywami ale to teraz nie ma żadnego sensu. Sam bym to zrobił niż ją stracił.
Kocham ją i nigdy nie czułem się tak winny jak teraz.
Mój telefon zaczął dzwonić, ale natychmiast odrzuciłem połączenie.
Jest szósta rano a ktoś już do mnie dzwoni.
Cały czas ktoś próbował się do mnie dodzwonić, odsyłałem go na skrzynkę a później wyłączyłem telefon.
Przetarłem oczy i poczułem jak ktoś łapie mnie za kolano.
Uniosłem wzrok i zobaczyłem Victorię patrzącą na mnie.
- Zayn...
- Re! - z oczu zaczęły lecieć mi łzy i dotknąłem jej ręki. Przysunąłem się do niej, a ona się uśmiechnęła.
- Hej. - jej głos się załamał. - Co się stało? - spróbowała usiąść, ale zobaczyła wenflon co ją przestraszyło. - Co kurwa? Co się stało? Gdzie jest Allison?
Uśmiechnąłem się jednostronnie i dotknąłem jej ramienia, naciskając delikatnie, żeby się położyła.
- Straciłaś dużo krwi, kochanie. - mruknąłem. - Z Ally wszystko w porządku. Mama się nią opiekuje.
- Co jest kurwa... Myślałam, że dostałam okres. - zażartowała i zaczęła chichotać.
Uśmiechnąłem się do niej, kiedy na mnie spojrzała.
- Jak długo byłam nieprzytomna? Bolą mnie cycki.
- Jakoś ponad dziesięć godzin.
- Kiedy mogę wyjść?
- Spokojnie, straciłaś dużo krwi.
- Wiem, chcę tylko wiedzieć, kiedy mogę wyjść.
- Nie jestem pewien, ale pielęgniarka powiedziała, że powinno być wszystko w porządku pod koniec dnia. Jest jakoś szósta rano.
- Okej.
Zapadła między nami cisza, a Victoria zaczęła bawić się swoim wenflonem. Nie mogłem spuścić z niej wzroku.
- Oh, cholera. - mruknęła, kończąc niezręczną ciszę.
Zmarszczyłem czoło.
- Co?
- Przegapiliśmy naszą kolację.
Zaśmiałem się cicho.
- Jesteś głodna?
Kiwnęła głową.
- Mogę iść po coś dla... - wstałem, ale Victoria mocniej zacisnęła dłoń na moim nadgarstku.
- Nie. Zostań ze mną. - wymamrotała.
Kiwnąłem głową i przystawiłem krzesło do łóżka, najbliżej jak się dało. Usiadłem, a ona objęła moją dłoń. Po raz kolejny uświadomiłem sobie wtedy, jak bardzo jest piękna.
Mimo tego, że na pewno dobrze się wyspała, wciąż nie wyglądała na pełną energii. I wiedziałem, że to przeze mnie i moje zachowanie przez ostatnie dwa tygodnie.
Tak naprawdę nie rozmawialiśmy o tym wcześniej. Nic się nie rozwiązało. Szczerze mówiąc, to była nasza pierwsza rozmowa odkąd Allison się urodziła. Przez ten cały czas tylko się kłóciliśmy.
Przyznaję, że to wciąż mnie boli i frustruje. Myślę o tym, co zrobiła, chuj mnie strzela, a potem zastanawiam się nad tym wszystkim jeszcze raz, przez co mam poczucie winy i nie wiem sam, jak mam ocenić tą sytuację.
Kocham tą kobietę na śmierć i życie. Całowałbym każdy skrawek ziemi, po którym przeszła, przyjąłbym dla niej każdy pocisk. Wszystko bym dla niej zrobił.
- Kocham cię, Victoria. - powiedziałem, ściskając jej dłoń. - Wiesz o tym, prawda?
- Oczywiście, że wiem. Co się stało? Czemu płaczesz?
Zmarszczyłem czoło i odwróciłem wzrok. Nie zdawałem sobie sprawy, że płaczę. Samo myślenie o tym, że mogłem ją stracić, łamało mi serce. Dziwnie to brzmi, nawet w mojej głowie.
W teorii, przyznanie tego przed samym sobą jest w porządku, bo oczywiście - złamałoby mnie to doszczętnie. Ale właściwie myśląc o takim fakcie, że coś takiego mogło się stać... nie przyjąłbym tego łatwo.
- Nic, ja po prostu.. Naprawdę cię kocham.
Wzrok Victorii z zmartwionego, zmienił się na zaniepokojony. Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się, by ją pocałować, ale ona ani drgnęła.
- Co się stało, Zayn? - zapytała niskim głosem. - Nie możesz tak mówić płacząc, i oczekiwać, że będę myślała, że to normalne.
- Widocznie moja miłość do ciebie to nie powód do śmiechu. - zażartowałem, a ona westchnęła ze zmęczeniem.
- Nawet jako mój mąż, i tak jesteś najtrudniejszym facetem do rozgryzienia, Malik. - uśmiechnęła się.

__________________________

KURWA KRZYCZE W CHUJ, CZY KTOŚ JESZCZE CZEKAŁ NA TO JAKIEŚ DWA JEBANE LATA?
                                                                   
Chanel napisała, że do alternatywnego zakończenia dopisze kilka rozdziałów, ale mimo tego będzie dalej pisała Frozen, tylko trochę nie ma czasu XD