niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 35 - "Tak, sir." Część 1.

Przepraszam, musiałam go podzielić, po prostu nie dałam rady, na prawde jest mi przykro.
Druga część we wtorek, a rozdział 36 na następny łikend, okej? :)

Zapraszam was na konto @frostbitepl na twitterze, pojawiają się tam spojlery nowych rozdziałów i wiele innych informacji.

- Możesz w to uwierzyć? - mruknęła Victoria, kiedy wślizgnąłem się do łóżka obok niej.
- W co?
- Jeszcze tylko pięć dni. - uśmiechnęła się szeroko i przytuliła się do mojej klatki piersiowej, a ja objąłem ją ramieniem.
- Tylko pięć dni. - odpowiedziałem cicho.
- To całe planowanie jest strasznie stresujące. Ale warto.
- Wiem. - uśmiechnąłem się.
- Więc, zadzwoniłam w końcu do torciarza i zmieniłam kilka kolorów.
Torciarz. Wyszczerzyłem się.
- To dobrze.
Victoria spojrzała na mnie z konsternacją.
- Co jest? Cały dzień zachowujesz się jakoś dziwnie.
Uśmiechnąłem się.
- Po prostu nie oczekiwałem, że ożenię się tak szybko.
Zmarszczyła czoło, a ja szybko chwyciłem ją za policzek.
- To lepiej brzmiało w mojej głowie. - mruknąłem.
- Czy Pana Malika obleciał strach?
- Oczywiście, ze nie. - pocałowałem ją w policzek, usta, a następnie obcałowałem całą jej twarz, dopóki nie zaczęła mnie od siebie odpychać.
- Przestań. - zachichotała.
Kocham ten dźwięk.
- Chcę się pobawić. - wyszeptałem do jej ucha.
Powoli wczołgałem się na nią, opierając się na łokciach, by skupić na nich moją wagę.
Pochyliłem się i pocałowałem jej wydęte usta. Wsunąłem rękę pod poduszkę, wyciągając spod niej kajdanki, które ukryłem specjalnie dla tego scenariusza.
Odwróciłem jej uwagę, całując ją po szyi, niepostrzeżenie chwytając ją za dłoń i spinając jej nadgarstek. Spróbowała się odepchnąć.
- Dobiliśmy umowy, pamiętasz? - uniosłem brew na jej wyczekującą minę.
Uświadomiła sobie wszystko z mrugnięciem oka.
- Basen?
Kiwnąłem głową.
- Kurwa. - przeklęła pod nosem.
- Więc, co powiesz kotuń? - pocałowałem ją, powodując, że pożądanie zaczęło we mnie wzrastać.
Chwyciłem jej dolną wargę pomiędzy zęby i odsunąłem się, patrząc na nią.
Jej oczy były zamknięte, a kiedy je otworzyła, pożądanie wypełniło jej oczy.
- Chcesz się pobawić?
- Tak, sir.
- To nasz ostatni seks jako para. - mruknąłem pomiędzy pocałunkami. - Bo jutro mnie zostawisz.
Uśmiechnęła się.
- To lepiej zróbmy to godnie, Panie Malik.
- Kiedy będziesz w Yorku. - urwałem i pocałowałem jej policzek. - Chcę, żebyś o mnie myślała.
Wyszczerzyłem się i przesunąłem jej głowę, by pocałować ją w szczękę, szyję i pod obojczykiem.
- Chcę, żebyś myślała o rzeczach, które mógłbym ci zrobić.
Wzdrygnęła się, kiedy poczuła moje usta na swojej skórze. Dmuchnąłem delikatnie i ją pocałowałem.
- Chcę, zebyś pamiętała ile przyjemności mogę zapewnić ci swoim językiem. - wessałem się w jej skórę, przez co się zaczerwieniła, a ja się uśmiechnąłem. - Masz na sobie za dużo ciuchów, kotuń.
Całe szczęście, że miała na sobie jedną z moich luźniejszych koszulek. Nie przykułem jej jeszcze do łóżka, więc zrobiłem to co musiałem w tym momencie.
Chyba może to mieć.
Te skąpe majtki też przejdą.
Uniosłem się, by klękać na kolanach, wywaliłem pościel za łóżko i rozszerzyłem jej nogi.
Spojrzała na mnie z oczekiwaniem, a ja powoli pochyliłem się w stronę jej pulsującego centrum. Objąłem jej uda tak, żeby jej nogi opierały się o moje ramiona. Przycisnąłem nos do szczytu jej ud, a jej nogi się zacisnęły.
Zamknąłem oczy i wąchałem jej słodki, piżmowy zapach.
Jest coś takiego w kobiecych częściach co zawsze mnie podnieca.
W sumie to wszystko mnie podnieca, ale nie narzekam.
Ale Victoria ma w sobie coś innego i kurwa, jak ja to kocham.
- Pachniesz tak dobrze kochanie... - wyszeptałem.
Spojrzałem na Victorię, mając nos przyciśnięty do jej kobiecości. Przegryzła wargę, a na jej policzkach namalowały się różne odcienie czerwieni. Zamknąłem oczy i powoli zaczynałem odczuwać jej wilgotność przy moich ustach.
Moja cierpliwość znacznie osłabła, ale nie zamierzałem się poddać. Nie ma kurwa mowy.
Uniosłem się, by klęczeć i popchnąłem ją na łóżko, by ją pocałować. Za każdym razem - waha się, po tym jak zrobiłem jej dobrze, ale i tak ulega moim ustom i zaspokaja mnie pocałunkami.
Ku mojemu niezadowoleniu, mój kutas naprężył się i uwierał mnie w spodniach, a nawet nie skończyłem gry wstępnej.

_

To wesele zdaje się nadchodzić szybciej niż przewidywałem. Dni lecą i lecą, i wychodzi na to, że będę związany za dwa dni.
Moja głowa pulsowała przez wczorajszy kawalerski, który organizował James i kurde musze przyznać - James wie jak imprezować.
Rodzina Victorii z Ameryki zaczęła się już zbierać w Londynie i wyjeżdżają do hotelu w Yorku. Zarezerwowałem tam kilka miejsc dla tych, którzy musieli zostać.
Victoria była w Yorku, zajmowała się swoją rodziną i ogarniała pozostałe rzeczy odnośnie ślubu, a ja zamierzałem spotkać się z Yaserem, zaraz po tym, jak skończę swoje spotkanie.
Byłem bardziej rozproszony tym błyszczykiem, który mała na zębach moja klientka i nie mogłem skupić się na tym, co mówi. Odchrząknąłem, wstałem i uścisnąłem jej dłoń by sfinalizować umowę, na którą już troche czekałem.
- To przyjemność robić z panią interesy, pani Murphy. - uścisnęliśmy sobie dłonie, a ja obszedłem biurko dookoła, zamierzając otworzyć jej drzwi.
Pożegnaliśmy się i zamknąłem za nią drzwi, zerkając na zegarek.
Nie widziałem Victorii trzy dni i za nią tęskniłem.
Nie było jeszcze takiej nocy, żebym nie miał koszmarów. Victoria jest jedyną rzeczą, która je powstrzymuje.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i pozbierałem swoje gówna. Usłyszałem głos sekretarki i zmarszczyłem czoło, a potem w końcu usłyszałem jej głos.
- Już zaczynałam myśleć, że nie zadzwonisz. - cudowny glos mojej przyszłej żony napłynąłdo mojego ucha i nagle zniknęło wszystko to, co mnie martwiło, mimo, że nie byłem tego świadom.
- Przepraszam skarbie, byłem zajęty. - powiedziałem i zabrałem  moją teczkę.
- O której tu będziesz? Tęsknię za tobą.
- Może dziś wieczór. Dostałaś prezent?
- Tak. - usłyszałem jak się uśmiecha. - Kolczyki są przepiękne Zayn, dziękuję. Czemu będziesz wieczorem, a nie teraz jak planowałeś?
- Zamierzam spotkać się z Yaserem i spróbować znowu go przekonać. Myśli, że spotkamy się w interesach. - przewróciłem oczami, a ona westchnęła.
- Powodzenia. - powiedziała.
I tak oboje wiemy, że trzeba więcej niż słów, żeby przekonać tego skurwiela, ale mogę to dla niego zrobić.
- Myślisz, że przyjdzie?
- Nie wiem. - westchnąłem.
- Trzymam za ciebie kciuki, skarbie.. - jej głos się urwał przez jakiś hałas w tle. - Muszę iść, mój mały kuzyn właśnie przewrócił jeden ze słoików.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę winy.
- Okej, kocham cię.
- Ja ciebie bardziej. - powiedziała delikatnie.
- Nara, maleńka. - uśmiechnąłem się zadziornie i schowałem telefon do kieszeni, biorąc głęboki oddech, kiedy winda się otworzyła na parterze.
To zaskakujące, ale zobaczyłem mojego ojca rozmawiającego przez telefon przy wejściu. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do niego.
Właściwie to nie poznał mnie, kiedy mnie zobaczył.
Kontynuował rozmowę, wychodząc na zewnątrz, przez co mój gniew wzrósł.
Ale miałem to pod kontrolą, bo przez te antydepresanty mam nudności.
I z tymi i z tamtymi antydepresantami, zajęło im miesiąc, żeby zacząć działaś.
I tak dalej czuję te depresje i epizody, które czułem wcześniej, ale teraz to nie ma tak dużego rozmiaru. Ale wiem, że to we mnie gdzieś siedzi. To dalej wpływa na moje niezadowolenie.
Yaser skończył gadać przez telefon, a ja nie zamierzałem nic mówić, po prostu wsiedliśmy do auta.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a już się ignorujemy.
Przez całą podróż panowała cisza i zaczynałem żałować, że go poprosiłem.
Kiedy przyjechaliśmy do kawiarni, wprowadziłem go we wszystko, co działo się z firmą. Budynek w Irlandii dalej jest w robocie, tak jak i ten w Nowym Jorku.
- Słyszałem, że budujesz dla siebie dom. - zaczął nowy temat, kiedy kelner przyniósł jego danie.
Ah, a dom, który kupiłem dla Victorii też jest w budowie.
Jego danie wyglądało na prawdę dobrze, a ja nic nie zamówiłem, w sumie tylko dlatego, że jestem zbyt zdenerwowany, by cokolwiek zjeść.
- Dasz radę budować to wszystko na raz?
No kurwa.
- Tak.
Na dzień dzisiejszy, powinni skończyć ten dom w maju przyszłego roku.
Victoria nie ma o tym pojęcia i nie chcę, by się dowiedziała, dopóki się nie przeprowadziły. I byłem tym swego rodzaju podekscytowany. Wydaje się, że to złe, żeby facet był "podekscytowany", to brzmi trochę gimbusowo.
Nie to co ja.
- Dam radę.
- Jeśli to gdzieś niedaleko Knightbridge...
Przewróciłem oczami.
- Nie. Nie jest niedaleko.
- To gdzie?
- Mayfair. Do firmy jest blisko.
- Mayfair to niedaleko do Knightsbridge.
Do Hyde Parku też.
Wzruszyłem ramionami.
To, że masz problem z Arabami, nie znaczy, że ja mam.
Knightsbridge to prawdopodobnie najbogatsza dzielnica, usiana ludźmi z Bliskiego Wschodu, którym Yaser sprzedawał samochody. Sprzedawał bardzo, ale to bardzo drogie sportowe auta, na szczycie systemu branży transportowej.
Biorąc pod uwagę, że jego nazwisko jest arabskie, nie ufa już nikomu w Knightsbridge.
Sultan, jego bliski przyjaciel, zdradził go raz. Wiem, bo podsłuchałem ich nocną rozmowę na imprezie, kiedy miałem 17 lat.
Pamiętam tą rozmowę dość dokładnie.
Sześć lat później, a on trzyma dla siebie to gówno, przeciwko swoim braciom.
Tak jak to było ze mną, ze swoim własnym synem - nawet jeśli nie przez więzi krwi, to i tak jest moim ojcem. Nic nie zmieni tego, że adoptował mnie razem z Trisha.
I tak, kochał mnie, tak jak ojciec powinien kochać syna.
I moje jedyne pytanie to - czy to wciąż tam jest?
Czy jego to w ogóle kurwa obchodzi?
Czy kiedykolwiek będzie obchodziło?
Zrobiłem już wszystko, żeby znowu mnie zaakceptował, ale i tak dalej jestem tylko rozczarowaniem.
Przepraszałem już milion razy, ale z tego co widzę, to i tak za mało.
Kiedy rozmowa na temat firmy się skończyła, próbowałem zacząć temat zaproszenia.
Moje ręce trzęsły się ze zdenerwowania.
- Tato, minął miesiąc, i nawet jeśli mam wesele za dwa dni to i tak chcę, żebyś przyszedł.
Spojrzał na mnie, upewniając się, czy nie żartuję.
- Załatwiłeś intercyzę?! - powiedział agresywnie, jedząc sałatkę.
Mrugnąłem.
- Nie..
- To ją załatw. - prychnął.
Pokręciłem głową.
- Tato. Chcę, żebyś przyszedł na mój ślub. Proszę.
Uniosłem brew, a moja nadzieja wzrosła chyba troche za bardzo.
Duże nadzieje szybko upadają.
Znam to aż za dobrze, bo jestem bipolarny.
Yaser oparł się o stół, pochylając się, a kiedy się odezwał, jego ton był niski.
- Wolałbym się położyć we własnej trumnie niż patrzeć, jak żenisz się z zachłanną kurwą.
Mrugnąłem kilka razy, żeby doszło do mnie to, co powiedział.
Moje palce zaczęły powoli zginać się w pięść. Mój gniew wzrósł, i zacząłem widzieć na czerwono, kiedy jego słowa na temat mojej narzeczonej zaczęły powtarzać się w mojej głowie.
Wstałem gwałtownie, uderzając pięściami o stół, przez co wszyscy ludzie w restauracji spojrzeli na mnie w szoku.
W pomieszczeniu zapadła cisza, a ja się na niego gapiłem.
Spokojnie, Zayn, spokojnie.
- Mam nadzieję, że twoje życzenie się spełni. Mam serdecznie dosyć twojego braku dojrzałości. Poprosiłem o jedną rzecz. Poprosiłem, żebyś przyszedł na mój ślub i nie mogłeś zrobić nawet tego. Od teraz trzymam się mojej obietnicy.
Zacisnąłem usta.
- Kiedy Victoria i ja będziemy mieli dzieci, lepiej pomyśl dwa razy, zanim położysz na nich palec. Do tej pory, trzymaj się kurwa z dala ode mnie i mojej rodziny.
Opuściłem kawiarnię ze wzrokiem wszystkich ludzi.

_____

A w ogóle!
Jak tam średnie? Są same paski? Jakie plany na wakacje? :D
Jestem teraz w Krakowie z bojfrendem na wycieczce, dlatego taka obsuwa z rozdziałem, jeszcze raz przepraszam.
Co, oprócz Wawelu czy Kazimierza polecacie tu zwiedzić? Znacie jakieś super ekstra ciekawe miejsca, dobre restauracje? :D
Marta :)

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 34 - "Plany weselne."

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem!
------------
Kiedy Waliyha i moja matka wyszły, wbiegłem na piętro. Zobaczyłem Victorię z laptopem na kolanach i moja irytacja zaczęła narastać.
Nie zauważyła że przyszedłem, więc trzasnąłem drzwiami a ona wystraszyła się i spojrzała na mnie.
- Dlaczego nie zeszłaś na dół?!
Wzruszyła ramionami bezradnie.
- Mam migrenę.
- Ale Waliyha chciała cię widzieć.
Victoria spochmurniała, odkładając laptop na bok.
- Jeśli tak bardzo chciała mnie zobaczyć dlaczego do mnie nie przyszła?
- Ona nie może chodzić za dużo, nie może przejść kilku schodów bez ciągłego bólu głowy. Dopiero wyszła ze szpitala Victoria!
- Porozmawiamy o tym rano? Jestem teraz zajęta!
- Tak, cudownie porozmawiamy rano.
Podszedłem do szafy, zabrałem z niej bluzę. Victoria obserwowała mnie uważnie kiedy zatrzasnąłem głośno drzwi po wyjściu z pokoju, żeby dać jej jasno do zrozumienia moją, że jestem wkurwiony.
Zszedłem do parkingu podziemnego i odjechałem Audi. Powinienem pójść na piechotę skoro zamierzam się upić. Ale co tam, mam wyjebane.
**
Zamknąłem auto i ruszyłem do wnętrza pabu, żeby zobaczyć znajomą twarz, która się do mnie uśmiechała.
- Zayn! Stary!
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem Matt'a.
Może się do niego przyłączę.
Dalej mu nie ufam.
Zająłem miejsce obok niego i zamówiłem drinka.
Wzruszył ramionami.
- Przyszedłem do dziewczyny.
- Amber?
- Kogo?
- Amber, Amber Coventry.
- A ona. - zaśmiał się. - Nie, to nie o nią chodzi.
- Wy dwoje jesteście w ogóle razem? - zmarszczyłem brwi.
Matt wzruszył ramionami i wziął łyk piwa.
- Tak sądzę. Jest trochę irytująca. Teraz główne pytanie to co ty tutaj robisz?
- Nic majorze.
- Kłócicie się? - uniósł brew.
- Nie. Jest dobrze. Myślę, że jest zestresowana tym całym planowaniem wesela.
- To ma sens. Wypijmy za to. - uśmiechnął się i dopił resztę piwa.
- Matty! Zrobiłeś to!
Matty?
Dziewczyna z większą ilością makijażu na ciele niż na twarzy, pocałowała go w policzek.
Odwróciłem się w innym kierunku i dopiłem mojego drinka w ciszy.
- Skarbie, dlaczego nie poczekałaś przy stole bilardowym zaraz miałem tam przyjść. - bałamucił ją a ja zmarszczyłem brwi.
- Ok, ale nie każ mi czekać długo. Weź ze sobą swojego kolegę.
Popatrzyłem na nią a ona mrugnęła do mnie.
Przeszedł mnie dreszcz.
Kiedy odchodziła Matt klepnął ją w tyłek, a ja odłożyłem pustą szklankę na stół.
- Wkurza się codziennie. - mruknął z uśmiechem. - Stary uświadomiłeś sobie że zostałeś do końca życia z jedną cipą?
- Tak. - zamówiłem kolejnego drinka. - Kim ona była?
Westchnął.
- Nie znam jej imienia.
Przewróciłem oczami.
- Ale hej! Ja jestem napalony ona jest napalona. Zwycięstwo.
- Jesteś kutasem. - podniosłem na niego brew.
Wzruszył ramionami i uderzył mnie lekko w łokieć.
- Stary pamiętaj kodeks facetów. Zatrzymaj to dla siebie.
- Cokolwiek. Nie zamierzam wchodzić między ciebie i Amber jeśli coś się stanie to ty będziesz płakał.
Matt zaczął się śmiać jakbym właśnie powiedział mu jakiś zajebisty żart. Rozglądnąłem się po barze, a on wstał ze swojego krzesła.
- Chodź z nami stary.
- Nie, nie mogę.
- Koleś, po prostu chodź. - zaczął iść w stronę drzwi, więc podążyłem za nim.
Zająłem miejsce jak najdalej od stołu do bilarda koło którego Matt miał spotkać się z tą dziewczyną. Mam już dość bilarda jak na jeden dzień.
- Grasz? - zapytała.
Pokręciłem głową.
- Aw, no chodź. Boisz się że zostaniesz pokonany przez dziewczynę.
- Jak masz na imię? - popatrzyłem na nią.
- Alana.
Podałem jej rękę.
- Zayn.
- Skąd znasz Matt'a?
Uniosłem brew.
- Przez znajomą.
- Kurwa! - Matt biegł w naszą stronę i położył swoją szklankę na stoliku. - Amber tu jest!
- Kto? - Alana, zapytała zmieszana.
Rozejrzałem się żeby znaleźć Amber a Matt zapytał Alanę czy mogłaby przynieść mu drinka. James był pierwszą osobą jaką zauważyłem. Niestety.
- Co do kurwy ona tutaj robi? - Matt powiedział kąśliwie, kiedy James dostrzegł mnie i zaczął machać rękami jak jakiś powalony lunatyk.
Parę metrów za nim była Amber która zamawiała drinki w barze, a Alana właśnie z niego wracała.
- Jakaś dziwka przy kasie chciała mnie uderzyć. - Alana powiedziała znudzona kładąc szklanki na stole. - Tobie też kupiłam. - mrugnęła do mnie.
- Dzięki. - powiedziałem, kiedy odeszła do Matt'a.
- Kurwa. Idzie tu. Kurwa. - Matt mruknął i odepchnął od siebie Alanę.
Wstałem nagle kiedy Alana próbowała znaleźć równowagę i chwyciłem ją za ramię.
- Hey. Co tutaj robisz? - Amber powiedziała do Matt'a.
Odsunąłem się od Alany zanim Amber weźmie to za całkiem coś innego niż jest naprawdę.
- Skarbie... - Matt zaczął - Nic takiego gramy w bilard z Zayn'em i uhm...
- Kim? - Amber uniosła brew.
Jedną rzecz wiem napewno, kiedy jesteś w związku i dziewczyna stoi z ręką na biodrze a jej brwi uniesione są wyżej niż jej oczekiwania wiesz, że musisz wyciągnąć jakieś genialne kłamstwo ze swojego tyłka, żeby się ratować.
- Moją przyjaciółką. - skłamał Matt.
Zadrwiłem.
- Czy to jest ta dziewczyna z którą widujesz się za moimi plecami?!
Brawo, Amber.
- Kim ona jest? - Alana, zapytała mnie szeptem, kiedy próbowałem ogarnąć co się właśnie dzieje.
- To dziewczyna Matt'a. - powiedziałem.
- On ma dziewczynę?!!!
Przełknąłem ślinę i wypiłem na raz całego drinka. Współczułem Matt'owi będzie musiał się nieźle namęczyć.
- Odpowiedz mi Matt!!
- Um.
Zamknąłem oczy z irytacji.
- Ona jest ze mną. - powiedziałem.
James przyłączył się do rozmowy i popatrzył na mnie zmieszany.
Amber wyjrzała zza ramienia Matt'a, żeby na mnie spojrzeć i oczywiście na Alanę również.
- Oh, ona jest z tobą? - Amber uniosła brew.
- Nie w tym sensie w jakim myślisz. - spochmurniałem.
- Poważnie? Jak Re będzie się czuć, kiedy dowie się że umawiasz się z inną dziewczyną?
Nie zamierzałem zaprzeczać ważne, że ja wiem jaka jest prawda. Usiadłem i poprosiłem o następnego drinka.
- Popatrz, nic się nie dzieje. - przewróciłem oczami.
- To jest to co robisz? Widujesz inne szmaty za jej plecami, kiedy się kłócicie? - powiedziała Amber.
- Hey. Ona nie jest szmatą i nie spotykamy się. - burknąłem.
- Gówno prawda. Chyba muszę ci przypomnieć, że za tydzień bierzesz ślub ty brudna świnio. - Amber splunęła.
Alana popatrzyła na mnie w szoku.
- Żenisz się?
- Tak, jest zaręczony, więc spierdalaj.
- Zamknij mordę dziwko! - krzyknęła Alana.
- Serio skarbie? To jest jakiś trójkącik? To obrzydliwe.
- Aw, czuje się źle zaczynałam cię lubić Zahn.
- Zayn. - poprawiłem ją szybko.
- Zayn, tak. - starałam się być dobrą koleżanką.
- Zamknij się. - powiedziałem, zanim zaczęła mówić coś do Matt'a.
Zerknęła na mnie a następnie na Amber w kompletnej ciszy.
Amber uniosła brew.
- Wiesz co? Nie będę się w to zagłębiać.
- Nie, nie będziesz. - powiedziała Amber i odwróciła się do mnie. - Sprawiasz, że chce mi się wymiotować.
Powiedziała i wybiegła jakbym to ja był osobą która ją zdradza.
- Kurwa. - powiedziałem wkurzony.
Po chwili Matt do mnie podszedł i dostał mocno w policzek od Alany.
- Faceci tacy jak ty są powodem dla którego ufam tylko prezerwatywom. - krzyknęła i wyszła.
James popatrzył na mnie zmieszany.
- Czy ktoś mi powie co tu się dzieje?
Pokręciłem głową, kiedy Matt klepnął mnie w ramię.
- Dzięki stary.
- Tak, jeb się.
- Co się stało? - zapytał James.
- Zayn uratował moją dupę. - zaczął Matt.
Wprowadził James'a w to co się właśnie wydarzyło, a ja kończyłem kolejnego drinka.
Wstałem od stolika a James stęknął.
- Ej, no nie idź jeszcze stary!
- Muszę, zanim Amber powie Victorii rzeczy które nie są prawdziwe. - wziąłem ostatni łyk, trzasnąłem kieliszkiem o stół, żeby pokazać jak bardzo jestem wkurzony i wyszedłem z klubu.
Zważając na to że mój apartament jest tuż za rogiem, i tak wsiadłem do auta.
Jestem bardziej trzeźwy niż pijany przez to całe zdarzenie które miało miejsce.
Zaparkowałem auto na podziemnym parkingu. Wszedłem do windy i zacząłem przygotowywać się na lecące w moją stronę buty i poduszki.
- Pan Malik. - Eve była pierwszą osobą, która do mnie podeszła.
Wpatrywała się we mnie dziwnym wzrokiem.
- Czy jest tu Amber?!
-Tak, proszę pana.
Westchnąłem do siebie i pobiegłem schodami do sypialni, w której oczywiście zobaczyłem małą blond miss i Victorię.
Amber jęknęła, kiedy mnie zobaczyła a Victoria odwróciła wzrok.
- Amber wynoś się stąd. - krzyknąłem.
- Masz dużo odwagi żeby po tym wszystkim mówić mi abym z stąd wyszła i...
- Teraz!
Amber popatrzyła na Victorię wyczekująco.
- Dam sobie radę. - mruknęła Victoria.
Oczywiście że da.
Nic się kurwa nie stało. Już kiedyś to przerabiałem.
Amber wstała i zgromiła mnie wzrokiem wychodząc z pokoju. Zamknąłem za nią drzwi i popatrzyłem na Victorię.
- Wszystko wyjaśnię...
- Matt ją zdradza? - zapytała.
Zamrugałem.
- Ja...
- Wiem że między tobą a tą dziewczyną kimkolwiek ona była nic się nie wydarzyło. - powiedziała.
Westchnąłem z ulgą i usiadłem naprzeciwko niej. Ująłem jej ręce i uśmiechnąłem się na co ona zareagowała tym samym.
- Więc, zdradza ją prawda?
Popatrzyłem na dół.
- Tak, jestem tego pewny.
Victoria pokręciła głową.
- Zasługuje na kogoś lepszego.
Zaśmiałem się, a ona zerknęła na mnie groźnie.
- Co?
- Wziąłeś na siebie całą winę?
Kiwnąłem głową.
- Dlaczego? - nachmurzyła się.
- Ponieważ mu współczułem.
Victoria przewróciła oczami.
- Przez to wpędziłeś się w jeszcze większe gówno.
- Byłem o ciebie zaniepokojony. - wyszeptałem.
Przygryzła wargę i westchnęła.
- Przepraszam.
Zamrugałem a ona popatrzyła na dół ze smutkiem.
- Poczekaj. - powiedziałem.
Podszedłem do drzwi, żeby zobaczyć to co oczekiwałem czyli Amber po drugiej stronie.
- Możesz już iść? - mruknąłem.
Amber zmarszczyła brwi.
- Ale...
Zamknąłem jej drzwi przed nosem i wróciłem do Victorii.
Ściągnąłem buty i spodnie tak szybko jak tylko umiałem i wszedłem do niej na łóżko nie zdejmując bluzy ani koszulki która była pod nią.
Victoria automatycznie się uśmiechnęła, kiedy zdała sobie sprawę jak bardzo chcę żeby czuła się przy mnie komfortowo.
- Powiedz mi co się stało? - odezwałem się.
- Jestem tak bardzo zestresowana i wyrzucam tą całą złość na ciebie, jeszcze to planowanie ślubu i te migreny. - kontynuowała. - Te migreny mnie wykończą.
Przyciągnąłem ją bliżej i położyłem się na poduszkach kładąc ją na mojej klatce piersiowej.
- Przepraszam. - powtórzyła.
- Ja też przepraszam. - zmarszczyłem brwi.
- Dlaczego kłócimy się kiedy nasz ślub ma odbyć się za tydzień?
- To jest bezsensu. - powiedziałem.
Victoria kiwnęła głową.
- Nie sabotuje prezerwatyw Zayn. To naprawdę mnie boli kiedy myślisz że to robię.
Zamknąłem oczy.
- Przepraszam. Ale chciałbym żebyś spróbowała jakiejś innej metody antykoncepcyjnej. - wyszeptałem.
- Popatrz co stało się ostatnim razem? Byłam na nexplanonie i zaszłam w ciążę. Prezerwatywy są niezawodne.
Zmarszczyłem brwi.
- Wiem, ale...
Victoria podniosła się, żeby na mnie spojrzeć.
- Proszę, jeśli znajdę inną alternatywę porozmawiamy o tym. Ale teraz jedynym wyjściem są prezerwatywy.
- Okay.
Westchnęła i zamrugała kilka razy.
- Jest coś jeszcze?
Victoria przewróciła się na bok a ja popatrzyłem na nią w zdziwieniu.
- Przez to całe wymiotowanie i przybranie na wadze ja... - przerwała i pokręciła głową.
- Co?
Zajęło jej chwilę żeby odpowiedzieć. Widziałem jak słowa praktycznie wylatują z jej ust ale nie sądziłem że powie mi coś konkretnego.
Kiedy wreszcie znalazła odwagę by coś powiedzieć, odwróciła się do mnie, miała łzy w oczach.
- Myślałam, że jestem znowu w ciąży.
Otworzyłem usta ale żadne słowo z nich nie wypłynęło.
Pokręciła głową i westchnęła kiedy popatrzyła na swój brzuch. Przygryzłem wargę kiedy jej ręka dotknęła nagiej skóry.
Wiem że ciąża to delikatny temat do rozmowy. Nigdy nie miała czasu, żeby opłakiwać jej "małego orzeszka" jak go nazwała.
Po tym jak myślała, że znowu zaszła w ciąże ale tak się nie stało musiało ją to zaboleć jeszcze mocniej niż wcześniej.
Chciałbym, żeby wiedziała jak nieprzygotowany jestem na dziecko. Nawet nie wiem jak się go trzyma bez myślenia o tym że go upuszczę.
- Trzy miesiące. Byłabym już trzy miesiące w ciąży.
Uniosłem brew, ale nic nie powiedziałem.
Odrzuciłem od siebie wszystkie obawy i nieporozumienia i objąłem jej rękę którą położyła na brzuchu.
Chciałem ją pocałować i odpędzić ten cały ból.
- Pewnego dnia, obiecuję. - wyszeptałem.
Uśmiechnęła się ale nie był to wiarygodny uśmiech.
- Zawsze miałam ten obrazek przed oczami. Najpierw dziecko a później ślub. Nasza mała dziewczynka trzymałaby kwiaty na naszym ślubie. - pisnęła.
Usiadłem na łóżku i zamrugałem kilka razy.
Ona ma halucynacje?!
- A co jeśli będzie to chłopiec? - uśmiechnąłem się.
- Mógłby trzymać obrączki. - Victoria przygryzła wargę.
Zamknąłem oczy a ona przytuliła się do mnie.
- Powiedz mi więcej, o tym wymarzonym ślubie Panno Green.
Poczułem jej uśmiech na moim torsie.
- Więc, jest pan młody.
- Oh, pan młody? Więc nie jesteś lesbijką?
Uderzyła mnie lekko w ramie.
- I byłoby pięć druhen i pięciu drużbów. Chciałabym iść do ołtarza z moim ojcem i w tle grałaby piosenka z "Zakochałem się w striptizerce".
Pokręciłem głową i się zaśmiałem.
- Jeszcze jakieś marzenia, Panno Greene?
Pocałowała mnie w szyję.
- Mój wymarzony ślub jest z tobą i wszystkimi których kocham.
- Czarno biały ślub w zamku, co miałoby pójść źle?
- Dużo rzeczy mogłoby się zdarzyć. Ktoś może wylać czerwone wino na moją suknię.
- To prawda. Powiemy, że to jest...
- Jeśli powiesz, że okres to nie ręczę za siebie. - powiedziała a ja popatrzyłem na nią z góry.
- Chciałem powiedzieć krew.
- Oh.
- Oh. - pokręciłem głową. - Jeszcze sześć dni i legalnie zostaniesz ze mną na zawsze.
- Musimy jutro podpisać certyfikat ślubu, prawda?
- Mamy dużo rzeczy do zrobienia jutro. Ty masz te dziewczęce sprawy, jak wybieranie kwiatów i reszta tego gówna. Ja muszę sfinalizować kilka prezentów ślubnych.
- Prezenty ślubne? - Victoria uniosła brew. - Brzmi interesująco.
- Mam nadzieje, że się im spodobają. - mruknąłem do siebie.
- Co to będzie? - zapytała.
Przygryzłem usta od wewnątrz.
- Nie wiem czy mogę ci powiedzieć.
- To jest dla druhen nie dla mnie więc możesz.
Kiwnąłem głową.
- No pokaż mi! - usiadła podekscytowana a ja wyciągnąłem swój telefon ze spodni leżących na podłodze.
- Suknie druhen są białe tak?
Victoria przytaknęła.
Znalazłem zdjęcie czternasto-karatowej biało-złotej skupionej w diamencie bransoletki.
- Na zwisającym łańcuszku będą wygrawerowane inicjały.
- Jasna cholera. Ile to będzie kosztować?
9,499 funtów.
- Nie dużo.
Patrzyła na mnie nie wierząc.
- Jak dużo?
- 5 tysięcy. - skłamałem.
Uniosła brwi.
- To cena za wszystkie razem, prawda?
Nie.
- Tak. - skłamałem, a ona zmarszczyła brwi.
- To za dużo pieniędzy jak na prezenty.
- Poważnie? - wzruszyłem ramionami.
- Victoria ma pięć druhen: Amber, Mandy i moje trzy siostry. Muszę kupić pięć takich bransoletek.
Wydam 47,475 tysięcy funtów.
- Coś małego i prostego byłoby miłe, Zayn.
- To jest proste. - zmarszczyłem brwi.
Zachichotała i położyła się na moim torsie.
- Jasne.
- Poważnie. - mruknąłem cicho.
Zapanowała cisza więc zamknąłem oczy. Po chwili poczułem jak Victoria całuje mnie w szyje.
- Kocham cię.
- Kocham cię bardziej, i jeśli spróbujesz jeszcze raz sprawić żebym był zazdrosny to...
- Przepraszam. To dziwne widzieć ciebie i Amber rozmawiających bez żadnej złości ani gniewu. Flirtowała z tobą, jej ręce były na tobie...
Uniosłem brew.
- Były?
- Tak! Nie zauważyłeś?!
Pokręciłem głową zaskoczony.
- Oczywiście że nie. Twój umysł jest czysty jeśli o nią chodzi. Może Trevor miał rację.
Zamrugałem w zdziwieniu, nic nie zauważyłem.
- Rację? O czym?
- Ona cię lubi. - spochmurniała.
- To dlatego zrobiłaś to. Żebym był zazdrosny. - uśmiechnęła się, a ja przewróciłem oczami.
- Cokolwiek.
- Nie rób tego więcej.
- Ok. Nie zrobię zrzędo.
Przyciągnąłem ją bliżej, a ona westchnęła.
- Śpij kochanie jutro jest wielki dzień.
***
Cały dzień odpierałem telefony od Ell'i, która planowała ślub i z pracy.
Jeśli zrobiłbym to po swojemu, ubrałbym Victorię w ładną sukienkę, zaprosił paru ludzi i zaplanował jaką spontaniczną ceremonię w zamku, a potem boom jesteśmy małżeństwem. Po tym spieprzylibyśmy na jakąś wyspę na nasz miesiąc miodowy.
Ale nie jest to takie łatwe, kiedy Victoria chce doświadczyć tego całego gówna związanego z planowaniem.
Przez większość czasu po prostu zgadzam się na wszystko, dopóki Victoria się nie obudzi i nie zacznie mówić, że to rzecz której nie potrzebujemy, albo nie było jej na liście.
Jeśli mamy być małżeństwem, chce żeby ten dzień był dla niej wyjątkowy i miała wszystko co chce, ponieważ w przeciwnym razie będzie na mnie zła do końca życia.
Więc, co jest złego w zaplanowaniu wszystkich rzeczy, które dla mnie są kompletnie niepotrzebne ale dla niej są naprawdę ważne, kiedy zamierzam poślubić osobę którą kocham najbardziej na świecie? Absolutnie nic.
Kiedy tak myślałem o tym Victoria wyrwała mnie z zamyślenia i zapytała który kolor bardziej mi się podoba.
- Ahh biały? - zmarszczyłem brwi.
- Widzisz, też o tym myślałam. - Ella kiwnęła głową i skupiła uwagę na wyborze kwiatów.
Szczerze, nie słyszałem nawet jednego pieprzonego słowa o którym mówiły.
Po co tu w ogóle jestem?!
- Czerwone też mi się podobają. - Victoria powiedziała zrezygnowana.
Ella westchnęła zmęczona, ale nic nie powiedziała.
- Więc białe? - zapytała, Victoria.
Ziewnąłem głęboko a ona uderzyła mnie w brzuch.
- Białe?! - zapytała.
- Oh pytasz mnie? - uniosłem głowę.
- Tak.
- Tak, cokolwiek. - uśmiechnąłem się. - Właściwie jest to czarno-białe wesele, więc chyba wybór jest prosty.
- Tak,ale... - westchnęła. - Nie wiem.
- Zrób jak uważasz skarbie. - powiedziałem, a ona przygryzła wargę.
Kocham kiedy to robi.
- Chce żeby były białe i fioletowe z czarną wstążką na łodygach.
Uniosłem brew. Jeśli nie możesz mieć jednego koloru, wybierasz trzy.
- Więc... - wzięła bukiet białych róż i dołożyła kilka fioletowych tulipanów.
Pokręciłem głową.
- Tylko białe.
- Tylko? - Victoria uniosła brwi.
- Chcesz kolorowe?
Kiwnęła.
- Daj.
Wziąłem od niej bukiet, wyjąłem białe róże i zamieniłem je z białymi tulipanami.
- Fioletowe tulipany są mocno związane z zamożnością. Białe z wybaczaniem.
Zabrałem ze stolika czarną wstążkę i obwiązałem nią łodygi kwiatów, żeby jako tako się trzymały.
- Trzymaj. - podałem jej bukiet, a ona wzięła go z zaskoczeniem na twarzy.
- Kiedy stałeś się florystą Panie Ogrodniku. - Victoria mrugnęła do mnie, w szoku i popatrzyła na bukiet. - Jest śliczny, podoba mi się.
- Pozwól, że zrobię zdjęcie. - mruknęła Ella, a mój telefon zaczął wibrować w kieszeni.
Przeprosiłem i odszedłem na bok żeby odebrać.
- Malik.
- Proszę pana Felix wysłał zdjęcia budynku. Przefaksować je do pana?
- Tak, są jakieś wiadomości od Dillon'a?
- Jeszcze nie.
- Powiedz agentce od wyjazdów, żeby zadzwoniła do mnie w najbliższym czasie.
- Tak, proszę pana.
Rozłączyłem się, a Victoria popchnęła mnie za ramię z powrotem do Ell'i.
- To dla ciebie. - Ella zaczęła trzymając małego tulipana obwiązanego czarną wstążką.
- Butonierka pana młodego.
- Bou co?
Victoria zabrała on niej tulipana i włożyła go do przedniej kieszeni mojej marynarki.
- Czuje się jakbyśmy łamali tradycje. - mruknąłem.
- Jest trochę za duży. - powiedziała Victoria, odpinając go i próbując inny.
- Spróbował bym z tą białą różą. - powiedziałem. - Wiesz że mieliśmy zostać przy białym i czarnym.
Westchnęła, wyglądała na sfrustrowaną ze spinką atakującą moją kieszeń.
- Potrzeba koloru.
- Ale później, będziesz musiała zmienić plan bo już teraz trzeba kupić kilka rzeczy by kolory się zgadzały.
- Będzie dobrze.
- Suknie druhen są białe.
- Są.
- To nie jest fioletowy. - powiedziałem zmieszany.
- Nie obchodzi mnie to. - ukuła mnie spinką.
- Hey!
- Przepraszam.
Cofnąłem się o krok do tyłu i popatrzyłem niżej na małą białą różę owiniętą fioletową wstążką na łodydze.
- Ta mi się podoba. - powiedziałem.
- Nie, jest za duża. - Victoria zmarszczyła brwi, i zaczęła ją odpinać.
- Za duża? - podniosłem brew. - Myślałem że lubisz duże rzeczy. - mruknąłem, a jej twarz zaczęła się czerwienić.
- Przestań.
- Myślisz o mnie pod względem seksualnym Panno Greene? - mruknąłem cicho do jej ucha.
Chwyciłem ją za rękę, żeby odciągnąć ją od odpinania.
- Jest dobrze, wygląda ładnie. - powiedziałem.
- Nie chce ładnie, chcę perfekcyjnie. - powiedziała.
Pocałowałem ją. Kiedy się odsunąłem zamrugała kilka razy.
- Spokojnie skarbie. Pobierzemy się i będziemy mieć piękne życie razem. Czy to - Pokazałem na kwiatka jakkolwiek się to nazywa bou-coś-tam-kurwa-nie-wiem-co-to. - zmieni nasze przyszłe życie?
- Ale pasuje do mojego bukietu.- uśmiechnęła się do mnie jakbym był głupi. - Więc, podoba cię się ten?
Kiwnąłem głową.
- Na pewno? Będą robione zdjęcia i będziesz na nie patrzył do końca swojego życia.
Zaśmiałem się.
- Jasne, nie mógłbym wybrać innych.
- Okay, zdecydowaliście? - Ella zapytała.
- Oh. - Victoria odeszła ode mnie. - Te. - powiedziała, podając jej kwiatka, a ja przyciągnąłem ją bliżej za biodra.
- Dobrze, zrobię zdjęcie i będą gotowe jutro. Dla druhen te same?
- Druhny mają mieć identyczne, po prostu białe.
***
Po udzieleniu pomocy w rzeczy w której nigdy nie sądziłem, że wezmę udział Victoria i ja musimy podpisać certyfikat ślubu.
Idziemy teraz ponieważ nie chcemy zepsuć wesela nagłym wyjściem, żeby podpisać papiery.
Nie wiem gdzie jest Victoria, ale opierając się na jej stresie wnioskuje, że poszła zmienić coś w sprawie ślubu.
Aczkolwiek idę do Dillion'a, żeby porozmawiać o prezentach dla druhen oraz o specjalnym naszyjniku i bransoletce dla Victorii.
Mark czekał już przed budynkiem, westchnąłem do siebie, kiedy zaczęło padać. Otworzyłem drzwi auta i wszedłem do środka.
*
Potrząsnąłem marynarką, żeby woda znajdująca się na niej chociaż trochę spłynęła i wszedłem do budynku, sprawdziłem zegarek żeby zobaczyć czy jestem na czas.
Kiwnąłem do recepcjonistki a ona wstała z krzesła.
- Dobry wieczór, Panie Malik. - Rebecca pisnęła.
- Jest w środku? - zapytałem.
- Tak, proszę Pana. W swoim biurze.
- Dziękuje. - minąłem kamienne biurko i podszedłem do windy która mieściła się w kącie.
Kiedy byłem w windzie naszedł mnie pomysł, żeby znaleźć gdzie jest Victoria i wysłać jej bukiet kwiatów i czekoladki. Jestem pewny że się jej spodoba.
Kiedy drzwi się otworzyły włożyłem telefon do kieszeni i wszedłem do biura Dillion'a.
- Ahh Panie Malik.
- Dillion. - podałem mu rękę nad biurkiem i usiadłem na przeciwko.
Uśmiechnął się zza biżuterii która była na jego biurku.
- Drogie rzeczy masz tutaj Zayn. Chciałbyś je odnowić?
- Nie, dziękuje. Jestem tu żeby to sfinalizować.
Kiwnął głową.
- Chciałbym zacząć od bransoletek, tekst ma być pisany kursywą?
- "Pałac" w kursywie.
- Dobra, sfinalizujemy to, żeby upewnić się, że mamy wszystko i jeszcze podpis poproszę.
- Podpis?
Zaśmiał się.
- Tak, moja firma ma zabezpieczenia.
- Czyli jeśli zrobisz błąd to będzie moja wina?
- W pewnym sensie.
Przewróciłem oczami.
- Ufam ci nie spierdol tego.
- Oczywiście, Panie Malik. - powiedział, a ja przeczytałem kartkę z napisami które znajdą się na bransoletkach.
Wszystko co napisałem znajduje się na tej liście.
Inicjały.
A.C - Amber Coventry
W.M - Waliyha Malik
D.M - Doniya Malik
S.M - Safaa Malik
M.J - Mandy Jefferies
I napis który będzie miał miejsce od środka. "Więcej niż wczoraj, mniej niż jutro."
Oddałem papier Dillion'owi a on uśmiechnął się i przysunął do mnie bransoletkę oraz naszyjnik dla Victorii i pięć pozostałych bransoletek.
- Co chcesz z tym zrobić?
- Naszyjnik jest dobry, ale bransoletka. - mruknąłem.
- Tak?
- Chciałbym żebyś wygrawerował coś za jej zamknięciem, coś co tylko ja i ona zrozumiemy.
Dillion kiwnął głową.
- I co to będzie?
-----------------------
Witam was tutaj Martyna od razu przepraszam, że musieliście czekać na rozdział ale nie miałam ostatnio czasu. Koniec szkoły, poprawianie ocen myślę że doskonale mnie rozumiecie. Mam nadzieje że rozdział się wam spodoba i do następnego!
P.S Zapraszam was na konto @frostbitepl na twitterze, pojawiają się tam spojlery nowych rozdziałów i wiele innych informacji.
P.S 2 Rozdział jest już poprawiony, nie miałam czasu wcześniej tego zrobić.

niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 33 - "Niepotrzebna drama."

Ustalamy, że rozdziały nie będą pojawiać się w wyznaczony dzień, ale tak ogólnie - na łikend, okej? :)
I nie chcę podpisywać się nickiem z tłitera, będę podpisywać się imieniem :D
Marta ;)

Zapraszamy na oficjalnego Twittera tłumaczenia pojawiają sie tam spojlery nowych rozdziałów oraz wiele innych! @frostbitepl

Wróciliśmy pół godziny po spotkaniu Victorii z lekarzem, po drodze zabierając jeszcze coś do żarcia.
Zadzwoniłem do Jamesa z prośbą, czy mógłby wpaść. Miałem nadzieję, że odwróci moją uwagę od tego co zostało powiedziane.
Victoria chce rzucić tabletki, a ja, dlatego, że nie chcę patrzeć na jej cierpienie z powodu migren, zgodziłem się - pod warunkiem, że znajdzie inną alternatywę. Wiedziałem, że są inne kobiece środki antykoncepcyjne, aczkolwiek wiedziałem również, że Victoria żadnego z nich nie chciała.
Im więcej myślałem o tej sytuacji z kondomami, które przekuła Waliyha i na którą zrzuciłem winę, tym bardziej moje podejrzenia zaczęły wzrastać.
Nie wydaje mi się, że Waliyha zostawiła tą szpilkę specjalnie, żeby to wyglądało na żart.
Nie jestem głupi.
Nigdy nie grzebie w moich rzeczach, nigdy nawet nie myśli o tym, żeby przejść przez mój pokój, kiedy nie ma mnie w pobliżu.
Nie chcę być ziomkiem, który nie ufa swojej przyszłej żonie, ale jak cie coś w jajkach kuje to nic nie możesz na to poradzić.
Victoria serio przebiła te kondomy?!
Nawet jak zrobiła ten test, który dała jej pielęgniarka, nie była specjalnie zadowolona, kiedy dowiedziała się, że nie jest w ciąży.
Ona w ogóle brała tabletki?
Nienawidzę kwestionować jej zachowań.
- Wszystko w porządku? - pokręciłem głową, wyrywając się z zamyślenia, kiedy Victoria spojrzała na mnie skonsternowana.
- Tak. A co?
- Odleciałeś na chwilę.
Zmarszczyłem czoło.
Serio chcę, żeby brała jakąś antykoncepcję.
- Po prostu mam dużo na głowie. - mruknąłem.
Westchnęła.
- To ze mną pogadaj.
- Zamierzałaś w ogóle brać pod uwagę moją opinię w tym wszystkim? - zapytałem w końcu, kiedy spojrzała na mnie znad swojego laptopa.
Uniosłem brew, siadając na krańcu łóżka.
- Opinię w czym?
- W antykoncepcji. - rozszerzyłem oczy.
Wzięła powietrze do ust.
- Myślałam, że już to obgadaliśmy.
- Ty tak myślałaś. - odpowiedziałem buntowniczo.
Spojrzała z powrotem na swojego laptopa, skupiając się na tym, co robiła, a po chwili zamknęła go, więc jej cała uwaga była skupiona na mnie. No i dobrze.
- W przychodni powiedziałeś mi, że się z tym zgadzasz. - zmarszczyła czoło. - Te migreny i przybieranie na wadze były spowodowane tabletkami. A nie dlatego, ze jestem w ciąży.
- Wiem, że nie jesteś w ciąży, widziałem test. Zgodziłem się tylko dlatego, że byłem pod ostrzem tej pielęgniarki, a patrzyła na mnie tak, jakby mogła mnie posiekać na kawałki, jeśli powiedziałbym coś przeciwko tobie.
#feminizm.
Victoria przewróciła oczami i westchnęła z wyczuwalną upartością.
- Nie wrócę do tabletek.
- To spróbuj czegoś innego. Zawsze jest jakaś inna metoda.
Victoria wyrzuciła swoje ręce w górę w poirytowaniu.
- Jak gumki. Gumka to też inna metoda. - powiedziała.
Nienawidzę gumek.
Westchnąłem, trzymając moje nerwy na wodzy.
- Już ci mówiłem co sądzę na temat gumek.
- Cóż, to jedyna antykoncepcja jaką ty możesz przyjmować. - powiedziała ironicznie, pocierając palcem o skroń.
Do kurwy twojejmać teściowej Grażyny. Gumki były ostatnie na liście. Tym bardziej jeśli moja siostra przypadkowo wślizgnie się do mojego pokoju i zacznie szmerać w moich rzeczach, robiąc sobie głupi żart, który nawet nie jest kurwa śmieszny i wkładając szpilkę do szuflady z kondomami.
Coś mi mówi, że to jednak Waliyha.
- Wiem naprawdę dogłębnie, jak bardzo chcesz dziecka, ale...
- Ale nie jesteś jeszcze gotowy. Wiem! - przewróciła oczami. - Znowu do tego wracamy.
Przestałem mówić i spojrzałem na nią uważnie.
- Wiesz co, jebać tą rozmowę. To było bez sensu, wyciągać to w ogóle na wierzch. Po prostu udawaj, że nie powiedziałem nic, odkąd wiesz, co zamierzałem powiedzieć.
- Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym była na antykoncepcji?! - warknęła zirytowana. - Dlaczego?! Nie ufasz mi?
Westchnąłem cicho i spojrzałem w dół.
- Powiedziałeś już, jak bardzo chcę dziecko, i to tyle? Ufasz mi z gumkami?
- Victoria. Zadałem jedno proste pytanie. Nie chciałem, żeby ta rozmowa przerodziła się w kłótnię.
- Ja też o coś zapytałam i też mi nie odpowiedziałeś!
Przewróciłem oczami i westchnąłem wkurzony.
- Jebać to. Po prostu o tym zapomnij.
- Zayn.
- No odpuść. I tak chciałaś z powrotem swojej niezależności, co nie?
- Serio? Teraz wyciągasz coś takiego? Kłócimy się o coś głupiego.
- Coś głupiego? Victoria, ostatnim razem kiedy zaszłaś w ciążę, prawie cię zostawiłem. Oprócz tego jak się czułem, myślę, że antykoncepcja to ważna sprawa.
- Ale dalej się tak czujesz. Nie ufasz mi. Jeśli byś ufał, nie robiłbyś z tego takiej afery!
Pokręciłem głową w ciszy.
- Bo to jest ważna sprawa!
- A co jest takiego złego w kondomach?! - zapytała zirytowana. - Co?! Myślisz, że je poprzebijam?! Myślisz, że zrobię za twoimi plecami coś takiego?!
Zacisnąłem pięści w frustracji.
- Dobra! Tak, Victoria, tak myślę!
Victoria prychnęła z żałością.
- Dzięki za zaufanie.
- Nie ma takiej opcji, żeby moja siostra szperała w moich rzeczach.
- Serio myślisz, że robię coś za twoimi plecami? Już o tym rozmawialiśmy!
- A jebać to.
Pokręciłem głową z irytacją i wyszedłem z pokoju, zanim powiedziałbym rzeczy, które nie do końca miałem na myśli. Napotkałem Marka, który wchodził po klatce schodowej.
- Mark. - przywitałem się sfrustrowany.
- Pan Blackwood i Panna Conventry są w drodze na górę.
W końcu tu jest.
Ale jasna kurwa, po co ona tu jest?
- Dziękuję.
Zanim przyszli, wypiłem szota tequili i usłyszałem, jak mahoniowe drzwi się otwierają.
Skupiłem się na sobie, próbując się uspokoić z tą całą sytuacją z antykoncepcją.
- James. - przywitałem się z nim, kiedy wszedł do salonu.
Amber ociągała się za nim z podejrzaną postawą.
Przeogromny uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Siema stary! Gdzie Re?
Odchrząknąłem.
- Na górze.
Powoli kiwnął głową, kiedy Amber zaczęła wspinać się po schodach. To, że idzie na górę, to nie za dobry pomysł.
- Oh. To zamierzasz mnie zabić czy...?
- Nie. James. - przewróciłem oczami i zaprosiłem gestem, by poszedł za mną na dół. - W każdym razie jeszcze nie. - zażartowałem, a on uderzył mnie w ramię.
Moja ręką zadrgała, ale powstrzymałem się i mu nie oddałem.
- Gdzie leziemy?
Zapaliłem światła na korytarzu, zanim poszliśmy do pokoju gier. Otworzyłem drzwi i gestem pokazałem mu, żeby wszedł pierwszy, a on spojrzał na mnie sceptycznie.
- Nic nie zrobię. - uśmiechnąłem się.
Przeszedł przez próg niekomfortowo, a ja zapaliłem światło.
- Łoł, masz stół do bilarda. - wydusił. - Zawsze kurdełe wiedziałem, że masz w tym apartamencie taki wyrąbisty pokój, stary. O psiamać, masz tu bar... ej, a czemu w ogóle mnie tu przyprowadziłeś? - nagle zmarszczył czoło.
- Victoria nigdy tu nie schodzi, więc to jedyne miejsce, gdzie możemy pogadać o tym weselnych rzeczach.
- Racja. - kiwnął głową i zaczął rozglądać się po pokoju.
Wskazał palcem na niedokończone graffiti na ścianie.
- To twoja robota?
Zmarszczyłem brwi.
- Ee, no.
- Ale wyrąbiste. - uniósł brwi w szoku, tak jakby nie dowierzał, że jestem zdolny do posiadania krzty artystycznej duszy.
- Dzięki. - nie jestem dobry przy komplementach.
Nigdy nie byłem.
- Więc... - uciął. - Czemu tu jesteśmy?
- Wiem, że jest trochę mało czasu na powiadomienia, ale jesteś jednym z moich drużb i chcę żebyś był moim drużbą. (W sensie, że jest grupka typów robiących za drużby, jak kto woli świadków na ślubie, a Zen chce, żeby James był tym jego głównym drużbą, best man po angielsku, mam nadzieję, że ogarnęłyście)
James uniósł brew i usiadł na stołku przy barze.
- Chcesz, żebym był twoim drużbą?
Włożyłem ręce do kieszeni i poszedłem za bar, żeby zrobić nam po drinku.
- No.
- A co drużby w ogóle robią?
Przesunąłem szklankę w jego stronę.
- Nie wiem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
Prawdę mówiąc, Victoria powiedziała, że normalne mieć drużbę, który pomaga ci w tym "wielkim dniu".
James kiwnął głową.
- Dobra będę twoim drużbą. Jeśli to znaczy, ze muszę planować kawalerski, to zdecydowanie się zgadzam.
Przewróciłem oczami.
- Chluśniem, bo uśniem. - uniósł szklankę do góry, a ja pokręciłem głową, starając się powstrzymać uśmiech.
Co za debil.
- Zdrowie. - powiedziałem.
Po wypiciu drinka, położył szklankę na blacie i okręcił się na swoim stołku.
- To znaczy, że mam jakieś obowiązki?
- Chyba tak.
- Na przykład? Wszystko co wiem, to to, że organizuję kawalerski.
Zaśmiałem się.
- To jeden z nich. Smokingi są już gotowe, ale to chyba już wiesz. Możesz zapytać organizatora wesela.
- Możesz pójść ze mną się jej zapytać?
- Po co, mam cię za rączkę trzymać? - prychnąłem, a on tylko mrugnął. Oh, on tak na serio. - Mogę iść.
- Okej. Dobra, gramy w bilarda? - poruszał brwiami.
- Jestem słaby. - uśmiechnąłem się.
- Możemy pograć w dubla.
- Z kim?
- Z laskami.
Zawahałem się. Nie wiem, czy Victoria i ja powinniśmy być w tym samym pomieszczeniu co Amber. Nie wiem nawet po co Amber tu jest.
- Okej. Możesz po nie iść, ja zrobię drinki. - mruknąłem, a on wstał, wyszedł z pokoju i poszedł na górę.
I tak dalej jestem wkurzony o tą rozmowę o antykoncepcji. Przez takie argumenty z dupy wzięte zrobiłem się podejrzliwy.
Kiedy wszyscy byli w pokoju, podałem Amber kij, a ona zmarszczyła brwi.
- Jesteśmy razem w drużynie. - westchnąłem poirytowany, kiedy James i Victoria zaczęli omawiać strategię.
- Ja ustalam zasady. - James zaczął i włączył grę. - Każda bila, którą wbiją przeciwnicy, oznacza, że drużyna musi wypić szota. To nie obejmuje przerwy.
- Szota czego? - zapytała Victoria.
- Szota jakiegokolwiek napoju dadzą ci twoi przeciwnicy. - mruknął James, wskazując na bar. - Jeśli nie trafisz, to też pijesz.
- Oh. - powiedziała Victoria. - Gra z piciem? - spojrzała na swoje ramię, jakby miała tam zegarek. - Jest środek dnia. Brzmi produktywnie.
- Bardzo produktywnie. - powiedział James.
- Rozbijajcie pierwsi. - powiedziała Amber.
Victoria spojrzała na Jamesa, a on wskazał, żeby rozbijała.
- Eeh, nie wiem, czy rozbiję, kiedy tak się wszyscy gapią. - powiedziała nieśmiało.
Spojrzałem na nią, a ona momentalnie spojrzała na mnie, po czym jej wzrok podążył gdzieś indziej.
Ta, też jest na mnie wkurzona.
- Słabym punktem Re są bliskie zbicia. Jest w tym do dupy. - mruknęła cicho Amber, kiedy Victoria rozbiła. - I w ogóle nie idzie jej za dobrze, dopóki kilku nie wypije.
Spojrzałem na Amber z konsternacją. Dlaczego ona do mnie gada?
To już chyba lepsze od prychania na mnie.
- Dzięki za wskazówki. Ja pierwszy. - obszedłem stół dookoła i pochyliłem się, by zbić żółtą bilę. - Prawy górny róg. - mruknąłem.
- Nie trafisz. - zadrwił James.
Cofnąłem swój kij, uśmiechając się do Jamesa i mocno zbiłem białą kulę, prosto w żółtą, która wpadła idealnie w dziurę. Bez patrzenia.
- Co mówiłeś James? - uniosłem brew, a Amber poszła za bar.
Chwyciłem wszystkie trunki i postawiłem je przed Amber, a Victoria i James stali po drugiej stronie baru.
- Oh, mam pomysł na zajebistego szota. Nazywam to Fantazyjną Niespodzianką.
Uniosłem brew.
- Czyli co?
- Wódka, Baileys i tequila. - nalała wódki i tequilę, a ja nalałem Baileys'a.
- Czemu trzy? - zmarszczyłem czoło.
- Też chcę jednego. - przewróciła oczami i podała Victorii i Jamesowi po szocie, a ja podszedłem do stołu bilardowego.
Znów zbiłem, i znów i znów, a Victoria wyglądała, jakby zaraz miała się porzygać, więc specjalnie nie trafiłem, a James przyszykował mi szota wódki.
- Przygotuj się na śmierć. - James dźgnął kijem Amber. - Żołądziu.
Amber się zaśmiała.
James położył się na stole i pokazał na górny lewy róg - zieloną bilę.
- Nie trafisz Jamie. - Victoria zachichotała i dźgnęła go w żeberka swoim kijem.
Spojrzałem na nią uważnie i wypiłem swoją wodę.
James nie trafił i wypił szota.
- Amber. - Victoria pokazała gestem na stół.
Nie wierzyłem w Amber, bo trzymała swojego kija dość niestabilnie. Ale wbiła dwie bile za jednym razem. Uniosłem brew.
- Touché(nieźle) Conventry. Może jednak jesteś w czymś dobra po za byciem suką. - dodałem z delikatnym uśmiechem, a ona teatralnie przewróciła oczami.
- Oryginalnie, panie Malik. - droczyła się, a ja odwróciłem się do baru, by zrobić Victorii i Jamesowi mojego zabójczego szota - Płynną Kokainę.
- Co robisz?
- Płynną Kokainę.
- Dwa szoty likieru? Zabijesz ich.
- Dadzą rade. Spójrz na nich. - pokazałem gestem na dwóch tańczących, do własnego bitu, bez muzyki, idiotów.
- James próbował tańczyć Polkę ze swoim kijem. Uwierz, mi, myślę, że im starczy. - Amber uniosła brew.
Spojrzałem z powrotem na tych dwóch dziwaków.
- Dadzą rade.
Westchnęła i obeszła stół, by stanąć obok mnie.
- Możesz mi pokazać?
Postawiłem na barze dwie butelki.
- Bacardi 151 rum. Jegermeister ziołowy i Rumple Minze miętowy.
- To wszystko?
Kiwnąłem głową. Pochyliłem głową, a ona wzięła do ręki butelkę Bacardi.
- Nalewaj.
Nalała, a ja w odpowiednim momencie zatrzymałem ją gestem dłoni, podając jej Jegermeistera.
- Lej.
Kiedy nalewała, nie trafiła do szklanki i oblała mnie, ale się cofnąłem.
- Do szklanki, a nie na mnie!
- Sory, wytrysnęło się. - zaśmiała się.
- Tak jak mówisz. - uniosła brew na mnie w widocznym szoku. - Nalewaj.
Amber nalała ostatnią, chichocząc i uśmiechając się pod nosem.
- Zboczeniec.
- To ty tak pomyślałaś. - odpowiedziałem.
- Nie ważne, ty to powiedziałeś.
- A ty tak pomyślałaś. - powtórzyłem.
Przewróciła oczami.
- Ile tu jest alkoholu? - zapytała.
- 53 procent.
- Zabijesz ich. - wydusiła.
- Dadzą radę.
Amber wzruszyła ramionami i wzięła dwa szoty, które właśnie nalałem, i odeszła, a ja poszedłem za nią.
Victoria skrzywiła się, kiedy wzięła pierwszego łyka, a ja uśmiechnąłem się, kiedy Amber podała jej następnego.
Wypiła go i odstawiła go na stół z delikatnym puknięciem, podczas gdy Amber nie wbiła swojej kuli. Victoria potknęła się, idąc naprzód.
- Okej. - skrzywiła się i odwróciła się, by spojrzeć na Jamesa z konsternacją. - Możesz mi pomóc?
Zmarszczyłem czoło poirytowany, kiedy James wstał ze swojego miejsca i pochylił się w jej stronę, wyciągając końcówkę swojego kija bliżej niej, a ona oparła się o stół, by wycelować.
Ten fakt, kiedy ona zaczyna poruszać swoim ciałem blisko ciała Jamesa.
Zmierzyłem ich wzrokiem, a moja zazdrość wzrosła.
- Ona nie potrzebuje pomocy.
James wzdrygnął się i odwrócił w moją stronę.
- Tego nie wiesz! - prychnęła Victoria.
Zbiła białą kulę, a ja zacisnąłem usta, kiedy James odsunął się od niej i rzucił mi przepraszające spojrzenie.
Victoria westchnęła poirytowana, przechodząc obok mnie. Chwyciłem ją szybko za nadgarstek i przycisnąłem do siebie.
- Co to kurde było?!
- Co?! Nie ufasz mi?! - syknęła, a ja spojrzałem na nią uważnie, kiedy zepchnęła moją rękę ze swojego nadgarstka.
- Nowe zasady. - powiedziała głośno, a Amber i James, stojący po drugiej stronie stołu, spojrzeli na nią. - Stare zasady zostają, ale teraz, kiedy weźmiecie szota, musicie ściągnąć jakąś część garderoby. Ja i James mieliśmy pięć szotów, więc musimy ściągnąć pięć rzeczy...
- Czekaj. Ściągamy ciuchy tylko jeśli przeciwnik zbije, tak? - Amber zapytała, idąc koło mnie.
- Tak. - Victoria uśmiechnęła się jak dziecko.
- Nie. - prychnąłem.
- Co - nie dasz rady? - Victoria powiedziała jakby z wyzwaniem, widocznie wkurzona.
Nie odpowiedziałem, w sumie tylko dlatego, że Amber stałą obok mnie i nie potrzebowałem dwóch osób, które na mnie kurwa prychają.
- To jest fest dziwne. - mruknęła pod nosem Amber, kiedy James i Victoria zaczęli się rozbierać.
James ściągnął rzeczy ze stóp - obydwie skarpetki i buty, a później swoją kurtkę.
Victoria ściągnęła skarpetki, żakiet, szal i koszulkę. Została w samym staniku i jeansach.
- Teraz moja kolej i obydwoje skończycie nadzy. Zakład? - Victoria uśmiechnęła się, a ja uniosłem brew.
- A co jeśli ci się nie uda?
- Wtedy możecie mi zrobić co chcecie.
Uścisnęliśmy swoje dłonie, a ja uśmiechnąłem się do niej chytrze.
Zabrałem się za celowanie w bilę, którą Amber nie trafiła wcześniej, ale Victoria mnie szturchnęła, przez co nie trafiłem i do dziury wpadła tylko biała kula.
- Ups, sorki.

-

Jeśli Victoria by mnie nie popchnęła, wygralibyśmy. Ale Amber miała rację z jedną rzeczą. Victoria potrafiła nieźle grać, kiedy była podpita, co wkurzyło mnie bardziej niż powinno.
Na stole została jedna z naszych kul i ósemka, którą próbowała zbić Victoria, ale nie trafiła.
Moja kolej.
Zrobiłem krok do przodu, ale zamurowało mnie, kiedy stanąłem twarzą w twarz z Amber, która próbowała chwycić w swoje ręce i zasłonić tyle swojej godności, ile tylko mogła.
- Ej, odwróć się, bo coś ci wpadnie w oko. ( w sensie, że zobaczy coś co jej się podoba) - mruknąłem do Amber, zabierając dłoń z mojego kutasa i uśmiechnąłem się.
Lubię być nagi. Ale kiedy inni ludzie są w pobliżu, to nie jest niezręczne - to dziwne.
- Dlaczego do cholery nie mogłeś ściągnąć swoich skarpetek, tylko te zasrane bokserki. - marudziła Amber.
- Bo stopy by mi zmarzły. - zmarszczyłem czoło.
Amber i ja wygraliśmy i kilka godzin później siedzieliśmy na schodach i gadaliśmy. James i Victoria nie wykazywali chęci trzeźwienia w najbliższym czasie.
Im więcej alkoholu spożyła, tym bardziej była na mnie wkurzona, a ja szczerze mogłem powiedzieć, że przeszło mi godzinę temu.
Żeby wkurzyć mnie jeszcze bardziej, James podgłośnił muzykę.
- Coś między wami się dzieje. - powiedziała Amber, zakładając z powrotem kurtkę.
- Tak długo ci zajęło zauważenie tego?
- Nie. Ogarnęłam to, kiedy próbowała sprawić, żebyś był zazdrosny. Co, muszę dodać, jej się udało.
Przewróciłem oczami.
- Trochę się pokłóciliśmy, zanim przyszliście. Nic wielkiego.
- Nic wielkiego? - prychnęła. - Jasne. Idę do kibla, a potem idziemy, zanim twoja zazdrość wymknie się spod kontroli.
- Nie jestem zazdrosny.
- Ha. Jasne. - Amber uniosła brew.
Przewróciłem oczami i patrzyłem, jak Victoria wstaje z miejsca i chwyta dłonie Jamesa, by z nim zatańczyć. Siedziałem tam wkurwiony i ignorowałem wszystko, co działo się przede mną.
Czemu do kurwy nędzy chce, żebym był zazdrosny?!
Wyrywając mnie z zadumy, James usiadł obok mnie, a ja spojrzałem na niego.
- Stary, jesteśmy tylko przyjaciółmi...
- Wiem.
- Nie denerwuj się na mnie. Sory, stary.
- Nie jestem na ciebie zdenerwowany. - prychnąłem wkurzony.
- Słodko...
- Przestań. - zacisnąłem usta, a mój wzrok nie opuszczał Victorii.
James szturchnął mnie w amię i wymamrotał coś, czego nie zrozumiałem.
- Co?
- Jak tam Waliyha?
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Lepiej.
- Jest gorąca.
- To moja siostra! - prychnąłem.
- Sorka, zapomniałem. - zachichotał, kiedy Victoria chwyciła jego nadgarstek, ale on westchnął z irytacją. - Jestem zmęczony, maleńka.
Maleńka?!
- Zatańcz ze mną. - poprosiła Victoria.
- Nie. Zatańcz z Zaynem.
Westchnęła wkurzona i usiadła obok Jamesa.

-

Amber zabrała Jamesa do domu. Victoria poszła na górę do sypialni.
Gdybym nie był na tabletkach, nie mógłbym opanować mojego gniewu.
Jestem zaskakująco spokojny o to, co stało się na dole. Ale jeśli raz ją kurwa zobaczę jak się do niego przystawia, to mi odjebie.
Zamiast pójść do kuchni, skierowałem się do biura i zakopałem się po szyję w pracy, żeby nie myśleć o tym, co stało się wcześniej.
Ale to nie zadziałało tak, jak zazwyczaj. Nienawidzę, kiedy ludzi próbują zrobić ze mnie zazdrośnika.
Pokręciłem głową i poinformowałem Marka, że wychodzę do pracy. Wstałem gwałtownie, zszedłem na dół i wyszedłem przez mahoniowe drzwi.
Może to, że będę po za apartamentem, utrzyma moje myśli na wodzy.
Większość ludzi była zaskoczona, widząc mnie w biurze. Leigh wstała szybko jak tylko mnie zobaczyła i wręczyła mi wiadomość w trybie natychmiastowym.
- Wiadomość od Dwayne'a.
- Od Dwayne'a?! - prychnąłem. - Detektywa Dwayne'a?
- Tak, sir.
Zabrałem od niej kartkę i poszedłem do biura, zatrzaskując za sobą drzwi i siadając wygodnie na krześle.
Musimy porozmawiać o twojej wizycie u Devona. - Dwayne.
Westchnąłem poirytowany i postanowiłem zadzwonić do tego chuja, stukając nerwowo palcami i czekając aż odbierze.
- Zayn. Sporo minęło.
- Czego chciałeś?!
- Miło słyszeć, że u ciebie wszystko dobrze.
- Do rzeczy, Dwayne.
Mój Malik Cell zaczął dzwonić, więc nacisnąłem szybko przycisk na intercomie, by przywołać Leigh. Przyszła kilka sekund później, a ja podając jej telefon, słuchałem jak Dwayne tłumaczył mi, że strażnik w Colorado chce mnie przesłuchać po tym, jak groziłem Devonowi.
- Nie groziłem mu.
Groziłem, ale chuj w to. Mam dużo znajomości w policji, więc mogę prześliznąć się obok wszystkiego.
- Byłeś nagrywany Zayn. Nawet jeśli na taśmie nic nie słychać, to i tak chcą cię przesłuchać.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na Leigh.
- Victoria, sir.
Pokręciłem głową, a ona kontynuowała rozmowę z Victorią, po chwili rozłączając się, kiedy ja wciąż gadałem z Dwayn'em.
- Zrób mi przysługę i powiedz o mnie dobre słowo. Wisisz mi za to, że przez ciebie musiałem sporo przechodzić na tym spotkaniu.
Chwila ciszy.
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Dobrze. Zadzwoń, kiedy skończysz. - rozłączyłem się i westchnąłem z irytacją, przyglądając się kontraktowi, który wysłał mi wczoraj pan Diamond.
Przez cały ten czas, który spędziłem w pracy, Victoria dzwoniła kilkanaście razy, zanim się poddała i dała mi trochę spokoju. Byłem trochę niepewny, kiedy nie dzwoniła.
Nigdy nie chciałem spowodować kłótni, ale jak powiedziałem wcześniej, argumenty, które nie mają być tymi głównymi, są najbardziej podejrzane, a ja nigdy nie wyszedł bym z domu, jeśli Victoria nie próbowała zrobić ze mnie zazdrośnika.
Nawet jeśli James nie chce tego przyznać przy mnie, wiem, że wciąż coś do niej czuje i to mnie wkurwia jeszcze bardziej niż to, że się do niego przystawiała.
Kiedy byłem w windzie, moje myśli zaczęły szaleć. Myślałem nad różnymi opcjami, co może się stać pomiędzy Victorią i mną.
Winda rozsunęła się i westchnąłem, widząc mahoniowe drzwi. Poszedłem od razu do kuchni po szklankę whiskey.
Eve powitała mnie z dość nieśmiałym uśmiechem, przez co zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Wszystko w porządku?
- Tak, sir. - kiwnęła głową.
Spojrzałem na nią uważnie. Nie zachowywała się tak jak ona. Odpuściłem sobie i poszedłem na górę, odwracając się w drodze i patrząc, jak Eve powoli idzie w stronę pomieszczeń dla personelu.
Pokręciłem głową, idąc korytarzem. Wszedłem do sypialni i uzbroiłem się na najgorsze.
Kiedy zorientowałem się, że nie ma tam Victorii, ruszyłem w stronę garderoby. Zauważyłem jednak, że światło w łazience jest zapalone.
Poszedłem więc do łazienki i zobaczyłem Victorię, leżącą w wannie.
Miała zamknięte oczy, a wokół niej pełno było baniek i piany.
Ściągnąłem marynarkę i poluzowałem krawat, kładąc obydwie rzeczy na szafce. Podszedłem do niej, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł.
Wspiąłem się na schodek, spoglądając na nią. Powoli otworzyła oczy i przeniosła swój wzrok na mnie.
Westchnęła cicho i znów je zamknęła.
- Wróciłeś. - mruknęła.
- No. - usiadłem na ściance wanny, a jej oczy pozostawały zamknięte. - Musimy pogadać.
Victoria westchnęła znowu, otwierając swoje oczy.
- O czym? O tym, że mi nie ufasz?! - prychnęła.
- Przestań krzyczeć. Nie chcę się z tobą kłócić.
Przewróciła oczami i znów je zamknęła.
- Chciałem tylko, żebyś zaczęła używać innej alternatywy.
- Taa, i wtedy powiedziałeś mi, że nie ufasz mi z gumkami. - mruknęła. - To ty zawsze mi powtarzałeś, że zaufanie to podstawa i znaczy dla ciebie wszystko. Odkąd twierdzisz, że mi nie ufasz, zdałam sobie sprawę ile to na prawdę znaczy dla mnie.
- Nie chcę używać gumek.
- Cóż, to szczęściarz z ciebie, bo używam już czegoś, co zabezpieczy mnie przed ponownym zajściem w ciążę. - wstała i strzepała wodę z ramion. - Podaj mi ręcznik.
Przewróciłem oczami i podałem jej ręcznik, a ona owinęła go wokół swojego mokrego, nagiego ciała. Wyszła z wanny, podpierając się na moim ramieniu i ruszyła w stronę zlewu, by umyć zęby.
- Victoria, moja siostra nigdy by nie...
- Jeśli ja przebiłam te kondomy, to nie pomyślałeś czasem, że byłabym teraz w ciąży?! - zatrzymała się i obróciła w moją stronę, a jej gniew stał się bardziej widoczny.
Zawahałem się. To prawda.
- No właśnie, tak myślałam. - prychnęła i odwróciła się.
- To po prostu nie ma sensu!
Pokręciła głową zirytowana, a ja usłyszałem dźwięk intercomu. Nacisnąłem przycisk i westchnąłem cicho.
- Tak?!
- Trisha tu jest, sir. - poinformował mnie Mark.
Wstrzymałem oddech i nie odpowiedziałem.
- Jeśli schodzisz na dół...
- Oh nie martw się, nie zejdę. - prychnęła do mojego odbicia w lustrze.
Wyszedłem z łazienki i poszedłem na dół.
Schodząc po schodach, zobaczyłem swoją mamę jak z kimś cicho rozmawia i momentalnie zmarszczyłem czoło.
- Zayn! - na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Podeszła do mnie i przytuliła się, a ja pozostawiłem na jej policzku nieznacznego buziaka.
- Co tu robisz mamo? Jest trochę późno. - nie żebym był rozczarowany tym, że ją widzę. Cieszę się, że tu jest.
- Jest w pół do siódmej. Po za tym, jestem pewna, że chciałbyś zobaczyć swoją siostrę. - uniosła brew a ja zmarszczyłem czoło.
- Waliyha? - mruknąłem i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie wcześniej była moja mama.
Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy zobaczyłem moją siostrę, siedzącą na barowym stołku. Mrugnąłem dwa razy, zanim do niej podszedłem.
Wiedziałem, ze wyszła ze szpitala kilka tygodni temu, ale Yaser wrócił ze swojej podróży biznesowej i nie mogłem odwiedzić jej zanim znów nie wyjechał.
Podszedłem do niej i uściskałem ją, a ona cicho zachichotała.
- Boże, ale za tobą tęskniłem. Jak się czujesz?
- Lepiej. - odsunęła się i westchnęła. - Czasami łapią mnie jakieś bóle głowy, ale nie są takie złe.
Pocałowałem ją w czoło i znów przytuliłem.
- Ale się martwiłem, Wal. Cieszę się, że już wszystko okej.
- Ooooł, Zeus, ty mnie chyba jednak kochasz. - zachichotała i usiadła z powrotem na stołku, kiedy Trisha podeszła bliżej nas.
- Pójdę powiedzieć Victorii, że tu jesteś. - uśmiechnąłem się, a ona kiwnęła głową, kiedy odszedłem, by pójść na górę.
Byłem w siódmym niebie, kiedy wszedłem do sypialni, a tam Victoria przebierała się w swoją koszulkę oversize. Powiedziała, że nie zjedzie na dół, ale może Waliyha zmieni jej zdanie.
- Idziesz na dół? - zapytałem, a mój gniew ustąpił.
Podskoczyła ze strachu i pokręciła głową.
- Waliyha jest na dole. - zmarszczyłem czoło.
Przez moment spojrzała na mnie z podekscytowaniem w oczach, ale to zniknęło chwilę później.
- Zaraz zejdę.

WAŻNA NOTKA!

Hej, z tej strony Kasia.
Chciałam w tej notatce przedstawić wam kilka ważnych faktów. Zacznijmy od początku..

1. Założyłam tego bloga z Martyną, która z powodów prywatnych musiała to zostawić, a potem ja bo musiałam uczyć się do matury która się już zakończyła więc wróciłam ale zrobiłam kurs wychowawcy kolonijnego i wyjeżdżam więc wciąż nie będę miała czasu na to tłumaczenie.

2. Bloga zostawiam tłumaczkom które zastępowały nas do tej pory tutaj. Przyzwyczaiłyście się już do ich tłumaczenie i wgl więc to dobre wyjście, tym bardziej że robią to dobrze. Dodałam je jako administratorki więc nie ma żadnego problemu.

3. Wiem że wśród was zawrzało po przeczytaniu notatki pod ostatnim rozdziałem. To tłumaczenie chyba już do końca będzie "przeklęte". Chcę byście wiedzieli że wszystko jest okej. Dodałam je jako administratorki, uzgodniłyśmy że rozdział raz na tydzień to najlepsza opcja dla nich i dla was. Cała sytuacja jest już rozwiązana. Muszę jednak wyjaśnić dlaczego i skąd się wziął ten konflikt...

Możecie to zrzucić na niezgodność charakteru, ale zrobiło mi się przykro jak po jakiś 4 miesiącach kiedy się uczyłam do matury, przejrzałam bloga i zdałam sobie sprawę że w tym czasie kiedy mnie nie było na blogu spadła liczba odwiedzin chyba aż prawie o 50%  a komentarze których było kiedyś średnio 70-90 teraz gdy jest prawie 20 to jest dobrze. Byłam w szoku. Frostbite jest popularnym ff, po za tym z biegiem czasu coraz więcej ludzi dowiaduję się o tłumaczeniu więc ta liczba powinna rosnąć a nie maleć. Nie mam pojęcia dlaczego tak się działo. Na tt jest was ponad 230, tu obserwują nas 53 osoby a wyświetlenie rozdziału jest średnio 30-sto krotnie większe od komentarzy pod nim. WTF.

Nie chcę wymuszać na was każdy komentarz pod rodziałem, bo to nie o to chodzi. Zarówno ja z Martyną jak i teraz dziewczyny poświęcają swój czas na to tłumaczenie byście jak najszybciej mogli przeczytać kolejny rozdział. Trwa to kilka lub kilkanaście godzin a pozostawienie komentarza trwa z 5 sekund, więc... trochę szacunku dla czyjeś pracy.

To chyba tyle. Nie mam nic więcej do dodania. Teraz to nie jest już mój problem bo odchodzę ale i tak mnie szlag jasny trafia i mam ochotę coś rozwalić nawet jeśli nie ja tłumaczyłam rozdział to sama bym nie mogłam tak postąpić. Przeczytać, wyłączyć i mieć resztę w dupie.

Teraz chcemy się TYLKO zorientować ile was tu jest. PRAWDZIWA LICZBA was. Dlatego pod tym postem napiszcie komentarz. Może to być nawet tylko kropka, przecinek, cokolwiek chcecie. Jeśli jesteście zalogowani to ok, jeśli piszecie z anonima to błagam o user z tt żeby nie było że jedna osoba wstawia nagle z 10 komentarzy. Jeśli nie chcecie tego robić, to okej. Nie nalegam. To tyle.
Mimo wszystko było super tu być i dla was tłumaczyć. Dzięki za wszystko.

xoxo.


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 32 - "Dziwna przepowiednia."

Hej, z tej strony Kasia. Jedna z byłych/obecnych tłumaczek. Zniknęłam na jakiś czas z powodu matury i teraz wróciłam. Niestety nie mogłam się dogadać z obecnymi tłumaczkami a dokładnie to chyba z jedną z nich, nie ma to jednak teraz znaczenia bo dodam osobną notkę i stworzę sondę i to ona wszystko przeważy. Chcę tylko powiedzieć że z szacunku do tego co dziewczyny robiły przez ostatnie miesiące nie usunęłam notki pod tym rozdziałem ani nie skróciłam jej w momentach które nie są dla mnie pozytywne. Nie zostawię jednak tak tego i wkrótce wyjaśnię o co chodzi i przedstawię moją wersję wydarzeń.

Od autorki : Następne rozdziały będą trochę nudne i z szybkim tempem, ale tylko dlatego, że zbliżamy się do głównych rozdziałów. No wiecie - cisza przed burzą.
Dobrą burzą haha.
Proszę, przeczytajcie notkę poniżej!



Przyjechałem do domu i zauważyłem, że jestem wcześniej niż Victoria, która nie wróciła jeszcze z Java Hut.
Eve przywitała mnie z uśmiechem. Usiadłem na stołku barowym i schowałem twarz w dłonie. Nie byłem taki sfrustrowany pracą przez jakiś czas.
Nic nie idzie tak jak powinno, a jedyne co chcę zrobić to uduszenie Adriany za spierdolenie jednej z najłatwiejszych robót jakie jej dałem.
Usłyszałem szczęk zamka, szybkie kroki i chwilę później ujrzałem Victorię. Podskoczyła ze strachu kiedy mnie zobaczyła i upadła.
- Oł. - westchnęła, a ja podszedłem do niej szybko.
Moja frustracja zniknęła natychmiastowo, kiedy zobaczyłem jej niezdarność.
Chwyciłem jej dłoń i pomogłem jej wstać, powstrzymując śmiech.
- Co to za pośpiech, kochanie?
- Myślałam, że się spóźniłam. - strzepała z siebie niewidzialny pyłek, uśmiechnęła się do mnie i zdmuchnęła z twarzy niechciane włosy.
- Cóż, dobry sposób na zrobienie wejścia. - pochyliłem się i pocałowałem jej delikatne usta, zanim się odsunąłem.
- Specjalność Victorii. - uśmiechnęła się kokieteryjnie. - Gdzie mamy się z nią spotkać?
- W Vibes. Ale. Jesteś wcześnie. Umyślnie podałem ci zły czas, żebyś pojawiła się wcześniej, myśląc, że jesteś spóźniona. - mruknąłem i znów pochyliłem się, dając jej buziaka. - Jak w pracy?
- To było chamskie. - uderzyła mnie w pierś. - Ale sprytne. Pomagałam w pracach artystycznych. Ted wpadł i pomógł mi w kilku sprawach, o których nie miałam pojęcia aż do tego momentu. Muszę zamówić tonę jedzenia i innego gówna.
- Czyli pracowity dzień. - mruknąłem i nalałem nam po kieliszku wina. - A jak twoje migreny?
Przewróciła oczami.
- Nie przypominaj mi nawet.
- Coraz gorzej?
Kiwnęła głową ze smutkiem.
- Tak gorzej, że aż rzygałam.
Natychmiast zmierzyłem ją spojrzeniem.
Nie może być.
Sięgnąłem do górnej szafki po aspirynę i dałem jej.
- Już mi lepiej.
- Re, nie lubię patrzeć na twój jakikolwiek ból. Po prostu to weź. - powiedziałem surowo, ale cicho.
Położyłem przed nią szklankę wody, a ona ją wzięła.
- Strasznie się denerwuję, kiedy pomyślę że mam się spotkać z twoją mamą po tym co się stało. - powiedziała, przerywając ciszę.
- Po prostu o tym nie wspominaj. - odpowiedziałem trochę poirytowany.
- Ale to niezręczne. - jęknęła. - Co jeśli ona patrzy na mnie inaczej niż ja na nią? Weszła w momencie kiedy pieprzyliśmy się na blacie. Ja osobiście nie chciałabym zobaczyć jak moi rodzice się pieprzą, więc wyobraź sobie jak ona może się czuć...
Uniosłem dłoń by powstrzymać ją przed mówieniem i chwyciłem kieliszek wina i postawiłem przed nią.
- Oddychaj. Wszystko będzie dobrze. Moja mama cię uwielbia.
Wypiła wino szybciej niż przewidywałem i miałem nadzieję, że to ją uspokoiło.
Ucałowałem ją w policzek, a ona się do mnie uśmiechnęła.
- Będzie dobrze. - powiedziałem, a ona kiwnęła głową po głębokim westchnieniu. - Spokojnie.

***
Victoria nie była spokojna przez długi czas. Kiedy podjechaliśmy pod kawiarnię i od kiedy zobaczyliśmy moją mamę, jej nerwy podskoczyły nawet o lewel wyżej.
- O mój Boże! - wydusiła Victoria.
Chwyciłem ją za ramię i pociągnąłem delikatnie, żeby za mną szła.
- Chodź. - otworzyłem dla niej drzwi.
Nie spieszyło jej się jakoś szczególnie, więc decydowałem wepchnąć ją przez te drzwi razem ze sobą.
- Po prostu oddychaj. - mruknąłem przed podejściem do mojej mamy.
- Cześć mamo. - uśmiechnąłem się, a ona wstała i mnie przytuliła.
- Oh moje słoneczko, tak dobrze cię znowu widzieć! - pocałowała mnie w policzek i starła palcem ślad po szmince, który zostawiła na mojej skórze, a ja skrzywiłem się, już wkurzony, zanim usiadłem naprzeciw niej.
Spojrzałem jak Victoria niepewnie przytula się z moją mamą i ledwie się uśmiecha, zanim też usiadła.
- Dobrze was znowu widzieć. Coś czuję, że ostatni raz to nie był dobry czas na odwiedziny. - zaczęła moja mama.
Spojrzałem na Victorię, której wzrok uciekł gdzieś w dół. Zarumieniła się jeszcze bardziej niż czerwona solniczka. Położyłem rękę na jej kolanie pod stołem, żeby ją uspokoić. I jakoś to zadziałało.
- Cóż, co u Ciebie, mamo? - zapytałem, efektywnie zmieniając temat dla świętego spokoju Victorii.
- Po usłyszeniu wiadomości o Waliyhi, bardzo dobrze.
- Mam nadzieję, że uda mi się ją zobaczyć, zanim Yaser wróci ze swojego...
- Zayn. - spojrzała na mnie surowo, a ja westchnąłem i przewróciłem oczami.
- Miałem na myśli "tato".
- Dlaczego nie możecie się dogadać? - pokręciła głową ze smutkiem i zrobiła taki gest, jakby przyłapała mnie z ręką na słoiku pełnym ciastek, a ja nie mógłbym wymyślić żadnej wymówki.
- Możesz go namówić, żeby przyszedł na ślub? Mama Victori przylatuje ze stanów, a on nie może nawet przejechać się te kilka godzin, czy przelecieć 45 minut do Yorku.
Trisha westchnęła, nie mogąc znaleźć za niego żadnej wymówki.
- Zayn, on nie może. - zawahała się.
- Kłamiesz. - zmarszczyłem czoło.
- Jestem pewna, że bardzo chciałby być tam dla was dwojga, ale...
Pokręciłem głową.
- Jest okej mamo. Nie martw się.
To wcale nie znaczy, że zamierzam się poddać.
Spojrzałem na Victorię, która zacisnęła swoje oczy, po czym wolno je otworzyła. Chwyciłem jej dłoń i ścisnąłem. Spojrzała na mnie ze zmęczeniem, a ja ucałowałem wierzch jej dłoni.
- Możemy zamówić? - uniosłem brew.
Moja mama uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

***
To normalne denerwować się tak bardzo, kiedy się wie, że za tydzień ślub.
Co nie?
W tamtym roku byłem dominantem, nieznającym uczucia miłości czy chociaż co ono znaczy, a co dopiero jaką ma nad tobą moc.
A teraz jestem zaręczony.
Ostatnie dwa tygodnie były nerwowe.
Planowanie, praca, próbowanie pomóc jak największej ilości rodziny Victorii z kosztami podróży ze Stanów.
Na prośbę Victorii wróciłem do antydepresantów, które jej zdaniem były możliwe do zniesienia. Jedynym efektem ubocznym są nudności i ekstremalna senność. Ale to chyba mogę przecierpieć, w zamian za nie usiłowanie zabicia samego siebie.
Oh. I mały pociąg seksualny, nie żebym narzekał.
Mój pociąg seksualny bez tych pigułek był aż przesadny. Więc prawdopodobnie teraz, mam taki sam pociąg seksualny jak każdy przeciętny mężczyzna.
Nie mam problemu z erekcją, i nic więcej się nie liczy.
Moim głównym problemem były te migreny Victorii, które się nasilały. Pojawiały się coraz częściej niż zazwyczaj i zaczynałem się martwić.
- Victoria! - krzyknąłem z dołu. - Chodź. Spóźnimy się na twoją wizytę.
Chwilę potem zaczęła zbiegać z klatki schodowej i jedyne na co patrzyłem to jej podskakujące cycki. Pocałowała mnie w policzek i zebrała włosy, spinając je w pewnego rodzaju kucyk.
- Sorki, niechcący zacięłam się przy goleniu. - wskazała palcem na bandaż na nodze, a ja zaśmiałem się i chwyciłem jej dłoń.
- Chodź.
Victoria założyła kurtkę i westchnęła cicho.
- Poczekaj, zapomniałam o tabletkach.
- Wezmę je. Spotkamy się na dole.
Wróciłem do schodów, a Victoria poszła w stronę wind.
Wszedłem do pokoju i otworzyłem szufladę, chwytając prostokątne pudełko. Sprawdziłem je, ale większość blaszek z tabletkami była pusta.
Wkładając je do kieszeni, zauważyłem na nich mała tabelka miesięcy i lat. Zatytułowany był - Miesiąc poczęcia.
Zmarszczyłem czoło w konsternacji i przeczytałem opis.
"Skorzystaj z poniższego wykresu, jeśli byłaś pomiędzy 18 a 31 rokiem życia w chwili poczęcia. Znajdź swój wiek na górze, a miesiąc poczęcia na dole po lewej stronie, w prawej kolumnie. Zobacz, gdzie krzyżują się linie i dowiedz się o swojej prognozie."
Przełknąłem ślinę i przejechałem palcem, najeżdżając na wiek - 22 a potem na miesiąc - listopad.
Przejechałem lewym palcem po pierwszej linii, a innym po drugiej, gdzie skrzyżowały się ze słowem - dziewczynka.
Zmarszczyłem brwi, odkładając ten wykres do pudełka i je zatrzasnąłem.
Gówno prawda.
Zszedłem po schodach i poszedłem do windy. Kiedy wsiadłem do samochodu, dałem pudełko Victorii, a ona się uśmiechnęła.
- Dzięki. Co tak długo?
- Jesteś w ciąży? - słowa wyszły z mojej buzi szybciej niż zdążyłbym chociażby zacząć rozmowę.
Victoria spojrzała na mnie skonsternowana.
- Nie.
- Jesteś pewna?!
Kiwnęła głową.
- Wymiotujesz, twoje cycki urosły, jesz więcej niż zwykle..
- Zayn. - wyprostowała się i przerwała mi. - Nie jestem w ciąży. Mogę nawet zapytać pielęgniarkę, żeby dała mi test ciążowy i zrobię go na twoich oczach, żebyś wiedział. Tak bardzo jak chcę być w ciąży, nie jestem.
Ku mojemu zaskoczeniu i jej smutkowi, moje ciało się zrelaksowało.
Kiedy przyjechaliśmy do doktora, migrena Victorii się pogorszyła. Poprowadziłem ją do środka i pomogłem jej usiąść. Oparła się na moim ramieniu, a ja pocałowałem ją w policzek.
- Chciałbym to powstrzymać. - mruknąłem cicho, kiedy się skuliła.
- Jest okej. - wyszeptała.- Będzie okej.
Trzymałem jej rękę i przycisnąłem do siebie, całując jej czoło.
- Mam nadzieję. Nie lubię tych migren.
- Victoria Greene.
Wstałem i pociągnąłem ją za rękę, by jej pomóc. Westchnęła cicho i próbowała otworzyć oczy.
Włócząc się powoli, dotarła do lekarza, a ja szedłem za nią, trzymając ją za talię.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - uśmiechnęła się pielęgniarka, wyglądająca mniej więcej na ten sam wiek co Trisha, pomagając Victorii. - Jestem Rosale.
- Um, ostatnio mam straszne migreny.
Pielęgniarka kiwnęła głową.
- Jak bardzo straszne?
Victoria przełknęła ślinę.
- Kiedy wstaję, kręci mi się w głowie i zaczyna pulsować. Czasami nawet wymiotuję, bo tak bardzo boli.
Ścisnąłem dłoń Victorii. Wiedziałem, że było źle, ale nie powiedziała mi, że aż tak źle.
- Brałaś jakieś tabletki przeciwbólowe? - zapytała Rosale.
- Tylko aspirynę. - mruknęła zmęczona Victoria.
- Od kiedy masz te migreny?
- Od miesiąca.
- Myśli, że to przez tabletki antykoncepcyjne. - mruknąłem w końcu.
- Jakie tabletki bierzesz? - zapytała pielęgniarka
Victoria sięgnęła do kieszeni i wyjęła tabletki, podając je pielęgniarce.
Rosale wpisała kilka rzeczy do swojego laptopa i kiwnęła głową.
- Czy przez ostatni miesiąc coś jeszcze się zmieniło?
- Cycki jej urosły. - powiedziałem, ale na szczęście żadna z nich mnie nie usłyszała.
No dobra, tylko Victoria.
- Przybrałam dużo na wadze.
- Victoria, każdy reaguje inaczej na tabletki. Migreny to jedna z reakcji, a przybieranie na wadze to jedna z głównych reakcji kobiet, które biorą tabletki. To są efekty uboczne.
Victoria kiwnęła głową i spojrzała na mnie.
- Mówiłam ci.
- Proponuję znaleźć inne rozwiązanie. Łatwiejszą alternatywę. Albo możemy zmienić tabletki.
Victoria na mnie spojrzała.
- Nie chcę już brać tabletek.
Kiedy opuszczaliśmy budynek, dowiedziałem się, że Victoria nie bierze już tabletek i na milion procent nie jest w ciąży.

***

Od autorki : Przepraszam, że taki krótki.

*Później prosiła jeszcze o głosy, ale to na Wattpadzie, także to was akurat nie dotyczy.


Od tłumaczki: Cześć, tu @shut_upPL, wiem, moja nazwa jest taka buntownicza xd
Tłumaczę, a raczej pomagam tłumaczyć dobre kilka miesięcy, jednak nie miałam okazji, żeby się przedstawić :>
Ale nastąpiła taka sytuacja, że właśnie teraz witam was i się z wami żegnam :>
Wróciła poprzednia tłumaczka i stwierdziła, że ja i @bananastajls dodajemy rozdziały zbyt często.
Jako, że warunkiem było dodawanie rozdziałów co dwa tygodnie, obydwie jednogłośnie stwierdziłyśmy, że nie chcemy tłumaczyć Frostbajta na takich warunkach. Nie chcemy robić jej świństwa i zakładać samemu bloga i ścigać się na tłumaczenie, bo nie na tym rzecz polega.
Chciałam, żebyście o tym wiedziały. Być może wcześniejsza tłumaczka sobie tego nie życzy i to usunie, ale kij tam :P
Moim zdaniem decyzja należy w tej sytuacji do was, ale nie chcemy się wtrącać, dlatego powodzenia wam życze xd
Chciałabym was jeszcze serdecznie pozdrowić, podziękować za wsparcie, kocham was mysie pysie i w ogóle, jolo.
Chciałabym jeszcze zaprosić was gdzieś tam na mój tłiterowy profil, bo mam tam link do jakiegoś opowiadania, może wam się spodobać :>
Miłego końca roku!