czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 27 - "Relax."

Tłumaczyła @curlyharold
~~~~~~
Nikt nie zrozumie jaka to ulga uprawiać seks po trzech tygodniach. 
Miałem problem z erekcją, ale to nie wszystko. Nie mogłem nawet szczytować. Po trzech orgazmach Victorii nareszcie osiągnąłem swój. 
Byłem zaskoczony, kiedy obudziła się w normalnym stanie ponieważ porządnie ją przeleciałem. 
Popatrzyłem na nią, kiedy spała ciasno owinięta prześcieradłem, oczywiście naga. 
Jak zawsze, cicho chrapała przewróciłem oczami i zabrałem telefon. 
- Czy mogę prosić zwykle śniadanie na górę. Jesteśmy w łóżku. - mruknąłem. 
- Tak, proszę pana. - powiedziała Eve a ja się uśmiechnąłem. 
Sobota. Jedyny dzień w który mogę się zrelaksować. 
Przesunąłem palcem bo obojczyku Victorii, a ona westchnęła. 
Jeśli nie byłoby tego efektu ubocznego dalej brałabym te antydepresanty, tylko dla niej. 
Jestem taki zły. 
Westchnąłem szybko, zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Re, uświadamiając sobie że już nie śpi i się na mnie patrzy. 
Mały uśmieszek wyszedł na jej usta. 
- O czym myślisz? 
Powstrzymałem się od przewrócenia oczami. 
- Myślę o tych antydepresantach. - uśmiechnąłem się. - Jak się czujesz? 
- Po tej nocy jestem obolała. 
Uśmiechnąłem się. 
- Dobrze, lubię kiedy jesteś obolała. 
Przewróciła figlarnie oczami i zmarszczyła brwi. 
- Która godzina? 
- Prawie 11, śpiąca królewno. 
Obróciła się, żeby poszukać czegoś po drugiej stronie łóżka. Tabletka. Victoria położyła się s powrotem i wzięła do ust tabletkę nawet nie popijając jej wodą. 
- Dla ciebie jest okey robić coś takiego? 
Pokiwała głową. 
- Amber zawsze tak robiła i nic jej nie jest. 
- Nie chce żebyś się zadławiła, to wszystko. 
Przysunąłem ją bliżej do siebie, i w tym monecie ktoś zapukał do drzwi. 
Uśmiechałem się, odsunąłem na bok kołdrę i wyszedłem z łóżka. Rozciągnąłem się, a Victoria zaczęła gwizdać. 
- Niezły tyłek Malik. 
Podszedłem do drzwi ale za nim je otworzyłem włożyłem na siebie t-shirt. 
- Dzień dobry Panie Malik. 
- Eve. - powiedziałem i zabrałem od niej tacę. 
- Dziękuje. 
- Poczta ze wczoraj jest na tacy. - powiedziała i zamknęła drzwi. 
Wróciłem do sypialni. 
Victoria usiadła, a ja położyłem tacę na łóżku. 
- Łóżko w śniadaniu! - uśmiechnęła się. 
- Masz na myśli śniadanie w łóżku. - zadrwiłem. 
- To to samo. - powiedziała i zabrała kawałek tosta z tacy. 
Pocałowałem ją w policzek i usiadłem obok niej zabierając pocztę.
Podałem Victorii jej listy a ona podziękowała mi pocałunkiem. 
- Poczta w sobotę? To dziwne. - mruknęła. 
- Jest ze wczoraj. - powiedziałem, a ona zgodziła się ze mną po zobaczeniu daty na kopertach. 
Później przejrzę moje listy na razie jestem cholernie głodny. 
- Zayn. - powiedziała. 
Popatrzyłem na nią, a ona podała mi kopertę. 
- Co to jest? 
- To jest list. 
Przewróciłem oczami, no co ty kurwa. 
- Od kogo?! - zapytałem zdenerwowany. 
- Więzienie w Colorado. 
- Tutaj? - zabrałem jej list żeby potwierdzić moje przypuszczenie. Jebany Devon. 
- Chcesz to przeczytać? 
Pokręciła przecząco głową. 
- Chcesz żebym ja to zrobił? 
Victoria westchnęła i zabrała kopertę z mojej ręki. Wyrzuciła ją do kosza na śmieci i popatrzyła na mnie zmieszana. 
- Nie zamierzam tego czytać i ty też nie. 
Ale chce. 
- Okay. - powiedziałem smutno. - Wracaj do łóżka. 
Zabrała jogurt z tacy i ułożyła się wygodnie na moim ramieniu, po czym lekko westchnęła do siebie. 
- Przestań to robić. - Zmarszczyłem brwi i zacząłem czytać gazetę. 
- Co mam przestać robić?
- Rozmyślać o wszystkich rzeczach. - uśmiechnąłem się. 
Przesunęła się i popatrzyła na mnie. 
- Skąd wiesz o czym myślę? 
- Po prostu wiem. - popatrzyłem na nią. - Robi ci się mała zmarszczka pomiędzy brwiami kiedy za bardzo o czymś myślisz. 
Victoria uśmiechnęła się do mnie po czym nabrała czubatą łyżeczkę jogurtu i włożyła ją do buzi. 
- O czym myślisz? 
- O moim śnie. 
Popatrzyłem na nią wiec moja cała uwaga skupiona była tylko na niej. 
- Mam nadzieje, że to był dobry sen. 
- Był. - uśmiechnęła się i zaczęła kontynuować jedzenie jogurtu. 
Przygryzłem wargę. 
- Ukarałeś mnie wibratorem bo nie chciałam z tobą zatańczyć. Tylko raz ci odmówiłam, była tam moja rodzina to było takie żenujące. - zarumieniła się i schowała swoją twarz w poduszkę. - Nienawidze cię za to. 
Uśmiechałem się lekko na to wspomnienie, ale to nie polepszyło mojego nastroju. 
- Przepraszam. - mruknąłem. 
- Zawsze się zastanawiam czy nadejdzie dzień w którym będę się z tego śmiać, ale ten dzień nie nadchodzi. - pokręciła głową. 
- Hey. - uszczypnąłem jej policzek, wiec na mnie spojrzała. - Powiedziałem że mi przykro, nie każ mi się czuć jeszcze bardziej winny niż już się czuje. 
Victoria zmarszczyła brwi. 
- Nie chciałam żebyś się tak czuł. 
- Wiem, ale dużo rzeczy stało się pomiędzy nami, które powinny zostać zapomniane. 
Westchnęła. 
- Przepraszam, nie zdaje sobie sprawy co mówię dopóki ty czegoś nie powiesz. Ale musisz zrozumieć że niektóre wspomnienia są cudowne i warto je pamiętać. Nie wszystkie są złe. 
- Nie moje. - pokręciłem głową. 
Zgodziła się lekko zirytowana. 
- Okay. Przepraszam. Ciągle mówię żebyśmy zostawili przeszłość za nami i ruszyli do przodu, a teraz do niej powracam. Przepraszam. 
- Jest okay. - powiedziałem. 
Dokończyłem moją kawę i położyłem kubek s powrotem na tackę, kiedy Victoria "przypadkowo" straciła go na ziemie żeby mnie rozzłościć. 
- Skarbie, będziesz musiała pracować swoimi ustami następnym razem żeby dostać trochę tego. - powiedziałem złośliwie. 
- Nie. Nie chce uprawiać teraz seksu. 
Dotknąłem mojego serca i udałem że umieram z bólu a ona zaczęła się śmiać. Popatrzyłem na nią i włożyłem jej pasemko włosów za ucho po czym położyła się na moim torsie. 
- Trzy tygodnie. - mruknęła. 
Uśmiechałem się. 
- To bardzo długo. - Victoria jęknęła. 
- Możemy jechać do Vegas? - zaoferowałem a ona zachichotała. 
To najlepszy dźwięk dla moich uszu. 
- Więc Vegas! - popatrzyła na mnie. 
- Vegas baby.
- Myślisz że twój ojciec mógłby przyjść? - zapytała, przestałem bawić się jej włosami i westchnąłem. 
- Nie wiem, pomimo tego co zrobił chce żeby tam był. Może oczekiwać czegoś tradycyjnego. - mruknąłem. 
- Tradycjonalny czyli kościół czy tradycjonalny czyli muzułmański?
- Tak Victoria po Muzułmańsku. 
Uderzyła w moją klatkę piersiową. 
- Nie jestem nauczona okay! Przynajmniej nie powiedziałam po Indiańsku! 
- Okay, Okay. - uśmiechnąłem się. - Chce cię po prostu poślubić do chuja a później mieć z tobą dzieci. Umowa? 
Victoria nie odpowiedziała. Siedziała na łóżku oszołomiona. 
- Naprawdę? - zapytała. 
- Naprawdę. - wzruszyłem ramionami. 
Moje serce biło zadziwiająco za szybko. 
- O jakim 'później' mówimy Malik? 
Zmrużyłem oczy.
- Nie tak szybko jak myślisz Greene. 
Uśmiechnęła się. 
- Dalej mam nadzieje że pierwsza będzie dziewczynka. 
- Dziewczynka? Jeśli będę musiał znaleźć profesjonalistę który powie mi w które dni mam uprawiać z tobą seks żeby był chłopiec to zrobię to. 
- Naprawdę chcesz chłopca? 
- Tak. 
- A co jeśli będą bliźniaki? 
- Nie mam bliźniaków w mojej rodzinie. 
- Ja mam. - zmarszczyła brwi. 
- Wtedy będziemy mieć problem. - powtórzyłem jej czyn i zmarszczyłem brwi. 
- Jedyny problem który teraz mamy to twój penisek który nie chce stawać. 
- Penisek?!!
- Penisek. - zaczęła się śmiać a zaskakujące było to że ja też się śmiałem. 
Zanim zdążyłem coś powiedzieć jaj telefon zaczął dzwonić a Victoria zaczęła go szukać aby odebrać. 
- Halo? 
Spojrzałem na dol na bałagan który zrobiła na podłodze i zmarszczyłem brwi kiedy Victoria wyskoczyła z łóżka. 
- Okay dziękuje! Będę tam w ciągu paru minut. - odłożyła telefon, a ja przechyliłem głowę w zmieszaniu. 
- Gdzie idziesz? 
- Moja sukienka przyszła! 
Zmrużyłem oczy. 
- Jaka sukienka? 
- Sukienka ślubna. - uśmiechnęła się. - Muszę zadzwonić do Amber! 
- Zapłaciłaś już za nią? - zapytałem. 
- Jeszcze nie. 
Wstałem gwałtownie z łóżka i podszedłem do szafy żeby znaleźć jeden z moich portfeli. 
- Victoria. - powiedziałem kiedy zabrałem z pułki klucze do jej samochodu. Podeszła i zabrała jeden z płaszczy z wieszaka. 
- Tak? 
- Masz. - dałem jej mój portfel i klucze, a ona zmarszczyła brwi. 
- Nie, nie potrzebuje...
Przyciągnąłem ją bliżej i pocałowałem żeby się zamknęła. 
- Weź to i idź. 
Westchnęła i uśmiechnęła się. 
- Dziękuje. 
- Nie mogę się doczekać żeby zobaczyć cię w tej sukience. - oparłem się o ścianę i popatrzyłem na nią. 
- Nie mogę się doczekać żeby do chuja cię poślubić. 
Przyciągnąłem ją do siebie. 
- Kocham cię. - pocałowałem ją w szyje a później w ten mały nos a później w kącik ust. 
Zachichotała i pocałowała mnie w usta. 
Nie mogę się od niej oderwać. 
Ona sprawia że czuje się nie do opisania. 
- Zayn. Muszę iść. - mruknęła pomiędzy pocałunkami. 
Odeszła ode mnie kilka kroków i się obróciła. 
- Kocham cię mocniej. - uśmiechnęła się. 
Patrząc na nią próbowałem przekonać siebie że ta piękna dziewczyna która stoi na przeciwko mnie będzie moją żoną. 
Muszę zadawać sobie to pytanie codziennie żeby przekonać się czy to nie jest sen. Żaden mężczyzna który jest tak zimny jak ja nie zasługuje na miłość kogoś tak ciepłego jak ona. 
- Mamy degustacje ciast dziś po południu. - przypomniałem jej, ale raczej bardziej sobie. 
- Wiem, nie mogę się doczekać żeby zjeść tort! 
Uśmiechałem się kiedy Victoria kontynuowała drogę do drzwi. 
- Nie myśl o mnie pod kątem seksualnym kiedy wyjdę skarbie. - zachichotała. - I nie pracuj. Jest sobota. 
I zrobiłem dokładnie odwrotnie. 
Nie ma jej, więc nie mam nic lepszego do roboty niż pracować. 
- Wysłałaś już im ten fax? - zapytałem zirytowany. 
- Tak proszę pana. 
Zakończyłem moją rozmowę z Leigh i odłożyłem telefon.
Położyłem papiery obok faxu. Po przeczytaniu malutkich numerów usłyszałem nadchodzące kroki, więc szybko włożyłem arkusze do teczki. 
- Naprawdę? pracujesz! 
- Nie... - uśmiechnąłem się a Victoria weszła do środka z torbą na sukienki przewieszoną przez ramię. 
- Kłamca. - zmrużyła oczy. - Mówiłam ci żebyś nie pracował. Potrzebujesz przerwy. 
Zgodziłem się. 
- Ale nie mam nic innego do roboty. 
Zmniejszyłem dystans miedzy nami i pocałowałem ją w szyje. 
- Naprawdę chciałabym pokazać ci moją sukienkę, ale nie mogę. Oh zapomniałabym Amber i Matt zaprosili nas na dziś na obiad. 
Włożyła sukienkę do jednej z głębokich szuflad. 
- Amber. - przewróciłem oczami. - Dlaczego nie możesz przyjaźnić się z kimś miłym? 
- Amber jest miła. - Victoria zmarszczyła brwi. - Wiem że się nie lubicie ale byłoby miło gdybyście przynajmniej się dogadywali a nie kłócili. 
- Wiec teraz zmienisz się w pannę młodą z piekła rodem? 
Uderzyła mnie w ramie. 
- Nie prawda. 
- Przestań mnie bić. - powiedziałem śmiejąc się. 
Uśmiechnęła się i lekko uderzyła mnie w rękę. Schyliłem się aby ją podnieść. Zabrałem ją na ręce i ruszyłem w stronę łazienki. Dałem jej klapsa w tyłek a ona oddała mi tym samym śmiejąc się cicho. 
- Zayn postaw mnie na podłodze albo cię ugryzę.
- Wtedy ja też cię ugryzę. - odpowiedziałem. 
Otworzyłem drzwi od przyszycia i przekręciłem kran tak aby leciała z niego zimna woda. 
Victoria wstrzymała oddech i zaczęła się wiercić w moich rękach. 
- Nie, Zayn! 
- Tak, Zayn! - przedrzeźniałem ją. 
- Nie! - pisnęła kiedy położyłem ją lekko nad zimną wodą i przywarła do mnie tak mocno że nie chciała mnie puścić. 
- No dalej! - powiedziałem. 
- Nie! 
Wziąłem głęboki wdech i wszedłem razem z Victorią pod wodę. 
- Jest taka zi-zi zimna. - oddychała bardzo szybko kiedy chciałem postawić ją na podłodze. 
Powoli przekręciła kran i woda zmieniła się z zimnej na ciepłą. 
- Wiesz co? sprawię że znowu ci stanie. 
- Oczywiście że to zrobisz. - ściągnąłem koszulkę i rzuciłem na mokrą podłogę a Victoria zrobiła to samo ze swoją bluzką. 
- Obróć się. - mój głos był szorstki a ona od razu spełniła moje żądanie. 
Zwinnym ruchem zdjąłem jej biustonosz i rzuciłem za siebie. 
Mój telefon zaczął dzwonić. Serio, kurwa. 
- Malik. 
- Trzy tygodnie?! 
Nie odpowiedziałem. 
- Trzy tygodnie Zayn?! 
- Emma. - powiedziałem. 
Uwaga Victorii skupiła się na mnie kiedy padło imię Emmy. 
- Jesteś zaręczony. - zaczęła spokojnie. 
- Jestem. 
- Bierzesz prysznic? - brzmiała na zirytowaną. 
- Tak. 
- Nie masz godności Zayn. Jesteś zaręczony. 
- I zakochany. - powiedziałem dosadnie. 
- Wiec kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - zapytała surowo. 
- Jak się w ogóle dowiedziałaś? - zapytałem. 
Victoria spojrzała na mnie i zmrużyła oczy. 
- Twoja matka powiedziała mi na lunchu. - wyjaśniła.
- Miałem ci powiedzieć.
- Miałeś? Czy po prostu tak mówisz? 
Przewróciłem oczami. 
- Masz do cholery jakich problem z moimi zaręczynami? 
- Nie jest trochę za wcześnie na to wszystko nie sądzisz? 
Zmrużyłem oczy kiedy Victoria pocałowała mnie w szyje. 
- Nigdy nie jest  za wcześnie kiedy wiesz  że spotkałeś swoją bratnią dusze. - powiedziałem i dotknąłem ust Re. 
Uśmiechnęła się, przybliżyłem się żeby ją pocałować. 
- Wiem. Tylko nie popełnij tego samego błędu co ja. 
- Nie popełnię. Victoria i ja nie jesteśmy w żadnym aspekcie jak ty i Tyler. Jesteśmy zakochani i bierzemy ślub. Nie obchodzi mnie co ty albo ktokolwiek inny o tym sądzi. - powiedziałem. 
- Po prostu... Zayn to twoja pierwsza miłość. 
- I będzie moją ostatnią. - zakończyłem rozmowę a Victoria popatrzyła na mnie w zdziwieniu. 
- Emma była ostatnią osobą o której bym pomyślała że dzwoni. - powiedziała cicho. 
- Powiedzmy to głośno ona jest bardzo szczęśliwa że jesteśmy zaręczeni. - powiedziałem sucho. 
- A pro po, zaprosiłam ją. 
- Zaprosiłaś ją na co? 
- Na nasze wesele. 
- Po co? 
- Ponieważ po mimo waszej przeszłości ah nienawidzę tego mówić ale ona jest jednym z powodów dla którego ty to ty była częścią twojego dzieciństwa. - przerwała.
Nienawidziła jej kilka miesięcy temu. Ironia. 
- I nie byłoby to dziwne gdyby nie było tam Emmy kiedy twoja matka myśli ze jesteście przyjaciółmi? - popatrzyła mi w oczy a ja przytaknąłem. 
- Okay, okay masz racje. Dalej przyzwyczajam się do tego że zaczęłaś ją trochę lubić. 
Uśmiechnęła się, zakręciła kran prysznica i otworzyła drzwi, które zamknąłem sekundę później. 
- Nie skończyliśmy. - potarłem ręce. 
***
Bałem się tego obiadu u Amber przecież ona mnie otruje. 
Podwójna randka którą zaplanowała właśnie sie zaczyna i nie mógłbym być już bardziej wkurwiony. 
- Uśmiech. - poprosiła Victoria kiedy szliśmy do prywatnego pokoju. 
Udałem że się uśmiecham a ona przewróciła oczami. 
Objąłem ja w pasie i pocałowałem w szyje. 
- Wyglądasz pięknie. 
- Przestań to mówić. - zaczerwieniła się. 
- Ale to prawda. - powiedziałem kiedy weszliśmy do pokoju. 
Zmarszczyłem brwi momentalnie gdy ujrzałem więcej osób niż oczekiwałem czyli Amber i Matt'a. 
Było tam więcej osób niż przewidywałem i mój lęk powrócił na nowo. 
- Co do chuja? - powiedziałem głośno oddychając, a Victoria zmarszczyła brwi w zmieszaniu. 
- Jesteście wcześniej! - Amber się skrzywiła i podeszła do nas. - Ugh, zepsuliście to! - odwróciła się do wszystkich którzy nas obserwowali. 
Rozglądnąłem się po pokoju i dostrzegłem kilka znajomych twarzy. Ale zgaduje że większość tych ludzi to krewni Victorii ze strony jej ojca. 
- Wszyscy - Amber zaczęła i momentalnie zapadła cisza. - Powitajmy pannę młodą i pana młodego! Re! - Victoria się uśmiechnęła a ja przewróciłem oczami. 
- I Zayn'a. - powiedziała po chwili. 
Ująłem Victorię za nadgarstek. 
- Po co to wszystko? 
- Nasz obiad zaręczynowy. Nie ma za co. - mruknęła i podeszła do rodziny. 
Przełknąłem ślinę kiedy wszystkie oczy zwróciły się na nas. 
- Wiedziałaś o tym? - zapytałem. 
Pokręciła przecząco głową. 
- O mój Boże Graham! 
Podeszła to jakiegoś dziadka z plastikowym uśmiechem na twarzy. Graham. 
- Dobrze cię znowu widzieć Zayn. 
Uspokoiłem swój oddech kiedy zobaczyłem że ojciec Victorii do mnie podchodzi. Podałem mu dłoń. 
- Mr. Greene. - powiedziałem. 
- Zaręczyny co? 
Uśmiechałem się ale natychmiast przestałem. 
- Nie miałem jak się z tobą skontaktować żeby zapytać o pozwolenie o jej rękę. - skłamałem nie miałem odwagi żeby go zapytać. 
- Masz moje pozwolenie. Ale muszę z tobą porozmawiać chodź ze mną. - ruszył w stronę wyjścia z pokoju do którego ja i Victoria weszliśmy przed chwilą.
Popatrzyłem na Re która rozmawiała z Graham'em i podążałem za jej ojcem do kącika palaczy. 
Patrzył na mnie ale nic nie mówił, włożyłem ręce do kieszeni i nerwowo czekałem co się stanie. 
Położył mi rękę na ramieniu a ja się lekko odsunąłem kiedy złapał ze mną kontakt wzrokowy. 
- Victoria. - zaczął. - Moja była żona powiedziała mi coś o tobie Zayn. 
Nerwowo zamrugałem. 
- Biłeś moją małą dziewczynkę?!!!
Otworzyłem moją buzie, ale nie mogłem nic powiedzieć. 
Kiedy zaczął mówić dalej był coraz bardziej zdenerwowany. 
- Cokolwiek tobą kieruje chłopcze, lepiej żebyś przestał i to teraz. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 26 - "Problem."

Tłumaczyły @shut_upPL oraz @curlyharold
~~~~~~~~~~
Trzy tygodnie minęły, odkąd wróciłem z Nowego Jorku.
Trzy tygodnie, od kiedy ostatni raz widziałem Waliyhę.
Trzy tygodnie, od kiedy miałem ostatni raz do czynienia z moją rodziną.
Trzy tygodnie od kiedy ostatni raz uprawiałem seks, bo nie mogę się na to zdobyć.
Ale tym razem to nie problem.
Boję się, że znów stracę rodzinę.
Już kiedyś przez to przechodziłem. Yaser zostawił mnie bez rodziny. Ale tym razem jest inaczej.
Waliyha jest w szpitalu.
To nowa sytuacja, ale on wciąż nie pozwala mi jej zobaczyć.
Wsiadłem do samochodu i westchnąłem, a Victoria obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym nadziei.
- No i? Nie było cię chwilę..
- On wciąż tam jest. - mruknąłem poirytowany.
Wypuściła powietrze z płuc i chwyciła mnie za rękę. 
- Zobaczysz ją niedługo. Wiem, że tak będzie.
- Wątpię.
- A twoja mama się odzywała?
Pokręciłem głową.
Nawet z nią nie rozmawiałem. Nikt z nich nawet nie wie, że zaręczyłem się z Victorią.
- Re. - odchrząknąłem. - Muszę przestać brać te tabletki.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do mojej mamy, ale od razu odezwała się sekretarka.
- Dlaczego? - zmarszczyła czoło, kiedy na nią spojrzałem.
- No bo...
- Zayn! - wskazała palcem za okno, a ja zmarszczyłem brwi, kiedy zobaczyłem jak Yaser wychodzi ze szpitala.
Moje oczy się rozszerzyły.
- Idę tam. - otworzyłem drzwi i ruszyłem do wejścia, z którego wyszedł Yaser.
Po mojej lewej stronie stał sklep z prezentami i patrząc na niego, zawahałem się.
Wpadła mi do głowy pewna myśl i nie mogłem nic na to poradzić. Kupiłem jej coś, głównie po to, żeby wkurwić Yasera i dać mu znać, że byłem u niej, kiedy wyszedł.
W końcu dotarłem na piętro, na którym znajdowała się intensywna terapia i podszedłem do tej samej kobiety z biurkiem, którą widziałem kilka tygodni temu.
- Proszę pana, przykro mi, ale...
Wyciągnąłem z kieszeni kurtki rulonik pieniędzy i położyłem je na blacie.
- Dwa tysiące funtów. Są twoje, jeśli mnie wpuścisz. Wiem, że go nie ma. Mogłaby pani przynieść mi wazon? - odszedłem od biurka i kiedy znajdowałem się przy pokoju, zorientowałem się, że za nią nie idzie.
Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do sali, gdzie leżała Waliyha. Wyglądała tak samo, ale wokół niej było dużo mniej komputerów i monitorów niż ostatnim razem.
Pip ......... Pip .......
Boże, nienawidzę tych monitorów akcji serca.
Pielęgniarka przyniosła mi wazę.
- Dziękuję. - mruknąłem. - A.. co się z nią działo przez ostatnie kilka tygodni?
Nalałem zimnej wody do wazonu i wsadziłem do niego kwiaty, kładąc go na stoliku obok.
- Bardzo szybko zdrowieje. Lekarz chce ją przenieść z intensywnej terapii na oddział chorych. Aczkolwiek, jest teraz w głębokiej śpiączce. Mógłby pan nacisnąć dzwonek, jeśli się obudzi, więc będziemy mogli skontrolować kilka rzeczy mocujących, które pomagają jej wrócić do zdrowia. Jest znów w stanie samodzielnie oddychać, a to wspaniała wiadomość.
- Co to znaczy? Że nie mogła oddychać?!
- Nie. - pielęgniarka pokręciła głową. - Odpięliśmy ją dwa dni temu, więc będzie bolało ją gardło. Mógłby pan mnie poinformować, jeśli się obudzi podczas pańskiej wizyty? - zapytała znów.
- Tak. A czy ona mnie słyszy?
Pokręciła głową.
- Nie. Czy chciałby pan wiedzieć coś jeszcze?
- Dlaczego jest podłączona do monitora akcji serca? 
Zawahała się.
- Tylko tyle jestem w stanie panu powiedzieć. - Powiedz mi! - Czy coś jeszcze?
Pokręciłem głową, a ona uśmiechnęła się i wyszła.
Teoretycznie nie powiedziała mi nic konkretnego na temat stanu Waliyhi. I tak pewnie miała zakaz od Yasera, ale chyba wolę nie znać jej stanu.
Westchnąłem i usiadłem obok Waliyhi.
Pochyliłem się i chwyciłem jej rękę. Kiedy ją uniosłem, zobaczyłem odleżynę na jej przedramieniu. Pocałowałem wierzch jej dłoni.
- No dawaj, Waliyha, musisz się obudzić. - wyszeptałem. - Tęsknię za tobą.
Przegryzłem wargę i gapiłem się na jej bezwiedne ciało.
- Wal, zrobiłem to. - uśmiechnąłem się. - Zapytałem ją, czy za mnie wyjdzie, i powiedziała, że tak.
Bawiłem się swoimi palcami, a potem jej.
- Pomyślałem o tobie, kiedy się zgodziła. Wiem, że chociaż ty byś się cieszyła, że... Waliyha!
Zmarszczyłem czoło, kiedy jej oczy zaczęły się powoli otwierać. Zerwałem się z łóżka, by widzieć ją całkowicie.
- Waliyha!
Jej usta drgnęły, a ja natychmiast rozglądnąłem się w poszukiwaniu jakiegoś kubka. Chwyciłem plastikowy kubek i nalałem do niego zimnej wody. Wsadziłem do niego słomkę i zbliżyłem się do Waliyhi.
Położyłem go z powrotem na stole i nacisnąłem na dzwonek za jej łóżkiem.
- Z... - zakaszlała, próbując powiedzieć, a łzy natychmiast wypłynęły z jej oczu.
Zacisnęła powieki i wypuściła z płuc mocny oddech.
Rozważałem naciśnięcie przycisku, ale to skróciło by moją wizytę. Przegryzłem wargę.
- Chcesz pić?
Bardzo powoli kiwnęła głową, więc wziąłem kubek i umieściłem słomkę między jej popękanymi, suchymi ustami.
Minęła chwila, zanim przestała. Położyłem kubek z powrotem i ścisnąłem jej dłoń bez zamiaru.
- Obudziłaś się. - mruknąłem w niedowierzaniu, a z jej oczu wypłynęło jeszcze więcej łez. - Nie płacz, bo ja się popłaczę.
Stłumiony jęk wydobył się z jej ust, aż zacisnęła z bólu oczy.
Moje oczy momentalnie zrobiły się szklane, ale mrugnąłem i wszystko wróciło do normy.
- Możesz mówić?
Jej usta otworzyły się, ale nic nie powiedziała.
- Mrugnij, jeśli potrafisz.
Waliyha mrugnęła powoli, a ja westchnąłem.
- Pójdę po pielęgniarki.
Zmarszczyła czoło, kiedy nacisnąłem dzwonek.
Podłożyła swoją dłoń pod moją i chwyciła mojego palca. Bardzo, bardzo słabo.
- Co? - wyszeptałem.
Dotknęła palcem mój serdeczny palec i delikatnie się uśmiechnęła. A przynajmniej miała w zamiarze. Znów chciała coś powiedzieć, ale nie dała rady.
Ale wiem, co miała na myśli.
- Słyszałaś mnie?
Ledwo widocznie kiwnęła głową.
- Waliyha, moja droga. Jak się masz? Cieszę cię, że widzę cię obudzoną, kochana.
Waliyha nie odpowiedziała, ale jej wzrok powoli powędrował na lekarza, który stał przy końcu łóżka. Ja też na niego spojrzałem.
Amerykanin.
- Bardzo boli ją gardło, nie może mówić. - mruknąłem.
Spojrzał na mnie.
- Nie poznaliśmy się jeszcze, czyż nie?
- Jestem jej bratem.
Zawahał się.
- Cóż, obawiam się, że nie może pan tu przebywać.
- Mam prawo tutaj być.
- Przykro mi, ale muszę poprosić pana o opuszczenie tej sali, albo wezwę ochronę. - wzruszył ramionami, prawie się do siebie uśmiechając.
Chuj ci w dupę.
Spojrzałem na Waliyhę i westchnąłem, a ten jebany monitor zaczął szybciej pikać.
- Przepraszam, Wal.
Zmarszczyła czoło.
- Musisz wyzdrowieć do mojego ślubu, dobrze? - zostawiłem buziaka na jej policzku, a jej usta zaczęły drżeć.
- Zo-zostań ze mną. - powiedziała Waliyha, szorstko i cicho, delikatnie i miękko.
Moje serce zaczęło się kruszyć. Przełknąłem olbrzymią gulę w gardle.
- Proszę pana. - zawołał doktor, a ja go olałem, starając się skupić na Waliyhi.
- Nie mogę. - jęknąłem cicho.
- Proszę pana.
- Kocham Ci...
- Proszę pana.
- Odpierdolisz się?! Żegnam się ze swoją siostrą, dobra? - warknąłem.
Wybałuszył na mnie oczy, a ja zrobiłem to samo.
- Przepraszam. - mruknął.
Odwróciłem się do Waliyhi, która wyglądała, jakby się uśmiechała.
- Kocham Cię Wal. Postaram się znowu cię zobaczyć.

_______

- No i jak było?! Proszę powiedz, że ma się dobrze. - zapytała Victoria, kiedy zamknąłem drzwi od samochodu.
Uśmiechnąłem się, kiedy jej obraz nawiedził moje myśli.
- Trzyma się. Mają ją przenieść z intensywnej terapii. - chwyciłem dłoń Victorii i ją ścisnąłem. - Jest z nas zadowolona.
Victoria wstrzymała oddech.
- Obudziła się?
Kiwnąłem głową.
- I rozmawiała ze mną.
- To był pierwszy raz, kiedy się odezwała? - zapytała.
- Tak myślę.
Victoria uśmiechnęła się i walnęła mnie w ramię.
- Musiałeś przyjść i się z nią zobaczyć, żeby się obudziła. Cieszę się z tego. I cieszę się, że ma się dobrze.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Ale wiem, że wydobrzeje. - powiedziała Victoria. - Chcesz się założyć?
- Co? 
- No, że wyzdrowieje. 
- Przecież wiem, że wyzdrowieje. - odpowiedziałem.
Uniosła brew.
- Ale wciąż wątpisz.
- Bo ty jej nie widziałaś. - zmarszczyłem czoło.
Ochłonęła trochę.
- Dobra, przepraszam. Po prostu myślę pozytywnie.
- Ja też próbuję. - warknąłem.
Momentalnie spochmurniała.
- Co z tobą?
- Nic. - przewróciłem oczami i westchnąłem, patrząc na widok za oknem.
Zabrałem moją dłoń i wyciągnąłem telefon kieszeni.
Jeszcze chwila i się połapie, co się na prawdę dzieje.
- Na pewno wszystko w porządku? - zapytała Victoria, kiedy wyjeżdżaliśmy z podziemnego parkingu.
- Tak. - zapewniłem ją po chwili.
- Powiedziałeś, że chcesz przestać brać tabletki.
Spojrzałem w dół.
- Cóż, już przestałem.
Westchnąłem, a ona się na mnie gapiła.
- Dlaczego? - wyszeptała.
Zawahałem się. Zamiast odpowiedzieć, wysiadłem z auta, kiedy Mark się zatrzymał. Otworzyłem drzwi od strony Victorii i chwyciłem jej dłoń, kiedy wysiadła.
- Zayn, powiedz dlaczego.
- Bo już dłużej nie mogłem. - zmarszczyłem czoło.
Przełknęła ślinę, kiedy weszliśmy do windy.
- Ale przecież dobrze sobie radzisz. Co jest nie tak? - zapytała.
Pokręciłem głową i nastąpiła kompletna cisza.
Patrząc w dół, chwyciłem jej dłoń i pocałowałem jej kostki. Westchnąłem i przejechałem palcem po pierścionku zaręczynowym.
- Może przełożymy to jeszcze o kilka tygodni. W innym wypadku Waliyha nie będzie mogła przyjść. - zmieniłem temat, a Victoria kiwnęła głową.
- Bardzo bym chciała, żeby przyszła, Zayn, ale nie wysłałeś już czasem zaproszeń?
Pokręciłem głową.
- Jeszcze nie.
Drzwi się otworzyły, i tym razem wyszedłem pierwszy.
- Dlaczego ich jeszcze nie wysłałeś? - zmarszczyła czoło, kiedy otworzyłem dla niej mahoniowe drzwi.
- Bo najpierw chciałem zobaczyć co z Waliyhą. - mruknąłem, patrząc na nią.
Victoria zatrzymała się w miejscu i zmarszczyła brwi. Powoli podążyłem za jej wzrokiem.
Mój humor natychmiast opadł, gdy zobaczyłem Yasera.
- Mogę ci w czymś pomóc?! - warknąłem.
- Czy wasza dwójka nie chce mi czasem czegoś powiedzieć, Zayn?! - wywiercał swój wzrok prosto we mnie.
Przełknąłem ślinę.
- O czym ty gadasz?
Kiedy mówił, jego głos był głośny, robiąc echo w dużym pokoju. Jakby samym głosem chciał pokazać, że należy się z nim liczyć.
- Musiałem dowiedzieć się od Trishy, że wy dwoje bierzecie ślub?!
Skąd Trisha o tym wie?
Spojrzałem na Victorię, która wyglądała na zszokowaną. 
- Idź na górę.
- Nie. - wyszeptała, kręcąc głową.
- Victoria, idź na górę. - zmarszczyłem czoło.
- Nie!
- Re. Idź.
- Zostaję. - powiedziała twardo i zrobiła krok w przód. - Panie Malik, ja..
- Chciałbym to usłyszeć od Zayna. Nie od Ciebie. - powiedział z zniesmaczeniem, a ja rzuciłem mu piorunujące spojrzenie.
- To twoja synowa. Przynajmniej odnoś się do niej z szacunkiem.
- Z szacunkiem?! - syknął. - Nie jest moją synową.
- To po co tu jesteś? Po co się ze mną kłócisz? Po co?! Powiedziałeś, że będziesz się trzymał od tego z daleka! To ty mi powiedziałeś, że nie chcesz niczego bardziej, niż spełnić moje życzenie, to po co tu jesteś?!
I po raz pierwszy w życiu, nie miał nic do powiedzenia.
- Mujhae akela chore do. - mruknąłem, łapiąc za ramiona Victorii i obracając ją w stronę schodów. - Tamte drzwi. - powiedziałem przez ramię.
Kiedy weszliśmy na górę, spojrzałem w dół i zobaczyłem, jak wychodzi. Westchnąłem z ulgą i puściłem Victorię.
- Co mu powiedziałeś? - zapytała Victoria, kiedy weszliśmy do naszej sypialni.
- Powiedziałem, żeby dał mi spokój. - mruknąłem i położyłem się na łóżku.
Westchnąłem głośno, a Victoria usiadła na łóżku.
- Zayn. - mruknęła. - Sorry, ale twój ojciec to kawał kutasa. - powiedziała.
Uśmiechnąłem się i położyłem ręce za głową.
- Wiem.
- Skąd on się dowiedział? - zapytała po chwili.- Czekaj. Skąd twoja mama to wie?
Uniosłem się i zmarszczyłem czoło.
- Nie wiem. Twoja mama coś powiedziała?
Pokręciła głową.
Nacisnąłem na telefon i odezwała się Eve.
- Tak, sir?
- Wysłałaś zaproszenia? - zapytałem ostro.
Przez chwilę była cisza. Kiedy w końcu zdecydowała się odezwać, usłyszałem wahanie w jej głosie.
- Tak, s-sir. Wysłałam. Czy to problem?
Spojrzałem na Victorię, a ona westchnęła.
- Był tu chuj.
Victoria na mnie syknęła.
- Daj mi z nią porozmawiać.
Odsunąłem się od telefonu i przeszedłem przez pokój, wybierając numer do Trishy.
Tym razem odebrała.
- Zayn...
- Przepraszam, mamo, miałem ci powiedzieć, ale..
- Zayn, skarbie. Wszystko w porządku. Twój ojciec jest tym momencie nieprzewidywalny. Jestem z was bardzo zadowolona, ale czy to nie trochę za wcześnie?
Westchnąłem.
- Nigdy nie byłem czegoś tak pewny w całym moim życiu.
- Masz moje pełne wsparcie, słoneczko. Porozmawiam z twoim ojcem.
- Już się z nim widziałem.
Westchnęła z rozczarowaniem.
- Oh, przykro mi synku.
- Nic się nie stało. Myślisz, że Waliyha zdąży wyzdrowieć?
Przez chwilę jest cisza.
- Być może. Widziałeś ją?
- Tak, obudziła się. Powiedzieli mi, że dzisiaj ją przenoszą.
- Specjaliści powiedzieli, że są zaskoczeni jej zdrowieniem. Bo jest bardzo młoda, oczekiwali szybkiego powrotu do zdrowia, ale nie aż tak gwałtownego.
- To dobrze?
Zawahała się.
- I tak i nie. Lekarze nie rozumieją, dlaczego zdrowieje tak szybko po czymś tak traumatycznym.
- Czyli nie wiedzą, co jej jest? To mi chcesz powiedzieć?!
- Zayn.
- Powinni już dawno to rozgryźć. I to mają być profesjonaliści?!
- Uspokój się, kochanie.
Westchnąłem z rozdrażnieniem, a Victoria w końcu odwróciła się w moją stronę. Zmartwienie zagościło na jej twarzy, więc spojrzałem gdzie indziej.
- Muszę iść. Ale spróbuję i przekażę ci tyle, ile będę mogła. Kocham cię, synku.
Zacisnąłem wargi.
- Ja ciebie też.
Rozłączyłem się, usiadłem na łóżku i rzuciłem telefon na pościel. Oparłem łokcie o kolana i chwyciłem twarz w dłonie.
- Zayn?
- Co? - warknąłem.
Zawahała się, kiedy na nią spojrzałem. Przegryzła wargę.
- Przepraszam.
Wziąłem głęboki oddech, a wina zaczęła stukać mnie w żołądek.
- Przepraszam, kochanie. - wyszeptałem i chwyciłem jej twarz w dłonie.
- Jak długo nie bierzesz tych tabletek? - zapytała cicho.
Spojrzałem w dół, zabierając ręce.
- Dwa tygodnie.
Wstrzymała oddech.
- Czemu mi nie powiedziałeś, zanim tabletki przestały działać?
- Nie pomyślałem, że chcesz wiedzieć. - wyszeptała.
- Zayn, zauważyłam. - powiedziała cicho. - Nie chcę, żebyś czuł się jak w dziurze, z której nie ma wyjścia.
Znów spojrzałem w dół.
- Re, te piguły mnie zmieniają.
- Ale chociaż na dobre. - powiedziała zdezorientowana.
- Jestem miły. - nachmurzyłem się. - Ja nie bawię się w bycie miłym. Ludzie w pracy zaczynają mnie wykorzystywać, a nie chcę, żeby tak się działo. Nie mam w ogóle ochoty na seks. Cały czas jest mi kurwa nie dobrze, czuję, jakby za chwilę głowa miała mi eksplodować i wszystko mnie drażni!
Victoria zaczęła szybko mrugać i uśmiechnęła się.
- Więc jednak jesteś człowiekiem.
- To nie jest śmieszne, Victoria! - warknąłem.
Westchnęła i spochmurniała.
- Przepraszam. Ale jeśli masz problemy z antydepresantami to czemu ich po prostu nie zmienisz?
- Nie chcę ich już brać. - pokręciłem głową.
Victoria zmarszczyła brwi, a w jej głosie dało się wyczuć zmartwienie.
- Ale ja lubię tego nowego Zayna.
Westchnąłem.
To nie powinno być dla mnie zaskoczeniem, ale niestety jest. Nikt nie lubi mnie tym, kim jestem pod tą maską antydepresantów.
Zawsze byłem skurwysynem. Te tabletki to po prostu przysłoniły.
Nie wiem, kiedy te antydepresanty zaczęły słabnąć. Ale z drugiej strony, Victoria widzi we mnie zmianę.
- Cóż, ale ja nie. - mruknąłem zirytowany.
Westchnęła i kiwnęła głową.
- No dobrze. Jeśli tego na prawdę chcesz. Ale i tak cię kocham. - uśmiechnęła się i wydęła wargi.
Chwyciłem jej twarz w dłonie, pocałowałem ją i odsunąłem się.
- Ja też cię kocham.
Uderzyła mnie w ramię.
- Bardziej. Miałem na myśli bardziej. - poprawiłem się, a ona znów się uśmiechnęła.
- Mogę zmienić twoje zdanie? - zapytała.
Pokręciłem głową.
- Nie wydaje mi się.
- Okej. - przełknęła ślinę, westchnęła i położyła się na łóżku.
Zmarszczyłem czoło i oparłem się na łokciach, obok niej. Zacząłem bawić się kosmykiem jej włosów, który zwisał z poduszki.
- Co jest? - zapytałem cicho.
- Nie chcę się z tobą kłócić, kiedy nie jesteś na tabletkach. - powiedziała, skupiając swój wzrok na suficie.
Zamknęła oczy, a mój wzrok podążył do jej klatki piersiowej. Przysięgam, że jej cycki rosną z dnia na dzień.
Uśmiechnąłem się.
- Zayn!
Mrugnąłem i spojrzałem na jej twarz.
- Słuchasz mnie? - zapytała
- Nie. - mruknąłem, biorąc głębszy oddech.
Spojrzała na mnie.
- Co?
- Nic nie mówiłem. - uśmiechnąłem się, a ona uważniej mi się przypatrzyła. - Nic mi nie będzie, Re. - powiedziałem szczerze tym razem.
Uniosła się i przerzuciła swoje nogi przez moją talię, siadając na mnie okrakiem.
- Bezczelny. - uniosła brew.
Położyłem ręce na jej biodrach, a ona się uśmiechnęła. Przekręciłem się tak, że to ona teraz była na dole.
Pochyliłem się i położyłem głowę na jej klatce piersiowej, zamykając oczy i owijając ręce wokół jej ciała.
- W porządku? - wyczułem zdezorientowanie w jej tonie i westchnąłem. 
- Ta. - mruknąłem cicho, a ona próbowała usiąść. - Nie wygodnie ci? - zapytałem jej, a jej ręką zaczęła jeździć w dół i w górę moich pleców.
- Tak, jest okej.
Usiadłem, zdjąłem koszulkę i wróciłem do swojej wcześniejszej pozycji.
- Zawsze jesteś taka ciepła. - wyszeptałem i znów zamknąłem oczy.
Jej palce cały czas jeździły po moich plecach i wyczułem jak jej dotyk powoduje u mnie ciarki.
Kocham to uczucie.
Uwielbiam seks, i wiem że ona tęskni za nim tak samo jak ja, ale kocham takie słodkie momenty.
Przytulając się i ciesząc się swoją intymnością. To jest nawet lepsze.
Victoria przeczesała moje włosy palcami i cicho westchnęła.
- Re? - przerwałem ciszę, kiedy moje myśli popłynęły ku przeszłości.
- No?
- Przepraszam. - wyszeptałem.
Znów nastąpiła cisza, a jej ręka przestała mierzwić moje włosy.
- Za co? - zapytała.
Przytuliłem ją mocniej, jak gdyby zaraz miała zniknąć. Na prawdę traktowałem ją źle, a ona wciąż tu jest.
- Za wszystko co ci zrobiłam.
Victoria poruszyła się, chcąc się z pode mnie wydostać, więc oparłem się na łokciu.
- Myślałam, że wyjaśniliśmy...
- Wiem, ale nie mogę żyć z takim poczuciem winy. - powiedziałem szczerze. - Krzywdzę cię. Krzywdzę cię tak strasznie mocno i przepraszam za to.
- Co cię wzięło? - zmarszczyła czoło.
- Nie wiem, ale przepraszam.
Mrugnęła, a jej twarz pogodniała.
- Zayn, wszystko w porządku, po prostu masz ten swój epizod.
- Nie, nie mam. - powiedziałem. - Traktowałem cię jak gówno. Manipulowałem tobą, żebyś uprawiała ze mną seks, dla mojej własnej potrzeby, kiedy powiedziałaś mi, że byłaś zgwałcona.
- Przestań. - powiedziała rozdrażniona.
- I miałaś rację. Kiedykolwiek Emma była w pobliżu, taktowałem cię źle. Nie wiem dlaczego. Byłem głupi, a kiedy zaszłaś w ciążę ... - pokręciłem głową i położyłem się na łóżku, kiedy zorientowałem się, że jest jej nie wygodnie. - Boże, byłem dupkiem. Nigdy tego sobie nie wybaczę. Tego co ci robiłem i tego, że ośmieliłem się testować twoje zaufanie, z tymi kondomami, które przebiła Waliyha.
- Zayn. Przestań.
- Zmieszałem cię z gównem, a ty wciąż ze mną jesteś?!
- Przestań! - krzyknęła Victoria. - Popatrz na mnie. Dogadaliśmy się, ze nie wracamy do przeszłości.
Owinąłem ramię wokół swojej szyi, zasłaniając twarz, a Victoria chwyciła je i je odciągnęła.
- Zayn. Otwórz oczy i spójrz na mnie.
Zmarszczyłem brwi i skupiłem na niej swoją uwagę.
- Ile to w sobie trzymałeś?
Przełknąłem ślinę, chwyciłem ją za ramiona i położyłem na łóżku. Wzdychając, znów położyłem głowę na jej cyckach.
- Zayn..
- No trochę.
- Musisz przestać zatajać przede mną takie rzeczy. - mruknęła Victoria, a je chwyciłem jej jednego cycka w dłoń.
- Dobrze w takim razie. Kolejny powód dlaczego chcę rzucić tabletki. Nie staje mi.
Victoria próbowała powstrzymać się od śmiechu, więc jej ciało zaczęło drżeć.
Oparłem się na łokciu i spojrzałem na nią.
- To nie jest śmieszne.
- Jest. - uśmiechnęła się.
- Mam problem z erekcją.
- Może nadszedł czas, żeby brać viagre. - Victoria zaczęła się śmiać, a ja sapnąłem. - No daj spokój. Musisz przyznać, że to jest śmieszne.
- No, straszna szkoda, że nie możemy uprawiać seksu. - stwierdziłem z poirytowaniem.
- Mam specjalne zabawki, którymi mogę cię zastąpić.- uniosła brew.
- Próbujesz urazić moje ego?
- Nie. - zaśmiała się. - Nie bierz tego tak serio. Może powinieneś wziąć viagrę.
- Nie będę brał kurwa viagry.
Uśmiechnęła się i przewróciła oczami.
- Mówiłeś, że przestałeś brać dwa tygodnie temu. Wciąż masz ten problem? - zapytała.
I pomyśleć, że kilka miesięcy temu, wstydziła się wypowiedzieć przy mnie słowo "seks".
- Ta. - mruknąłem. - Mam.
- No to weź viagrę.
Pokręciłem głową.
- Nie mogę brać viagry. To by mnie obraziło.
Victoria tryskała humorem, łapiąc mnie za kroczę.
- Będziesz musiał ją wziąć, jeśli masz problemy z erekcją.
Przewróciłem oczami.
- Mam problemy z kutasem, a twoje cycki rosną. - usiadłem, a ona zaczęła się na mnie gapić.
- Na prawdę? Znaczy się, zauważyłam, że staniki zrobiły mi się jakieś ciaśniejsze.
- To pewnie przez tabletki. - uśmiechnąłem się.
Natychmiast zmarszczyła brwi.
- Zrobiłam się grubsza?!
- Nie! - pokręciłem głową. - Dlaczego laski mają takie kompleksy na punkcie swojej wagi? - westchnąłem. - Idę pod prysznic.
Ruszyłem w stronę łazienki. Ściągnąłem spodnie i bieliznę, odkręcając kran.
Para wypełniła łazienkę, więc wszedłem  pod prysznic, pozwalając gorącym strumieniom spływać po moim ciele.
Zanim nawet zacząłem, drzwi się otworzyły i weszła przez nie Victoria.
Zabrakło jej powietrza w płucach, kiedy poczuła temperaturę wody. Chwyciła mnie za twarz i mocno pocałowała. Zareagowałem natychmiast, obracając ją i przystawiając do zimnej ściany.
Jej dłoń wędrowała w dół mojego torsu, kiedy zmarszczyłem brwi i pogłębiłem pocałunek.
- Re, on nie zareaguje. - mruknąłem.
Chwyciłem za kurek, żeby przekręcić go na zimną wodę, kiedy Victoria chwyciła mojego kutasa, ale jak wcześniej mówiłem - nic nie poczułem.
Chwyciłem jej twarz i pocałowałem.
- Przestań. - złapałem oddech.
- Na prawdę masz niski popęd seksualny.
Uśmiechnąłem się.
- Wiem i nie znoszę tego.
- Ale musisz rozważyć viagrę, jeśli chcesz trochę tego.. - zaczęła się droczyć, a ja przegryzłem wargę.
Upuściła mydło i pochyliła się w dół, żeby je podnieść. Zanim się uniosła, zerknęła na mnie przez ramię i się uśmiechnęła.
Klepnąłem ją w tyłek, a ona zachichotała. Poczułem jak mój kutas budzi się ze swojego snu.
Złapałem za jej biodra i owinąłem jej włosy wokół mojego nadgarstka. Podciągnąłem ją, by wstała, więc dotykała plecami mojego torsu.
- Na kolana. - mruknąłem ochryple, przegryzając płatek jej ucha.
Bez krzty zawahania, odwróciła się, uklękła, a ja uśmiechnąłem się, widząc jak bierze go do ust.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 25 - "Wygadane sekrety."

Tłumaczyły: @shut_upPL oraz @curlyharold
~~
- Cześć mamo, jak ona się czuje? - zapytałem, zamykając drzwi od mojego biura.
- Nie wiem. Wszystko jest cały czas tak samo. Lekarze mają jej zrobić jeszcze jeden rezonans magnetyczny, żeby zobaczyć co tam się dzieje.
Westchnąłem i zacząłem bawić się ołówkiem na biurku.
- A u ciebie wszystko w porządku?
- Tak, synu. Nie martw się o mnie. A jak tam w Nowym Jorku?
Uśmiechnąłem się.
- Produktywnie.
Ktoś zapukał w drzwi, a ja westchnąłem.
- Poczekaj chwilę mamo.
Przycisnąłem telefon do piersi i odwróciłem się.
- Tak?
Marnie otworzyła drzwi.
- Pani Jefferies przybyła, by się z panem zobaczyć.
Mama Victorii.
Kiwnąłem głową.
- Za chwilę przyjdę.
- Mamo? Jesteś tam?
- Jestem, Zayn.
Przegryzłem wargę.
- Muszę iść. Tęsknię za wami.
- My też za tobą tęsknimy, synku. Jestem z ciebie bardzo dumna. Kocham cię słoneczko.
Przewróciłem oczami.
- Też cię kocham. Ucałuj ode mnie Waliyhe, dobrze?
- Ucałuję.
Rozłączyłem się i wziąłem głęboki oddech, otwierając drzwi. Wychodząc, zobaczyłem mamę Victorii i Amber czekających na mnie na kanapie. Uśmiechnąłem się.
Dlaczego kurwa Amber tu jest? Będę trzymał nerwy na wodzy.
- Pani Jefferies. - przywitałem się.
- Oh Zayn, mów mi Victoria. Powinieneś już o tym wiedzieć. - uśmiechnęła się.
- Amber. - skinąłem do niej głową, a ona zmusiła się do uśmiechu.
- No i jak było? - zapytała Victoria z niewielkim podekscytowaniem.
Westchnąłem.
- Dobrze. Proszę. - zrobiłem krok w bok i gestem zaprosiłem je do mojego biura.
Mentalnie odepchnąłem Amber, więc czekała na zewnątrz.
Uściskałem mamę Victorii na przywitanie, gdy tylko rozszerzyła swoje ramiona. Kiedy wchodziła do biura, odwróciłem się do Marnie.
- Zadzwoń do Marka i powiedz mu, żeby odebrał Victorię.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, mimo że Amber przez nie przechodziła. Przypadkowo ją uderzyły, a ona na mnie sapnęła.
- Dzisiaj rano Tori nie mogła przestać o tym trajkotać. - powiedziała Victoria, kiedy zaproponowałem jej, żeby usiadła.
Nie przypominaj mi o dzisiejszym poranku.
Mark widział mnie w takim stanie tylko dlatego, że Victoria zamknęła pokój, kiedy ją goniłem. Od dzisiaj przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie będę gonił jej nago.
- Nawet nie mów. Kurcze blade. Zadzwoniła od razu jak tylko wyszedłeś. - Amber przewróciła oczami.
- Obydwoje jesteście na prawdę szczęśliwi. - uśmiechnąłem się, ale natychmiast w myślach pojawiła się moja siostra, więc moja mina zrzedła.
Victoria to zauważyła.
- Wszystko w porządku? - uniosła brew w konsternacji, a ja kiwnąłem głową.
- Tak, tylko mam dzisiaj sporo do roboty. I dlatego myślę, że to dobry pomysł, żebyście spędziły z nią trochę czasu. Wyjeżdżamy wieczorem.
- Nie powiedziałeś jeszcze dlaczego wyjeżdżacie tak szybko. Jesteś pewien, że wszystko w porządku? Możesz mi powiedzieć. Mimo wszystko - wzruszyła ramionami - jesteś teraz moim zięciem.
Amber zmierzyła Victorię spojrzeniem pełnym wstrętu.
Zięć. Kolejna kobieta w moim życiu, którą jestem w stanie zranić bez intencji.
Westchnąłem cicho.
- Moja siostra leży na intensywnej terapii. Nie będę czuł się dobrze, dopóki nie dowiem się, jak się ma.
Victoria wyglądała, jakby zaraz miała się popłakać. Proszę, nie chcę widzieć tego współczucia.
- Czekaj! Która siostra? - Amber zapytała natychmiast
- Waliyha.
- O mój Boże! - wstrzymała oddech.
- Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. Przykro mi to słyszeć. - Victoria w końcu się odezwała.
- W porządku. Nie chcę o tym teraz rozmawiać. - mruknąłem.
Pomieszczenie zatopiło się w ciszy, a ja odchrząknąłem.
Ktoś, a podejrzewam że to Marnie, zapukał w drzwi, więc wstałem szybko, żeby otworzyć.
Otworzyłem drewnianą powłokę i zobaczyłem tylko Victorię. Uśmiechnęła się, jak tylko mnie zobaczyła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, kto był w środku, ale owinęła mnie swoimi ramionami, powodując, że się potknąłem. Wyprostowałem się szybko, zanim jej mama i Amber nas zobaczyli.
- Oh. - odchrząknęła Victoria i szybko mnie pocałowała. - Nie spodziewałam się, że ktoś tu będzie. - powiedziała.
Jej mama i Amber wstały z podekscytowaniem wypisanym na twarzach. Zmarszczyłem brwi, patrząc w dół na Victorię, która chwaliła się pierścionkiem zaręczynowym.
Przewróciłem oczami i zamknąłem drzwi.
- O mój boziu! - Amber zatkało, kiedy chwyciła dłoń Victorii.
Moja ręka instynktownie dotknęła pleców Victorii, powoli zjeżdżając w dół do jej boskiego tyłka. Zacisnąłem na nim dłoń, kiedy otwierała buzię, by coś powiedzieć. Zamiast tego tylko się uśmiechnęła.
- Co? - Amber zmarszczyła brwi w konsternacji.
- Ah, no nic. - To idziemy gdzieś czy coś?
Jej mama kiwnęła głową.
- Widocznie tak.
- Dobra. Słodko. Porozmawiajmy o twoim panieńskim. Znam najlepszy stripti...
Złapałem Victorię za rękę, zanim Amber ją całkiem pożarła.
- Muszę z nią chwilkę porozmawiać.
Jej mama i Amber wymieniły spojrzenia i kiwnęły głowami.
- Do zobaczenia wkrótce. - powiedziała Amber.
- Bardzo miło było cię znów zobaczyć Zayn. - powiedziała mama Victorii, a ja kiwnąłem głową, kiedy tym razem Victoria owinęła moje plecy ramieniem. Tylko, że ztrząsnąłem jej rękę.
Kiwnąłem głową.
- Jeszcze się dzisiaj zobaczymy. - wzruszyłem ramionami, a ona uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając naszą dwójkę.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, tylko moment zajęło nam, żeby zareagować, obydwoje w ten sam sposób.
Złapałem ją w pasie i przyciagnąłem do siebie, całując ją. Nasze zęby ocierały się o siebie, przez siłę, z jaką obydwoje się zatracaliśmy.
Zebrałem się do kupy i znalazłem motywację, żeby przestać.
- Czekaj. - nasze oddechy były nierówne, kiedy oparłem swoje czoło o jej.
Uśmiechnęła się.
- Musiałeś ich zaprosić wcześnie, co?
Przegryzłem wargę.
- Wciąż jestem na ciebie zły, za to, że mnie zamknęłaś.
Victoria zachichotała.
- Doganiałeś mnie. To nie była moja wina.
Złapałem z nią kontakt wzrokowy, kiedy spojrzała na mnie z dołu.
- No dobra, mogłam cię trochę popchnąć, ale przyznaj, że to było śmieszne.
- Dopóki nie wszedł Mark.
Zrobiła kwaśną minę.
- Przepraszam, ale jeśli ty możesz dotykać mojej dupci, to ja mogę dotykać twoją.
- Nie, ja nie lubię, jak ktoś ją dotyka.
- A w sumie to i tak nie masz dupci. - Victoria westchnęła. - No dobra, jakakolwiek dupcia tam jest, jest urocza. - uśmiechnęła się.
- Serio teraz o tym gadamy? - pokręciłem głową. - Możemy porozmawiać na tematy dupci później. Waliyha ma robiony kolejny rezonans magnetyczny.
Westchnąłem cicho.
Waliyha mogła przyjechać do Nowego Jorku z nami. Mogła być tutaj ze mną.
Kolejny powód, by obwiniać siebie o ten incydent. Wiem, że wypadki chodzą po ludziach, ale jest tyle rzeczy, które mogłem zrobić, żeby do tego nie dopuścić.
Czuję się egoistycznie.
Nie.
Ja jestem egoistą.
- Mam nadzieję, że ją zobaczę. - wymamrotałem.
Mina Victorii się zmieniła.
- Myślisz, że mają listę odwiedzających?
- Najprawdopodobniej. I pewnie Yaser sprawdzał ją dwa razy.
Chciałem jej powiedzieć, co mam na myśli, bo miała zaraz wychodzić, ale nie chciałem niszczyć jej dnia moim marudzeniem.
Victoria potrząsnęła głową ze zirytowaniem.
- On nie zasługuje na takiego syna. Nie zasługuje na ciebie, Zayn. Zasługujesz na lepszego ojca.
Yaster i tak chce, żebym trzymał się z daleka od naszej ostatniej kłótni, którą przeprowadziliśmy na osobności. Nie wiem nawet czy mogę odwiedzić Trishę i sprawdzić jak sobie z tym wszystkim radzi.
Nie mogę zobaczyć żadnego z nich.
- Nie zasługuję na ojca. Jedyne czego chcę to ty. I cię mam. To dla mnie wystarczająco, żeby przeżyć resztę życia.
Jej oczy błyszczały z zachwytu, ale znów przeszkodziło nam pukanie do drzwi.
- Przepraszam, ale powinnyśmy już wychodzić, żeby ominąć korki podczas lunchu. - powiedziała mama Victorii.
- Dobrze mamo. Jeszcze dwie minutki.
Drzwi się zamknęły, a ja westchnąłem.
Victoria nadąsała się i spojrzała na mnie.
- Eh, nie chcę iść... - zanim stanęła na palcach, żeby mnie pocałować, odsunęła się. Jej oczy rozszerzyły się z podekscytowaniem. - Zapomniałam ci powiedzieć! Ted zadzwonił do mnie, jak tylko wrócił do Londynu!
Zmarszczyłem czoło.
- I co?
- Znowu zaproponował mi Java Hut.
- I zgodziłaś?
Lepiej, żeby się zgodziła.
- Cóż, przemyślałam to no i się zgodziłam.
- Zgodziłaś się?! - uniosłem brwi.
Kiwnęła głową z ekscytacją.
- Ale... to biznes, który przejął Ted, to go zostawię, wiesz... Nawet jeśli jest do dupy. - uśmiechnęła się, a ja chwyciłem jej twarz i ją pocałowałem.
- Oooł, ktoś tu dorasta. - droczyłem się, a ona przewróciła oczami.
- Przynajmniej to jest coś!
- Chyba tak. A co z twoim marzeniem dziennikarki? - zażartowałem.
Wydęła wargę.
- Mam nadzieję, że przyjdzie z czasem.
Na prawdę chcę jej pomóc to osiągnąć, ale jest taka zapatrzona w firmę Taylora... Nie chcę, żeby do tego doszło.
- Pewnie tak. - kiwnąłem głową. - Powinnaś już iść, bo mam firmę do zarządzania. - uniosłem brew a ona się uśmiechnęła.
- Miłej reszty dnia, Panie Malik. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo. - złapała mnie za chuja, tak. Mojego chuja i jeszcze musnęła moje usta w drażniący sposób.
- Kocham cię. - wyszeptałem.
- Ja cię bardziej. - uśmiechnęła się i odwróciła, by wyjść.
Szybko klepnąłem ją w dupę, a ona pisnęła.
- Ej!
Podniosłem ręce do góry, a ona zmierzyła mnie wzrokiem.
- Narka, maleńka.- uśmiechnąłem się widząc jej szeroki uśmiech, który pojawił się na jej twarzy kiedy wychodziła, by dołączyć do Amber i swojej mamy.
Kiedy wiedziałem, że są już w windzie, usiadłem wygodnie na krześle i westchnąłem, a uśmiech samoistnie wymalował się na mojej twarzy.
Jestem zaręczony z kobietą, którą kocham.

_

- Dziękuję za wszystko Marnie i reszcie ekipy. Mam nadzieję, że następnym razem, gdy wrócę, będziemy w naszym nowym budynku, a nie w tym. - uniosłem lampkę wina i wziąłem łyka, a reszta ekipy dołączyła.
Podszedłem do Marnie.
- Mogę zamienić z tobą słówko w moim biurze zanim wyjdę?
Marnie uśmiechnęła się, zanim odstawiła swój kieliszek.
- Pewnie.
Po olaniu kilku pracowników poszedłem do biura i pozbierałem swoje rzeczy do kupy, a Marnie stała cały czas w jednym miejscu.
- Nie udało mi się jeszcze ci dzisiaj podziękować. - mruknąłem, kiedy w końcu usiadłem.
- Nie ma takiej potrzeby, sir. - nieśmiało spojrzała w dół, a jej blond włosy opadly na jej twarz, zanim zebrała je za ucho.
- Nie, nalegam. To nie leży w zakresie mojego biznesu, ale wiem, że oszczędzałaś pieniądze na wakacje w Dubaju.
Kiwnęła głową.
- Zapłaciłem za wszystkie twoje bilety i nocleg..
Marnie zabrakło powietrza w płucach.
- O mój Boże, nie, sir. Nie musi pan.
- To cała przyjemność, Marnie. Dziękuję.
Zakryła usta dłonią w szoku i nie wiedziałem, czy już ją odesłać czy czekać aż się uspokoi.
- O mój Boże. Dziękuję bardzo! I serdeczne gratulacje z okazji zaręczyn, sir.
Zmarszczyłem czoło.
- Skąd wiesz?
- Times Square. - uśmiechnęła się. - To było bardzo romantyczne!
Onieśmeliłem się.
- Proszę, przestań.
- Przepraszam. Ale życzę wszystkiego najlepszego na przyszłość. Czy coś jeszcze, sir?
- Nie. Zaraz jadę na samolot. - powiedziałem i założyłem kurtkę.
Kiwnęła głową.
- Raegan powinien być jutro rano. Jeśli pojawi się jakiś problem nie wahaj się i od razu się ze mną kontaktuj, żebym był na bieżąco. Nie chcę, żeby ktoś dwulicowy siedział w moim biurze.
- Tak, sir. - kiwnęła głową, a ja do niej podszedłem.
Jezu, jaka ona jest niska...
- Jeszcze raz dziękuję Marnie. Bardzo miło było mi z tobą pracować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnęła się.
Wyciągnąłem do niej rękę, a ona potrząsnęła ją nieśmiało.
- Nie będziesz płakać, co? - uśmiechnąłem się, a ona pokręciła głową i spojrzała w dół.
- Przepraszam, jestem strasznie uczuciowa.
I tępa.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo, Panie Malik. - w końcu po chwili wyszła z mojego biura, ale kiedy wyszła, inna osoba weszła.
Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie i zirytowanie, kiedy ujrzałem Amber.
- Zgubiłaś się?! - zmarszczyłem czoło.
- Nie. - warknęła i przewróciła oczami. - Unikasz mnie cały dzień, a chciałam ci pogratulować, osobiście.
Spojrzałem w dół na swoją teczkę i ją podniosłem.
- Dzięki, ale oboje wiemy, że to nie byłoby szczere. - mruknąłem, wymijając ją.
- Właśnie nie. Każde słowo jest szczere. Chciałam tylko z tobą porozmawiać, jedna należyta konwersacja! - Amber westchnęła, a ja to rozważyłem.
Odwróciłem się i poszedłem z powrotem do biura, opierając się o nie.
Zmierzyłem ją wzrokiem.
- Nie wierzę w żadne słowo, które wychodzi z twoich ust. Zawsze tylko mnie obgadywałaś. A teraz, skoro zaręczyłem się z twoją najlepszą przyjaciółką, to od razu my też jesteśmy przyjaciółmi...
- No dobra, wiem. I przepraszam, ale...
- Ale co? - zmarszczyłem czoło. - Znajomi. Nie tego chciałaś? Na pewno nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Ja tylko opiekowałam się Re.
Westchnąłem z frustracją.
- Ona ma dwadzieścia dwa lata Amber!
- No i?! Nie było cię, kiedy była załamana...
- Z tego co wiem, to w związku są dwie osoby. Nie trzy.
Nie żebym powiedział takie coś, kiedy kręciłem jeszcze z Emmą.
- Nie patrzyłeś na to z zewnątrz!
Rzuciłem jej piorunujące spojrzenie.
- Nie potrzebni mi obcy. Nie chcę tego gówna. Ona potrafi samodzielnie myśleć.
Amber westchnęła i spojrzała w dół.
- Dobra, kumam. Jestem trzecim kołem. Wiem i umieszczałam w jej głowie podświadome wiadomości...(chujowo przetłumaczone, ale nie wiem jak to ładnie skleić...) - spauzowała. 
Podświadome?
- Ale tylko wyobraź sobie swoją siostrę na miejscu Re. Nigdy nie dopuścił byś do tego, żeby ktokolwiek zrobił to, co ty zrobiłeś Re...
Moje oczy rozszerzyły się, kiedy ujrzałem jak Victoria i jej mama wchodzą do mojego biura.
- Amber...
- Nie! Daj mi skończyć! Re jest dla mnie jak siostra.
- Wiem o tym..
- Daj mi skończyć! - nachmurzyła się. - Nie wiesz, jak to jest, kiedy twój najlepszy przyjaciel, wcześniej zgwałcony, ma blizny na całych plecach przez ciebie. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. CO ty sobie myślałeś...
- Amber! - przełknąłem zakłopotanie.- Przestań!
Zmarszczyła czoło ze zdziwieniem i spojrzała za swoje ramię, na dwójkę, która tam stała.
Victoria wyglądała jakby miała za sekundę wybuchnąć, a jej mama była blada jak ściana. 
Napięcie wzrosło, kiedy Amber spojrzała za swoje ramię i cicho westchnęła.
- O boziu... - spojrzała na mnie w szoku, zakrywając usta.
Na jej całej twarzy wymalował się żal i przeprosiny.
- Czy ja dobrze usłyszałam? - mama Victorii przerwała ciszę jako pierwsza, a w moich ustach zaschło. - Czy wasza trójka chce mi coś powiedzieć?
Spojrzałem na Victorię, która przegryzła swoją wargę, a jej palce jak zwariowane oplatały się wokół siebie. Cały jej stres był strasznie widoczny...
- Mamo, to długa historia... - zaczęła Victoria, ale ucięła po chwili.
- Gwałt?! - uniosła głos, była zszokowana.
Przełknąłem ślinę. Nikt z nas nie miał odwagi, by cokolwiek powiedzieć, ale to Victoria zdecydowała się na przerwanie ciszy.
- Mamo, miałam 17 lat... To było dawno temu...
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała jej mama ze zdziwieniem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała ją matka.
Victoria spojrzała w dół, tak bardzo jak chciałem być przy niej i objąć ją tak nie mogłem się ruszyć.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami, do oczu zaczęły napływać jej łzy. - Po prostu... Ja nie mogłam.
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
Nerwy mnie nie opuszczały. To gówno które powiedziała Amber wpędziło mnie w dosłowne gówno.
Suka.
- Naprawdę nie chciałam żebyś dowiedziała się w taki sposób. - Victoria mruknęła, a ja wreszcie znalazłem sposób żeby ruszyć się z miejsca i podejść do niej.
Przytuliła się do mnie.
- Oh! Czuje się okropnie! - powiedziała jej matka, ale zatrzymała się patrząc na mnie.
- A i ty! - powiedziała.
- To co mówiła Amber to prawda? – zapytała.
Victoria podeszła bliżej a ja zmarszczyłem brwi.
- Mamo to nieporozumienie. - Victoria mruknęła.
- Nieporozumienie? - odpowiedziała z obrzydzeniem. - Popraw mnie jeśli się mylę, ale widziałam znaki po użyciu bata na jej plecach.
- To nie jest to o czym myślisz! - Victoria skłamała a ja popatrzyłem na nią i pokręciłem głową.
Dobra próba.
- W jakiej perwersyjnej bzdurze bierzesz udział?! - zapytała.
Nie odpowiedziała.
- Żadna matka nawet przez nieporozumienie nie chce słyszeć że jej dziecko jest wykorzystywane.
- Wykorzystywane?! - rzuciłem jej groźne spojrzenie. - Nie wykorzystywałem jej!
Odsunęła Victorię ode mnie, a ja poczułem jak rozpadam się od środka.
- Pokaż mi swoje plecy Tori.
- Mamo!
- Pokaż mi! - powiedziała surowo.
Victoria odwróciła się, popatrzyła się na mnie i zaczęła ściągać podkoszulek. "Przepraszam" - powiedziała bezsłownie.
"Nie przepraszaj"
Victoria westchnęła kiedy jej matka stanęła obok niej.
- Nie ma blizn! – powiedziała w zdumieniu.
- Jesteśmy zaręczeni. Myślisz że wychodziłbym za mąż za kogoś kto mnie wykorzystuje?! - Victoria wykrzyczała jej prosto w twarz. - Mamo kocham go. I ostatni raz kiedy sprawdzałam nikt nie bawił się moim batem! 
- Twoim batem?! - jej matka zmarszczyła brwi.
Victoria zaczerwieniła się. - Tak. - skłamała ponownie.
- Więc, mówisz mi że to twoje? Jesteś - zawahała się - dominantką?
Otworzyłem usta by tym razem coś powiedzieć ale Victoria mnie uciszyła.
- Tak, tak jestem.
Jej matka odwróciła się oniemiała i spojrzała na mnie. - Więc, przepraszam cię Zay...
- Nie, nie trzeba naprawdę. - popatrzyłem na Victorie.
- Ok wiec powinniśmy iść zanim spóźnisz się na swój lot. - jej matka westchnęła.
- O tak bo zaraz będą jeść sobie z ust. - Amber mruknęła.
***
- Mama właśnie napisała do mnie maila. - powiedziała Victoria i usiadła obok mnie.
Przełknąłem ślinę. - Co napisała?
Victoria westchnęła. - Jest smutna że jej nie powiedziałam.
- Ja też jestem nie powiedziałaś mi że jesteś dominantką. - powiedziałem z udawanym rozczarowaniem. 
Kopnęła mnie w nogę.
- Przestań. - uśmiechnęła się. - Nie mówię o tym. Tylko o tej całej sprawie z Davon'em. Jest smutna że jej nie powiedziałam.
- Miałaś powody żeby jej nie mówić. To ona może obwiniać siebie.
- Nie musi. - mruknęła. - Porozmawiam z nią jak wylądujemy. - Victoria położyła swoją głowę na moim ramieniu i przesunęła się bliżej żeby mnie przytulić, objąłem ją ramieniem.
- Może po tym jak się trochę prześpisz.
- Prawda. - Victoria się zgodziła.
- Twoja matka wyglądała jakby chciała mnie zabić. - powiedziałem a ona się uśmiechnęła.
- Uratowałam cię. - Victoria zachichotała.
- A tak w ogóle to dlaczego Amber tam była?
- Chciała mi pogratulować. - powiedziałem.
- Nam. - poprawiłem się.
- Ale potem wszystko się spierdoliło.
Victoria bawiła się palcami.
- Chciała przeprosić.
- Wiem, ale nie wybaczę jej tak łatwo.
Victoria przytaknęła.
- Przepraszam, ona jest po prostu ciężko do ciebie nastawiona.
- Wystarczy tych przeprosin na dzisiaj. To za dużo. - pokręciłem głową i położyłem głowę na oparciu.
- Długi dzień?
Kiwnąłem głową zmęczony.
- Lubię to że spisz według harmonogramu. Zazwyczaj jesteś wyspany a ja zawsze zmęczona.
- To te tabletki. - powiedziałem cicho.
Uśmiechnęła się do mnie, dotknęła palcami mojej szyi i spojrzała niżej na swój pierścionek zaręczynowy. 
- To inny pierścionek? - zapytała.
Przytaknąłem.
- Kupiłeś dwa?
- Tak, widziałaś pierwszy wiec kupiłem nowy.
Victoria zmarszczyła brwi.
- Musisz przestać wydawać na mnie tyle pieniędzy.
- Na kogo innego mam je wydawać? Nie kłamałem kiedy mówiłem że chce ci dać cały świat.
- Przygryzła wargę i uśmiechnęła się do mnie. - Twoja miłość mi wystarcza.
Popatrzyłem na nią.
- Moja miłość zawiera także te rzeczy. Chce rozpieszczać każdy cal twojego ciała.
Pocałowałem ją w nos a ona obróciła się całując mnie.
- Nie lubię czekania. - szepnąłem.
Zmarszczyła brwi.
- Na co czekasz?
- Chce wsiąść ślub teraz.
Usiadła i przyglądała mi się uważnie.
- Ale mamy tak dużo do zaplanowania. Goście, kolor sali, dani...
- Nie masz pojęcia co jestem zdolny zrobić jeśli chodzi o planowanie rzeczy Victoria. Powiedz słowo a ja zrealizuje to w następne 3 tygodnie. Oczywiście nie zmuszam cię.
- Tak bardzo chcesz mnie poślubić Panie Malik. - powiedziała.
- Nie pragnę niczego więcej niż to żeby ktoś powiedział do ciebie Victoria Malik.
Zaczerwieniła się.
Skrzywdziłem ją tyle razy. Zasługuje na wszystko co najlepsze.
- Victoria Malik. - powiedziała.
- Nie chwale się ale definitywnie pasuje do twojego nazwiska.
Przewróciłem sarkastycznie oczami.
- Jedyne co nie daje mi sprawy to to że jesteś Muzułmaninem a ja nie wiem jak w waszej religii zawiera się ślub.
- Tylko to? - zapytałem.
Przytaknęła.
- Re. - powiedziałem z rezygnacją.
- Muszę przejść na Islam? - zapytała zanim zdążyłem się odezwać.
- Zazwyczaj tak musiałabyś. Ale ja nie praktykuje. Minęło dużo czasu od ostatniego razu.
Zmarszczyła brwi.
- Czy to nie czyni cię nie muzułmanem?
Uśmiechnąłem się. - Modlę się tylko wtedy kiedy potrzebuje. Ale pewnie można to tak nazwać.
- Wiec nie jesteś?
- Jestem ale mam swoje przekonania.
- Oh ok. Ale jest twój ojciec.
To nie jest mój ojciec.
- Nie obchodzi mnie co myśli Yaser. - pokręciłem głową.
Zawahała się i wzięła głęboki wdech.
- Powiedziałeś swojej mamie o nas? - zapytała.
Przygryzłem wargę.
- Nie, nie powiedziałem. Najlepiej będzie jak zrobię to twarzą w twarz.
- Właściwie byłam zaskoczona że moja nie miała nic przeciwko. Ona jest przeciwko bogatym ludziom. To nie tak że ma coś przeciwko tobie ona cię lubi nawet bardzo.
- Jest w porządku Victoria. - uśmiechnąłem się.
- Jesteś taki tajemniczy.
Popatrzyłem na nią i to jest ta jedna rzecz którą mogę robić do końca życia. Jezu ona jest taka piękna.
- Muzułmanin czy nie, bogaty czy biedny. Nie obchodzi mnie to. Chce ciebie i wszystko co jest z tobą związane.
Pocałowała kącik moich ust. Kocham taką Victorie i nie jestem pewny czy moje serce kiedyś przestanie wariować kiedy ona mnie dotyka. Położyłem ją na moim torsie i zacząłem bawić się jej włosami powoli zasypiając. Chciałem coś powiedzieć ale byłem za bardzo zmęczony.
- Panie Malik. - moje oczy otworzyły się prawie natychmiast. - Panno Green jesteśmy w Londynie. - powiedziała stewardessa.
Zmarszczyłem brwi kiedy Victoria wstała i położyła się obok zasypiając.
Popatrzyłem na nią uśmiechając się.
- Wylądowaliśmy już?
- Tak proszę pana.
- Dziękuje. - powiedziałem i potrząsnąłem głową żeby nie zasnąć ponownie. Spojrzałem na Victorię.
- Victoria. - mój głos był taki cichy.
- Jesteśmy w domu?
Zaśmiałem się. Dalej miała zamknięte oczy.
- Jesteśmy w Londynie.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Kiedy się odsunąłem jej oczy wreszcie się otworzyły. Próbowała się uśmiechnąć ale nie za bardzo jej to wychodziło bo jeszcze na pół spała.
- Zabiorę cię do domu wiec możesz spać. - powiedziałem. 
- Idziesz gdzieś?
Pokiwałem głową.
- Idę zobaczyć się z Waliyha.
- Ale przecież musisz wpisać się na listę odwiedzających i na pewno nie wpuszczą cię o tej godzinie. - zmarszczyła brwi.
- Jestem Malik. - wzruszyłem ramionami a Victoria była już bardziej rozbudzona.
- Chce z tobą iść. - powiedziała i usiadła. 
- Nie dziś, możesz przyjść jutro.
- Ale...
- Proszę, to moja siostra.
Victoria westchnęła.
- Okay.
Dotknąłem jej twarzy i ją pocałowałem. - Jutro obiecuje.
***
Po tym jak podrzuciłem Victorie do domu, zaczekałem kiedy zaśnie a dopiero później wyszedłem do szpitala.
Wiedziałem że teraz nie ma godzin odwiedzin ale wcale mnie to nie obchodziło. Tak długo jak Yaser'a tu nie ma zrobię wszystko żeby ją zobaczyć.
Wcisnąłem piętro intensywnej terapii i czekałem aż winda dojedzie na miejsce.
Uderzałem palcami o rurkę w windzie.
Drzwi wreszcie się otworzyły, a ja ruszyłem do recepcji.
- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta z wyraźnymi piegami na twarzy kiedy do niej podszedłem.
- Czy Waliyha Malik jest na tym piętrze? - zapytałem.
- Przepraszam Pana ale minęły godziny odwiedzin.
- Proszę! Zapłacę tylko chce zobaczyć siostrę!
Zawahała się.
- Chwila.
Uśmiechnęła się nerwowo i odeszła od biurka.
Westchnęłam.
Pieprzyć to. Nie będę czekał.
Poszedłem za nią kiedy weszła do pokoju.
Imię Waliyha było napisane na białej tablicy, zmarszczyłem brwi. To jest jej pokój.
Czułem jakby moje oczy miały wyjść z oczodołów kiedy przekroczyłem próg. Nie zwracałem uwagi na pielęgniarkę która krzyczała żebym wyszedł kiedy zobaczyłem Waliyhę na łóżku.
Monitory, kable, sznurki. Wszystko to ją otaczało. Byłbym zdolny powiedzieć wszystko do momentu kiedy go zobaczyłem.
- Mówiłem ci nie przychodź tutaj. Możesz iść Maria! - syknął do pielęgniarki.
Zawahała się ale szybko wyszła.
Yaser.
Położyłem moje ręce na piersiach, żeby się uspokoić bo dalej opanowywał mnie szok po zobaczeniu Waliyhii. Mojej siostry.
- Wszytko z nią dobrze?
Była to pierwsza rzecz jaką mogłem powiedzieć. Chciałem podejść bliżej ale Yaser mnie odepchnął.
- Nie możesz powstrzymać mnie przed odwiedzaniem mojej siostry. - powiedziałem gniewnie.
- Ona nie jest twoją siostrą! - splunął.
Zmarszczyłem brwi. On serio upadł tak nisko.
- Jest. - powiedziałem.
- Nie jest. Chciałeś nie mieć ze mną kontaktu prawda? Wiec to jest twoja cena!
Moje palce zacisnęły się w pięści.
- Nie wychodzę.
- Nie każ mi się powtarzać chłopcze.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć spojrzałem na Waliyhę jej oczy były otwarte.
- Waliyha! - odsunąłem Yaser'a i stanąłem obok niej.
Nie powiedziała nic, a ja zauważyłem długą bliznę na jej głowie. Zamrugałem jakby to miało pomoc w zabraniu od niej bólu.
- Waliyha to ja.
Dalej nic.
- Musisz wyjść. - Yaser mruknął.
Nie spuszczałem z niej wzroku dopóki moje oczy się nie zaszkliły i musiałem zamrugać.
Stan Wegetatywny. Przytomna ale nie świadoma.
Pochyliłem się żeby pocałować ją w czoło.
- Bądź silna Wal. Bede tutaj kiedy nie będzie ojca. - wyszeptałem.
Nie byłem pewny czy mogła usłyszeć co powiedziałem, ale zobaczenie jej w takim stanie czyniło mnie bezsilnym.
Bez powodzenia słowa ani bez spojrzenia na Yaser'a wyszedłem z sali i przyrzekłem sobie że będę odwiedzać Wal tak często jak tylko będę mógł.