poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 25 - "Wygadane sekrety."

Tłumaczyły: @shut_upPL oraz @curlyharold
~~
- Cześć mamo, jak ona się czuje? - zapytałem, zamykając drzwi od mojego biura.
- Nie wiem. Wszystko jest cały czas tak samo. Lekarze mają jej zrobić jeszcze jeden rezonans magnetyczny, żeby zobaczyć co tam się dzieje.
Westchnąłem i zacząłem bawić się ołówkiem na biurku.
- A u ciebie wszystko w porządku?
- Tak, synu. Nie martw się o mnie. A jak tam w Nowym Jorku?
Uśmiechnąłem się.
- Produktywnie.
Ktoś zapukał w drzwi, a ja westchnąłem.
- Poczekaj chwilę mamo.
Przycisnąłem telefon do piersi i odwróciłem się.
- Tak?
Marnie otworzyła drzwi.
- Pani Jefferies przybyła, by się z panem zobaczyć.
Mama Victorii.
Kiwnąłem głową.
- Za chwilę przyjdę.
- Mamo? Jesteś tam?
- Jestem, Zayn.
Przegryzłem wargę.
- Muszę iść. Tęsknię za wami.
- My też za tobą tęsknimy, synku. Jestem z ciebie bardzo dumna. Kocham cię słoneczko.
Przewróciłem oczami.
- Też cię kocham. Ucałuj ode mnie Waliyhe, dobrze?
- Ucałuję.
Rozłączyłem się i wziąłem głęboki oddech, otwierając drzwi. Wychodząc, zobaczyłem mamę Victorii i Amber czekających na mnie na kanapie. Uśmiechnąłem się.
Dlaczego kurwa Amber tu jest? Będę trzymał nerwy na wodzy.
- Pani Jefferies. - przywitałem się.
- Oh Zayn, mów mi Victoria. Powinieneś już o tym wiedzieć. - uśmiechnęła się.
- Amber. - skinąłem do niej głową, a ona zmusiła się do uśmiechu.
- No i jak było? - zapytała Victoria z niewielkim podekscytowaniem.
Westchnąłem.
- Dobrze. Proszę. - zrobiłem krok w bok i gestem zaprosiłem je do mojego biura.
Mentalnie odepchnąłem Amber, więc czekała na zewnątrz.
Uściskałem mamę Victorii na przywitanie, gdy tylko rozszerzyła swoje ramiona. Kiedy wchodziła do biura, odwróciłem się do Marnie.
- Zadzwoń do Marka i powiedz mu, żeby odebrał Victorię.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi, mimo że Amber przez nie przechodziła. Przypadkowo ją uderzyły, a ona na mnie sapnęła.
- Dzisiaj rano Tori nie mogła przestać o tym trajkotać. - powiedziała Victoria, kiedy zaproponowałem jej, żeby usiadła.
Nie przypominaj mi o dzisiejszym poranku.
Mark widział mnie w takim stanie tylko dlatego, że Victoria zamknęła pokój, kiedy ją goniłem. Od dzisiaj przyrzekłem sobie, że nigdy więcej nie będę gonił jej nago.
- Nawet nie mów. Kurcze blade. Zadzwoniła od razu jak tylko wyszedłeś. - Amber przewróciła oczami.
- Obydwoje jesteście na prawdę szczęśliwi. - uśmiechnąłem się, ale natychmiast w myślach pojawiła się moja siostra, więc moja mina zrzedła.
Victoria to zauważyła.
- Wszystko w porządku? - uniosła brew w konsternacji, a ja kiwnąłem głową.
- Tak, tylko mam dzisiaj sporo do roboty. I dlatego myślę, że to dobry pomysł, żebyście spędziły z nią trochę czasu. Wyjeżdżamy wieczorem.
- Nie powiedziałeś jeszcze dlaczego wyjeżdżacie tak szybko. Jesteś pewien, że wszystko w porządku? Możesz mi powiedzieć. Mimo wszystko - wzruszyła ramionami - jesteś teraz moim zięciem.
Amber zmierzyła Victorię spojrzeniem pełnym wstrętu.
Zięć. Kolejna kobieta w moim życiu, którą jestem w stanie zranić bez intencji.
Westchnąłem cicho.
- Moja siostra leży na intensywnej terapii. Nie będę czuł się dobrze, dopóki nie dowiem się, jak się ma.
Victoria wyglądała, jakby zaraz miała się popłakać. Proszę, nie chcę widzieć tego współczucia.
- Czekaj! Która siostra? - Amber zapytała natychmiast
- Waliyha.
- O mój Boże! - wstrzymała oddech.
- Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. Przykro mi to słyszeć. - Victoria w końcu się odezwała.
- W porządku. Nie chcę o tym teraz rozmawiać. - mruknąłem.
Pomieszczenie zatopiło się w ciszy, a ja odchrząknąłem.
Ktoś, a podejrzewam że to Marnie, zapukał w drzwi, więc wstałem szybko, żeby otworzyć.
Otworzyłem drewnianą powłokę i zobaczyłem tylko Victorię. Uśmiechnęła się, jak tylko mnie zobaczyła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, kto był w środku, ale owinęła mnie swoimi ramionami, powodując, że się potknąłem. Wyprostowałem się szybko, zanim jej mama i Amber nas zobaczyli.
- Oh. - odchrząknęła Victoria i szybko mnie pocałowała. - Nie spodziewałam się, że ktoś tu będzie. - powiedziała.
Jej mama i Amber wstały z podekscytowaniem wypisanym na twarzach. Zmarszczyłem brwi, patrząc w dół na Victorię, która chwaliła się pierścionkiem zaręczynowym.
Przewróciłem oczami i zamknąłem drzwi.
- O mój boziu! - Amber zatkało, kiedy chwyciła dłoń Victorii.
Moja ręka instynktownie dotknęła pleców Victorii, powoli zjeżdżając w dół do jej boskiego tyłka. Zacisnąłem na nim dłoń, kiedy otwierała buzię, by coś powiedzieć. Zamiast tego tylko się uśmiechnęła.
- Co? - Amber zmarszczyła brwi w konsternacji.
- Ah, no nic. - To idziemy gdzieś czy coś?
Jej mama kiwnęła głową.
- Widocznie tak.
- Dobra. Słodko. Porozmawiajmy o twoim panieńskim. Znam najlepszy stripti...
Złapałem Victorię za rękę, zanim Amber ją całkiem pożarła.
- Muszę z nią chwilkę porozmawiać.
Jej mama i Amber wymieniły spojrzenia i kiwnęły głowami.
- Do zobaczenia wkrótce. - powiedziała Amber.
- Bardzo miło było cię znów zobaczyć Zayn. - powiedziała mama Victorii, a ja kiwnąłem głową, kiedy tym razem Victoria owinęła moje plecy ramieniem. Tylko, że ztrząsnąłem jej rękę.
Kiwnąłem głową.
- Jeszcze się dzisiaj zobaczymy. - wzruszyłem ramionami, a ona uśmiechnęła się i wyszła, zostawiając naszą dwójkę.
Kiedy tylko drzwi się zamknęły, tylko moment zajęło nam, żeby zareagować, obydwoje w ten sam sposób.
Złapałem ją w pasie i przyciagnąłem do siebie, całując ją. Nasze zęby ocierały się o siebie, przez siłę, z jaką obydwoje się zatracaliśmy.
Zebrałem się do kupy i znalazłem motywację, żeby przestać.
- Czekaj. - nasze oddechy były nierówne, kiedy oparłem swoje czoło o jej.
Uśmiechnęła się.
- Musiałeś ich zaprosić wcześnie, co?
Przegryzłem wargę.
- Wciąż jestem na ciebie zły, za to, że mnie zamknęłaś.
Victoria zachichotała.
- Doganiałeś mnie. To nie była moja wina.
Złapałem z nią kontakt wzrokowy, kiedy spojrzała na mnie z dołu.
- No dobra, mogłam cię trochę popchnąć, ale przyznaj, że to było śmieszne.
- Dopóki nie wszedł Mark.
Zrobiła kwaśną minę.
- Przepraszam, ale jeśli ty możesz dotykać mojej dupci, to ja mogę dotykać twoją.
- Nie, ja nie lubię, jak ktoś ją dotyka.
- A w sumie to i tak nie masz dupci. - Victoria westchnęła. - No dobra, jakakolwiek dupcia tam jest, jest urocza. - uśmiechnęła się.
- Serio teraz o tym gadamy? - pokręciłem głową. - Możemy porozmawiać na tematy dupci później. Waliyha ma robiony kolejny rezonans magnetyczny.
Westchnąłem cicho.
Waliyha mogła przyjechać do Nowego Jorku z nami. Mogła być tutaj ze mną.
Kolejny powód, by obwiniać siebie o ten incydent. Wiem, że wypadki chodzą po ludziach, ale jest tyle rzeczy, które mogłem zrobić, żeby do tego nie dopuścić.
Czuję się egoistycznie.
Nie.
Ja jestem egoistą.
- Mam nadzieję, że ją zobaczę. - wymamrotałem.
Mina Victorii się zmieniła.
- Myślisz, że mają listę odwiedzających?
- Najprawdopodobniej. I pewnie Yaser sprawdzał ją dwa razy.
Chciałem jej powiedzieć, co mam na myśli, bo miała zaraz wychodzić, ale nie chciałem niszczyć jej dnia moim marudzeniem.
Victoria potrząsnęła głową ze zirytowaniem.
- On nie zasługuje na takiego syna. Nie zasługuje na ciebie, Zayn. Zasługujesz na lepszego ojca.
Yaster i tak chce, żebym trzymał się z daleka od naszej ostatniej kłótni, którą przeprowadziliśmy na osobności. Nie wiem nawet czy mogę odwiedzić Trishę i sprawdzić jak sobie z tym wszystkim radzi.
Nie mogę zobaczyć żadnego z nich.
- Nie zasługuję na ojca. Jedyne czego chcę to ty. I cię mam. To dla mnie wystarczająco, żeby przeżyć resztę życia.
Jej oczy błyszczały z zachwytu, ale znów przeszkodziło nam pukanie do drzwi.
- Przepraszam, ale powinnyśmy już wychodzić, żeby ominąć korki podczas lunchu. - powiedziała mama Victorii.
- Dobrze mamo. Jeszcze dwie minutki.
Drzwi się zamknęły, a ja westchnąłem.
Victoria nadąsała się i spojrzała na mnie.
- Eh, nie chcę iść... - zanim stanęła na palcach, żeby mnie pocałować, odsunęła się. Jej oczy rozszerzyły się z podekscytowaniem. - Zapomniałam ci powiedzieć! Ted zadzwonił do mnie, jak tylko wrócił do Londynu!
Zmarszczyłem czoło.
- I co?
- Znowu zaproponował mi Java Hut.
- I zgodziłaś?
Lepiej, żeby się zgodziła.
- Cóż, przemyślałam to no i się zgodziłam.
- Zgodziłaś się?! - uniosłem brwi.
Kiwnęła głową z ekscytacją.
- Ale... to biznes, który przejął Ted, to go zostawię, wiesz... Nawet jeśli jest do dupy. - uśmiechnęła się, a ja chwyciłem jej twarz i ją pocałowałem.
- Oooł, ktoś tu dorasta. - droczyłem się, a ona przewróciła oczami.
- Przynajmniej to jest coś!
- Chyba tak. A co z twoim marzeniem dziennikarki? - zażartowałem.
Wydęła wargę.
- Mam nadzieję, że przyjdzie z czasem.
Na prawdę chcę jej pomóc to osiągnąć, ale jest taka zapatrzona w firmę Taylora... Nie chcę, żeby do tego doszło.
- Pewnie tak. - kiwnąłem głową. - Powinnaś już iść, bo mam firmę do zarządzania. - uniosłem brew a ona się uśmiechnęła.
- Miłej reszty dnia, Panie Malik. Mam nadzieję, że spotkamy się niedługo. - złapała mnie za chuja, tak. Mojego chuja i jeszcze musnęła moje usta w drażniący sposób.
- Kocham cię. - wyszeptałem.
- Ja cię bardziej. - uśmiechnęła się i odwróciła, by wyjść.
Szybko klepnąłem ją w dupę, a ona pisnęła.
- Ej!
Podniosłem ręce do góry, a ona zmierzyła mnie wzrokiem.
- Narka, maleńka.- uśmiechnąłem się widząc jej szeroki uśmiech, który pojawił się na jej twarzy kiedy wychodziła, by dołączyć do Amber i swojej mamy.
Kiedy wiedziałem, że są już w windzie, usiadłem wygodnie na krześle i westchnąłem, a uśmiech samoistnie wymalował się na mojej twarzy.
Jestem zaręczony z kobietą, którą kocham.

_

- Dziękuję za wszystko Marnie i reszcie ekipy. Mam nadzieję, że następnym razem, gdy wrócę, będziemy w naszym nowym budynku, a nie w tym. - uniosłem lampkę wina i wziąłem łyka, a reszta ekipy dołączyła.
Podszedłem do Marnie.
- Mogę zamienić z tobą słówko w moim biurze zanim wyjdę?
Marnie uśmiechnęła się, zanim odstawiła swój kieliszek.
- Pewnie.
Po olaniu kilku pracowników poszedłem do biura i pozbierałem swoje rzeczy do kupy, a Marnie stała cały czas w jednym miejscu.
- Nie udało mi się jeszcze ci dzisiaj podziękować. - mruknąłem, kiedy w końcu usiadłem.
- Nie ma takiej potrzeby, sir. - nieśmiało spojrzała w dół, a jej blond włosy opadly na jej twarz, zanim zebrała je za ucho.
- Nie, nalegam. To nie leży w zakresie mojego biznesu, ale wiem, że oszczędzałaś pieniądze na wakacje w Dubaju.
Kiwnęła głową.
- Zapłaciłem za wszystkie twoje bilety i nocleg..
Marnie zabrakło powietrza w płucach.
- O mój Boże, nie, sir. Nie musi pan.
- To cała przyjemność, Marnie. Dziękuję.
Zakryła usta dłonią w szoku i nie wiedziałem, czy już ją odesłać czy czekać aż się uspokoi.
- O mój Boże. Dziękuję bardzo! I serdeczne gratulacje z okazji zaręczyn, sir.
Zmarszczyłem czoło.
- Skąd wiesz?
- Times Square. - uśmiechnęła się. - To było bardzo romantyczne!
Onieśmeliłem się.
- Proszę, przestań.
- Przepraszam. Ale życzę wszystkiego najlepszego na przyszłość. Czy coś jeszcze, sir?
- Nie. Zaraz jadę na samolot. - powiedziałem i założyłem kurtkę.
Kiwnęła głową.
- Raegan powinien być jutro rano. Jeśli pojawi się jakiś problem nie wahaj się i od razu się ze mną kontaktuj, żebym był na bieżąco. Nie chcę, żeby ktoś dwulicowy siedział w moim biurze.
- Tak, sir. - kiwnęła głową, a ja do niej podszedłem.
Jezu, jaka ona jest niska...
- Jeszcze raz dziękuję Marnie. Bardzo miło było mi z tobą pracować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnęła się.
Wyciągnąłem do niej rękę, a ona potrząsnęła ją nieśmiało.
- Nie będziesz płakać, co? - uśmiechnąłem się, a ona pokręciła głową i spojrzała w dół.
- Przepraszam, jestem strasznie uczuciowa.
I tępa.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo, Panie Malik. - w końcu po chwili wyszła z mojego biura, ale kiedy wyszła, inna osoba weszła.
Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie i zirytowanie, kiedy ujrzałem Amber.
- Zgubiłaś się?! - zmarszczyłem czoło.
- Nie. - warknęła i przewróciła oczami. - Unikasz mnie cały dzień, a chciałam ci pogratulować, osobiście.
Spojrzałem w dół na swoją teczkę i ją podniosłem.
- Dzięki, ale oboje wiemy, że to nie byłoby szczere. - mruknąłem, wymijając ją.
- Właśnie nie. Każde słowo jest szczere. Chciałam tylko z tobą porozmawiać, jedna należyta konwersacja! - Amber westchnęła, a ja to rozważyłem.
Odwróciłem się i poszedłem z powrotem do biura, opierając się o nie.
Zmierzyłem ją wzrokiem.
- Nie wierzę w żadne słowo, które wychodzi z twoich ust. Zawsze tylko mnie obgadywałaś. A teraz, skoro zaręczyłem się z twoją najlepszą przyjaciółką, to od razu my też jesteśmy przyjaciółmi...
- No dobra, wiem. I przepraszam, ale...
- Ale co? - zmarszczyłem czoło. - Znajomi. Nie tego chciałaś? Na pewno nie jesteśmy przyjaciółmi.
- Ja tylko opiekowałam się Re.
Westchnąłem z frustracją.
- Ona ma dwadzieścia dwa lata Amber!
- No i?! Nie było cię, kiedy była załamana...
- Z tego co wiem, to w związku są dwie osoby. Nie trzy.
Nie żebym powiedział takie coś, kiedy kręciłem jeszcze z Emmą.
- Nie patrzyłeś na to z zewnątrz!
Rzuciłem jej piorunujące spojrzenie.
- Nie potrzebni mi obcy. Nie chcę tego gówna. Ona potrafi samodzielnie myśleć.
Amber westchnęła i spojrzała w dół.
- Dobra, kumam. Jestem trzecim kołem. Wiem i umieszczałam w jej głowie podświadome wiadomości...(chujowo przetłumaczone, ale nie wiem jak to ładnie skleić...) - spauzowała. 
Podświadome?
- Ale tylko wyobraź sobie swoją siostrę na miejscu Re. Nigdy nie dopuścił byś do tego, żeby ktokolwiek zrobił to, co ty zrobiłeś Re...
Moje oczy rozszerzyły się, kiedy ujrzałem jak Victoria i jej mama wchodzą do mojego biura.
- Amber...
- Nie! Daj mi skończyć! Re jest dla mnie jak siostra.
- Wiem o tym..
- Daj mi skończyć! - nachmurzyła się. - Nie wiesz, jak to jest, kiedy twój najlepszy przyjaciel, wcześniej zgwałcony, ma blizny na całych plecach przez ciebie. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. CO ty sobie myślałeś...
- Amber! - przełknąłem zakłopotanie.- Przestań!
Zmarszczyła czoło ze zdziwieniem i spojrzała za swoje ramię, na dwójkę, która tam stała.
Victoria wyglądała jakby miała za sekundę wybuchnąć, a jej mama była blada jak ściana. 
Napięcie wzrosło, kiedy Amber spojrzała za swoje ramię i cicho westchnęła.
- O boziu... - spojrzała na mnie w szoku, zakrywając usta.
Na jej całej twarzy wymalował się żal i przeprosiny.
- Czy ja dobrze usłyszałam? - mama Victorii przerwała ciszę jako pierwsza, a w moich ustach zaschło. - Czy wasza trójka chce mi coś powiedzieć?
Spojrzałem na Victorię, która przegryzła swoją wargę, a jej palce jak zwariowane oplatały się wokół siebie. Cały jej stres był strasznie widoczny...
- Mamo, to długa historia... - zaczęła Victoria, ale ucięła po chwili.
- Gwałt?! - uniosła głos, była zszokowana.
Przełknąłem ślinę. Nikt z nas nie miał odwagi, by cokolwiek powiedzieć, ale to Victoria zdecydowała się na przerwanie ciszy.
- Mamo, miałam 17 lat... To było dawno temu...
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała jej mama ze zdziwieniem.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała ją matka.
Victoria spojrzała w dół, tak bardzo jak chciałem być przy niej i objąć ją tak nie mogłem się ruszyć.
- Nie wiem. - wzruszyła ramionami, do oczu zaczęły napływać jej łzy. - Po prostu... Ja nie mogłam.
- Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko.
Nerwy mnie nie opuszczały. To gówno które powiedziała Amber wpędziło mnie w dosłowne gówno.
Suka.
- Naprawdę nie chciałam żebyś dowiedziała się w taki sposób. - Victoria mruknęła, a ja wreszcie znalazłem sposób żeby ruszyć się z miejsca i podejść do niej.
Przytuliła się do mnie.
- Oh! Czuje się okropnie! - powiedziała jej matka, ale zatrzymała się patrząc na mnie.
- A i ty! - powiedziała.
- To co mówiła Amber to prawda? – zapytała.
Victoria podeszła bliżej a ja zmarszczyłem brwi.
- Mamo to nieporozumienie. - Victoria mruknęła.
- Nieporozumienie? - odpowiedziała z obrzydzeniem. - Popraw mnie jeśli się mylę, ale widziałam znaki po użyciu bata na jej plecach.
- To nie jest to o czym myślisz! - Victoria skłamała a ja popatrzyłem na nią i pokręciłem głową.
Dobra próba.
- W jakiej perwersyjnej bzdurze bierzesz udział?! - zapytała.
Nie odpowiedziała.
- Żadna matka nawet przez nieporozumienie nie chce słyszeć że jej dziecko jest wykorzystywane.
- Wykorzystywane?! - rzuciłem jej groźne spojrzenie. - Nie wykorzystywałem jej!
Odsunęła Victorię ode mnie, a ja poczułem jak rozpadam się od środka.
- Pokaż mi swoje plecy Tori.
- Mamo!
- Pokaż mi! - powiedziała surowo.
Victoria odwróciła się, popatrzyła się na mnie i zaczęła ściągać podkoszulek. "Przepraszam" - powiedziała bezsłownie.
"Nie przepraszaj"
Victoria westchnęła kiedy jej matka stanęła obok niej.
- Nie ma blizn! – powiedziała w zdumieniu.
- Jesteśmy zaręczeni. Myślisz że wychodziłbym za mąż za kogoś kto mnie wykorzystuje?! - Victoria wykrzyczała jej prosto w twarz. - Mamo kocham go. I ostatni raz kiedy sprawdzałam nikt nie bawił się moim batem! 
- Twoim batem?! - jej matka zmarszczyła brwi.
Victoria zaczerwieniła się. - Tak. - skłamała ponownie.
- Więc, mówisz mi że to twoje? Jesteś - zawahała się - dominantką?
Otworzyłem usta by tym razem coś powiedzieć ale Victoria mnie uciszyła.
- Tak, tak jestem.
Jej matka odwróciła się oniemiała i spojrzała na mnie. - Więc, przepraszam cię Zay...
- Nie, nie trzeba naprawdę. - popatrzyłem na Victorie.
- Ok wiec powinniśmy iść zanim spóźnisz się na swój lot. - jej matka westchnęła.
- O tak bo zaraz będą jeść sobie z ust. - Amber mruknęła.
***
- Mama właśnie napisała do mnie maila. - powiedziała Victoria i usiadła obok mnie.
Przełknąłem ślinę. - Co napisała?
Victoria westchnęła. - Jest smutna że jej nie powiedziałam.
- Ja też jestem nie powiedziałaś mi że jesteś dominantką. - powiedziałem z udawanym rozczarowaniem. 
Kopnęła mnie w nogę.
- Przestań. - uśmiechnęła się. - Nie mówię o tym. Tylko o tej całej sprawie z Davon'em. Jest smutna że jej nie powiedziałam.
- Miałaś powody żeby jej nie mówić. To ona może obwiniać siebie.
- Nie musi. - mruknęła. - Porozmawiam z nią jak wylądujemy. - Victoria położyła swoją głowę na moim ramieniu i przesunęła się bliżej żeby mnie przytulić, objąłem ją ramieniem.
- Może po tym jak się trochę prześpisz.
- Prawda. - Victoria się zgodziła.
- Twoja matka wyglądała jakby chciała mnie zabić. - powiedziałem a ona się uśmiechnęła.
- Uratowałam cię. - Victoria zachichotała.
- A tak w ogóle to dlaczego Amber tam była?
- Chciała mi pogratulować. - powiedziałem.
- Nam. - poprawiłem się.
- Ale potem wszystko się spierdoliło.
Victoria bawiła się palcami.
- Chciała przeprosić.
- Wiem, ale nie wybaczę jej tak łatwo.
Victoria przytaknęła.
- Przepraszam, ona jest po prostu ciężko do ciebie nastawiona.
- Wystarczy tych przeprosin na dzisiaj. To za dużo. - pokręciłem głową i położyłem głowę na oparciu.
- Długi dzień?
Kiwnąłem głową zmęczony.
- Lubię to że spisz według harmonogramu. Zazwyczaj jesteś wyspany a ja zawsze zmęczona.
- To te tabletki. - powiedziałem cicho.
Uśmiechnęła się do mnie, dotknęła palcami mojej szyi i spojrzała niżej na swój pierścionek zaręczynowy. 
- To inny pierścionek? - zapytała.
Przytaknąłem.
- Kupiłeś dwa?
- Tak, widziałaś pierwszy wiec kupiłem nowy.
Victoria zmarszczyła brwi.
- Musisz przestać wydawać na mnie tyle pieniędzy.
- Na kogo innego mam je wydawać? Nie kłamałem kiedy mówiłem że chce ci dać cały świat.
- Przygryzła wargę i uśmiechnęła się do mnie. - Twoja miłość mi wystarcza.
Popatrzyłem na nią.
- Moja miłość zawiera także te rzeczy. Chce rozpieszczać każdy cal twojego ciała.
Pocałowałem ją w nos a ona obróciła się całując mnie.
- Nie lubię czekania. - szepnąłem.
Zmarszczyła brwi.
- Na co czekasz?
- Chce wsiąść ślub teraz.
Usiadła i przyglądała mi się uważnie.
- Ale mamy tak dużo do zaplanowania. Goście, kolor sali, dani...
- Nie masz pojęcia co jestem zdolny zrobić jeśli chodzi o planowanie rzeczy Victoria. Powiedz słowo a ja zrealizuje to w następne 3 tygodnie. Oczywiście nie zmuszam cię.
- Tak bardzo chcesz mnie poślubić Panie Malik. - powiedziała.
- Nie pragnę niczego więcej niż to żeby ktoś powiedział do ciebie Victoria Malik.
Zaczerwieniła się.
Skrzywdziłem ją tyle razy. Zasługuje na wszystko co najlepsze.
- Victoria Malik. - powiedziała.
- Nie chwale się ale definitywnie pasuje do twojego nazwiska.
Przewróciłem sarkastycznie oczami.
- Jedyne co nie daje mi sprawy to to że jesteś Muzułmaninem a ja nie wiem jak w waszej religii zawiera się ślub.
- Tylko to? - zapytałem.
Przytaknęła.
- Re. - powiedziałem z rezygnacją.
- Muszę przejść na Islam? - zapytała zanim zdążyłem się odezwać.
- Zazwyczaj tak musiałabyś. Ale ja nie praktykuje. Minęło dużo czasu od ostatniego razu.
Zmarszczyła brwi.
- Czy to nie czyni cię nie muzułmanem?
Uśmiechnąłem się. - Modlę się tylko wtedy kiedy potrzebuje. Ale pewnie można to tak nazwać.
- Wiec nie jesteś?
- Jestem ale mam swoje przekonania.
- Oh ok. Ale jest twój ojciec.
To nie jest mój ojciec.
- Nie obchodzi mnie co myśli Yaser. - pokręciłem głową.
Zawahała się i wzięła głęboki wdech.
- Powiedziałeś swojej mamie o nas? - zapytała.
Przygryzłem wargę.
- Nie, nie powiedziałem. Najlepiej będzie jak zrobię to twarzą w twarz.
- Właściwie byłam zaskoczona że moja nie miała nic przeciwko. Ona jest przeciwko bogatym ludziom. To nie tak że ma coś przeciwko tobie ona cię lubi nawet bardzo.
- Jest w porządku Victoria. - uśmiechnąłem się.
- Jesteś taki tajemniczy.
Popatrzyłem na nią i to jest ta jedna rzecz którą mogę robić do końca życia. Jezu ona jest taka piękna.
- Muzułmanin czy nie, bogaty czy biedny. Nie obchodzi mnie to. Chce ciebie i wszystko co jest z tobą związane.
Pocałowała kącik moich ust. Kocham taką Victorie i nie jestem pewny czy moje serce kiedyś przestanie wariować kiedy ona mnie dotyka. Położyłem ją na moim torsie i zacząłem bawić się jej włosami powoli zasypiając. Chciałem coś powiedzieć ale byłem za bardzo zmęczony.
- Panie Malik. - moje oczy otworzyły się prawie natychmiast. - Panno Green jesteśmy w Londynie. - powiedziała stewardessa.
Zmarszczyłem brwi kiedy Victoria wstała i położyła się obok zasypiając.
Popatrzyłem na nią uśmiechając się.
- Wylądowaliśmy już?
- Tak proszę pana.
- Dziękuje. - powiedziałem i potrząsnąłem głową żeby nie zasnąć ponownie. Spojrzałem na Victorię.
- Victoria. - mój głos był taki cichy.
- Jesteśmy w domu?
Zaśmiałem się. Dalej miała zamknięte oczy.
- Jesteśmy w Londynie.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Kiedy się odsunąłem jej oczy wreszcie się otworzyły. Próbowała się uśmiechnąć ale nie za bardzo jej to wychodziło bo jeszcze na pół spała.
- Zabiorę cię do domu wiec możesz spać. - powiedziałem. 
- Idziesz gdzieś?
Pokiwałem głową.
- Idę zobaczyć się z Waliyha.
- Ale przecież musisz wpisać się na listę odwiedzających i na pewno nie wpuszczą cię o tej godzinie. - zmarszczyła brwi.
- Jestem Malik. - wzruszyłem ramionami a Victoria była już bardziej rozbudzona.
- Chce z tobą iść. - powiedziała i usiadła. 
- Nie dziś, możesz przyjść jutro.
- Ale...
- Proszę, to moja siostra.
Victoria westchnęła.
- Okay.
Dotknąłem jej twarzy i ją pocałowałem. - Jutro obiecuje.
***
Po tym jak podrzuciłem Victorie do domu, zaczekałem kiedy zaśnie a dopiero później wyszedłem do szpitala.
Wiedziałem że teraz nie ma godzin odwiedzin ale wcale mnie to nie obchodziło. Tak długo jak Yaser'a tu nie ma zrobię wszystko żeby ją zobaczyć.
Wcisnąłem piętro intensywnej terapii i czekałem aż winda dojedzie na miejsce.
Uderzałem palcami o rurkę w windzie.
Drzwi wreszcie się otworzyły, a ja ruszyłem do recepcji.
- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta z wyraźnymi piegami na twarzy kiedy do niej podszedłem.
- Czy Waliyha Malik jest na tym piętrze? - zapytałem.
- Przepraszam Pana ale minęły godziny odwiedzin.
- Proszę! Zapłacę tylko chce zobaczyć siostrę!
Zawahała się.
- Chwila.
Uśmiechnęła się nerwowo i odeszła od biurka.
Westchnęłam.
Pieprzyć to. Nie będę czekał.
Poszedłem za nią kiedy weszła do pokoju.
Imię Waliyha było napisane na białej tablicy, zmarszczyłem brwi. To jest jej pokój.
Czułem jakby moje oczy miały wyjść z oczodołów kiedy przekroczyłem próg. Nie zwracałem uwagi na pielęgniarkę która krzyczała żebym wyszedł kiedy zobaczyłem Waliyhę na łóżku.
Monitory, kable, sznurki. Wszystko to ją otaczało. Byłbym zdolny powiedzieć wszystko do momentu kiedy go zobaczyłem.
- Mówiłem ci nie przychodź tutaj. Możesz iść Maria! - syknął do pielęgniarki.
Zawahała się ale szybko wyszła.
Yaser.
Położyłem moje ręce na piersiach, żeby się uspokoić bo dalej opanowywał mnie szok po zobaczeniu Waliyhii. Mojej siostry.
- Wszytko z nią dobrze?
Była to pierwsza rzecz jaką mogłem powiedzieć. Chciałem podejść bliżej ale Yaser mnie odepchnął.
- Nie możesz powstrzymać mnie przed odwiedzaniem mojej siostry. - powiedziałem gniewnie.
- Ona nie jest twoją siostrą! - splunął.
Zmarszczyłem brwi. On serio upadł tak nisko.
- Jest. - powiedziałem.
- Nie jest. Chciałeś nie mieć ze mną kontaktu prawda? Wiec to jest twoja cena!
Moje palce zacisnęły się w pięści.
- Nie wychodzę.
- Nie każ mi się powtarzać chłopcze.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć spojrzałem na Waliyhę jej oczy były otwarte.
- Waliyha! - odsunąłem Yaser'a i stanąłem obok niej.
Nie powiedziała nic, a ja zauważyłem długą bliznę na jej głowie. Zamrugałem jakby to miało pomoc w zabraniu od niej bólu.
- Waliyha to ja.
Dalej nic.
- Musisz wyjść. - Yaser mruknął.
Nie spuszczałem z niej wzroku dopóki moje oczy się nie zaszkliły i musiałem zamrugać.
Stan Wegetatywny. Przytomna ale nie świadoma.
Pochyliłem się żeby pocałować ją w czoło.
- Bądź silna Wal. Bede tutaj kiedy nie będzie ojca. - wyszeptałem.
Nie byłem pewny czy mogła usłyszeć co powiedziałem, ale zobaczenie jej w takim stanie czyniło mnie bezsilnym.
Bez powodzenia słowa ani bez spojrzenia na Yaser'a wyszedłem z sali i przyrzekłem sobie że będę odwiedzać Wal tak często jak tylko będę mógł.

25 komentarzy:

  1. jeju oby z Wal było wszystko dobrze...
    już nie mogę się doczekać ślubu Zayna i Viktorii :D
    dziękuję za przetłumaczenie rozdziału xx
    @ziam__shipper_

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział dziękuję że jesteście

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe kiedy ślub <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuu co za rozdział...
    Tyle sie dzieję, że masakra!
    Ale dziękuję za tłumaczenie ;).

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdzial swietny, ale mam nadzieje ze z Wal bedzie wszytsko dobrze
    dzieki dziewczyny z sie tak stralacie i tlumaczycie ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwww cudowny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękny, piękny, piękny!
    Tak cholernie mi szkoda Wal, że masakra!
    Z jednej strony dobrze, ze Amber się wygadała, bo Re nie musi już skrywać tajemnicy przed mamą, a z drugiej strony, lepiej chyba, żeby siedziała cicho jak Zayn ją uciszał za pierwszym razem. A teraz to już trudno ...
    Jezuu, Re i Zayn, oni są tacy słodcy :) pani Malik <3
    Jeszcze ten Yaser, przyprawia mnie o mdłości ugh ;;
    Teraz to tylko ślub i czekać aż Wal wyzdrowieje ;)
    Do następnego i pozdrawiam Xx /@luuvmyzaynxx

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny, dobra robota dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział dziękuję dziewczyny jesteście genialne ze to dla nas robicie :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy to prawda, że Victoria umrze w następnych częściach ?? Doszły mnie takie słuchy i nie dają mi spokoju :ccc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest trylogia pierwsza czesci Cold druga Chills i to jest trzecia ostatnia, nwm kto ci takich glupot na opowiadal xd

      Usuń
    2. No niestety umrze:((((

      Usuń
  11. Ooo biedna Wal;((( Szkoda jej , ale mam nadzieje , ze bd okey;)
    Co do reszty, REWELACJA!!!
    @blanka1499

    OdpowiedzUsuń
  12. jejku tak mi przykro z powodu Wal :( nie wiem co będzie dalej ale mam nadzieję ze wyzdrowieje :) dziękuję za rozdział <3 @hallxofxfame .xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Zajebisty ♥
    Kocham to po prostu !

    OdpowiedzUsuń
  14. smutne zakonczenie tym razem :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Uwielbiam! Opowiadanie jesr genialne. Dziękuje Wam, że tłumaczycie, jesteście wielkie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Amber jak zwykle cos odwali xd
    Jeju, czekam na ich slub i oby z Wal bylo dobrze
    Dziekuje za tlumaczenie i czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Smutno mi z powodu Wal :(

    OdpowiedzUsuń
  18. jestem pewna ze Wal umrze, przypomialam sobie ze przeciez w prologu bylo ze tak jakby byli na pogrzebie na poczatku nie wiedzialam o co chodzi ale teraz to sie sklada w jedna calosc... :(((

    OdpowiedzUsuń
  19. Boże Amber, haha, jak zwykle nie myśli :D
    Czekam na następny rozdział.
    Zapraszam również do siebe: http://lilia-fanfiction.blogspot.com 🙊
    FF o Niallu :))

    OdpowiedzUsuń
  20. Jejciu biedni 😞

    OdpowiedzUsuń