poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 31 - "Sny."

Popatrzyłem w lustro na moje marne odbicie.
Chciałem walnąć się w twarz.
- Zayn jesteś gotowy skarbie? - Trisha weszła do środka i stanęła obok mnie. - Wiem, że to jest dla ciebie ciężkie, ale tak będzie najlepiej. - szepnęła.
- Nie mogę.
- Możesz. Popatrz na mnie, jeśli chcesz żebym z tobą poszła to zrobię to. 
Pokręciłem głową. Poczułem jak rośnie mi gula w gardle. Przełknąłem ślinę ale nie wiele to pomogło zawsze coś. Czułem się taki pusty i smutny jednocześnie.
I samotny.
- Amber idzie ze mną. - zmarszczyłem brwi.
- Okej, więc lepiej chodźmy.
Zgodziłem się i podążyłem za nią.
***
Mój niepokój zaczął rosnąc kiedy zbliżaliśmy się bliżej do domu pogrzebowego, moje ręce zaczęły się trząść.
Wziąłem pudełko z tabletkami, wysypałem dwie i połknąłem je przepijając wodą. Popatrzyłem niżej, żeby się trochę uspokoić, ale moje oczy powędrowały na obrączkę ślubną, pokręciłem głową.
Allison zaczęła płakać kiedy się obudziła, chwyciłem ją za rękę i wyjrzałem przez okno. Dojechaliśmy. 
Wszyscy i wszystko było czarne.
Wyszedłem z auta i położyłem rękę na plecach Allison.
Ledwo wyszliśmy i Victoria do mnie podeszła.
- Zayn.
Odwróciłem się, i przyciągnąłem ją w uścisku a ona zaczęła płakać w moje ramię.
- Będzie dobrze.
- Tęsknię za nią. - mówiła przez płacz.
- Ja też. - wyszeptałem.
Usłyszałem Allison za mną, która zaczęła płakać jeszcze bardziej, więc puściłem Victorię tylko dlatego żeby na nią spojrzeć.
- Była już taka duża. - wstrzymała się na chwilę od płaczu.
Lekko się uśmiechnąłem i zamknąłem drzwi od samochodu podchodząc do Victorii.
Kiedy wszedłem do środka, wybrałem miejsce najdalej od przodu jak to tylko możliwe. Z tyłu gdzie nikt mnie nie zobaczy popatrzyłem na trumnę, która była naprzeciwko mnie.
To była jedyna rzecz jaką widziałem. Zamknąłem oczy i pochyliłem głowę na siedzeniu przede mną. 
Łzy zaczęły płynąć z moich oczu, kiedy przypomniały mi się czasy w których byliśmy szczęśliwi.
Ludzie ciągle podchodzili do mnie pytając się czy wszystko okej, jak się czuje.
A jak mam się czuć kurwa?!
Całe pomieszczenie zapadło w ciszę kiedy Trisha do mnie podeszła.
- Jesteś już.
Wytarłem resztki łez z moich policzek i podszedłem do rodziny i przyjaciół.
Obróciłem się do Victorii i zabrałem moją córkę od niej, żeby podejść do trumny i popatrzeć do środka na Victorię.
Gula w moim gardle znowu się pojawiła.
Moja żona.
Ja powinienem być w tej trumnie. Nie ty.
Każdy kolejny dzień stawał się coraz cięższy.
Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie zmieniłaś. 
Przywiązanie, lojalność.
Miłość.
Wszystko mnie zmieniło. Nie byłem dokładnie pewien jak to mogło stać się w kilka miesięcy, ale kiedy coraz częściej byliśmy bliżej, ja przyzwyczajałem się do tego.
Serce, które było "wyłączone" na tak długo otworzyło się dla Victorii.
Ona jest powodem tego jakim mężczyzną jestem teraz.
Popatrzyłem niżej na te piękne oczy w których się zakochałem i westchnąłem cicho, mentalnie przygotowując się na słowa, które nie sądziłem że wypowiem w tak młodym wieku. 
Przełknąłem ślinę patrząc na Victorię. 
- Dziękuje wszystkim za przyjście. - powiedziałem.
- To okropne że jesteśmy tu wszyscy w tak smutną okazję.
Allison bawiła się moim krawatem, kiedy chciałem kontynuować moją mowę ale nie mogłem. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy, popatrzyłem na podłogę chciałem schować się gdzieś, żeby nikt nie mógł na mnie patrzeć.
- Nie mogę tego zrobić. - pokręciłem głową, i spojrzałem na rozmazaną twarz Trishy siedzącej obok Victorii.
- Zayn.
Trisha podeszła bliżej.
- Dlaczego kazałaś mi to zrobić?! - krzyknąłem.
- Ponieważ, to dla ciebie dobre.
- Jak mówienie o mojej zmarłej żonie może być dla mnie dobre?! Ona odeszła! Rozmawianie o niej nie przywróci jej z powrotem! 
Trisha podeszła do mnie i mnie przytuliła. Allison zaczęła się nerwowo kręcić na moich rękach.
 - Waliyha weź Allison i wyjdźcie na zewnątrz. - powiedziała.
Waliyha?
"Zayn!"
Waliyha zabrała ją a ja popatrzyłem na Trishe. Moja złość rosła coraz bardziej.
- Jesteś jej mężem, to normalne że powinieneś...
- Ona nie żyje mamo! Nie żyje! Była jedyną osobą, którą kochałem a teraz jej nie ma! Została wyrwana ze mnie!
"Zayn!"
- Musisz ruszyć do przodu.
- Ruszyć? Jak mam to zrobić kiedy ją kocham!
"Zayn!"
Obudziłem się i pierwsze co zobaczyłem to Victoria potrząsająca moim ramieniem. Światło się świeciło, zauważyłem też że pościel i kołdra są na podłodze.
- Re. - z trudem łapałem powietrze.
- Co się stało Zayn?
Zamknąłem oczy i zamrugałem kilka razy, żeby widzieć poprawnie. Przyciągnąłem ją bliżej i przytuliłem. Złapałem jej twarz i pocałowałem zanim zdążyła coś powiedzieć, albo o coś zapytać. 
- Zayn, powiesz mi co się dzieje?
Podniosłem się wyżej by móc popatrzyć jej w oczy. Nie zrobiłem tego, tylko położyłem się na jej klatce piersiowej. Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. 
- Kochanie, co się stało? - powiedziała łagodnie.
Nie odpowiedziałem jej, tylko zacząłem bawić się jej pierścionkiem zaręczynowym.
- Byłaś martwa. - wyszeptałem, nie mogłem nawet rozpoznać swojego głosu. - Byłaś martwa. Dlaczego zawsze umierasz w moich snach?! - krzyknąłem i usiadłem na łóżku.
Wzięła głęboki wdech.
- Mieliśmy dziecko. - powiedziałem, i zamrugałem kilka razy. - To była dziewczynka. Jej imię to Allison.
- Allison? - ledwo usłyszałem co powiedziała. - Podoba mi się to imię. - uśmiechnęła się, ale wiem, że chciała odciągnąć tym moje myśli od snu. To działało, ale ja nie mogę tak żyć.
- Twoje drugie imię. 
Victoria Allison Malik.
Victoria znowu się uśmiechnęła. 
- Ally.
Skróciła je, a ja ledwo się powstrzymałem, przed rozpłakaniem się na dobre.
- Allison Malik. Była piękna. Miała twoje oczy. 
- Poważnie? Mam oczy jak siki. - uśmiechnęła się, a ja przewróciłem oczami.
- Wcale nie Victoria, nie są koloru sików. - podniosłem brew.
Chwyciła moją twarz i przysunęła ją tak żebym mógł popatrzeć jej w oczy.
- Kocham cię, i nie stracisz mnie dopóki się nie zestarzejemy i nie umrę z naturalnych przyczyn. Jak atak serca, albo starość. - zaśmiała się, a ja przygryzłem wargę.
- Człowiek może umrzeć od bólu serca. - zaznaczyłem.
- Jak bardzo chorobliwe jest to że mi to mówisz? - mrugnęła do mnie.
- To prawda. Mój ojciec jest przykładem.
Jej oczy się rozszerzyły. 
- Nie zamierzam umrzeć w najbliższym czasie. Jeśli już to kiedy będę stara. Ale pamiętaj nie możesz popełnić samobójstwa. Nigdy.
- Zrobiłbym to dla ciebie.
- Zayn! - powiedziała groźnie. - Przestań tak mówić!
Przewróciłem oczami i położyłem się z powrotem na podrożce, podnosząc telefon z szafki.
- Która godzina?
- Czwarta rano.
Zmarszczyłem brwi. 
- Nie chcę cię stracić. 
- I nie stracisz. - wyszeptała patrząc na mnie. - Nie teraz. Nigdy.
Przełknąłem ślinę.
- Dlaczego, to takie trudne dla mnie, żeby rozróżnić sen od rzeczywistości?
Odwróciłem wzrok od telefonu i popatrzyłem na Victorię.
- One są tak bardzo realne? - zapytała.
Kiwnąłem głową. 
- Nie wiem co się dzieje. - powiedziałem płaczliwym głosem.
- Może powinniśmy zobaczyć do sennika? 
- Takie coś wogóle istnieje? - zmarszczyłem brwi.
- Istnieje. Może jest jakiś inny powód tych snów.
- Ale to nie wyjaśni snów Amber. - przewróciłem oczami.
Nigdy więcej.
- Moja mama jest prawdziwą maniaczką jeśli chodzi o spirytualizm, przechodziłam przez to kiedy mieszkałam w Kalifornii. Miała nawet takie fazy, że kontaktowała się z drugą stroną. To było dziwne. Ale senniki są raczej dokładne. 
- Myślę, że twoja matka jest trochę pomylona. - powiedziałem złośliwie, a ona uniosła brew.
Kiwnąłem głową. 
- Okej, jeśli pomoże mi to dowiedzieć się chociaż trochę o tych snach to możemy spróbować. Nie to że w to wierzę. 
Popchnęła mnie tak żebym spadł z pozycji siedzącej na plecy i położyła się obok mnie.
- Oh Zoozoo. Dlaczego nie możesz mieć normalnych mokrych snów? - zakpiła.
- Zoozoo? - podniosłem brew.
- Zoozoo. - zgodziła się.
Uśmiechnąłem się.
- Może Zoozoo będzie naszym zawsze?
Popatrzyła się na mnie. 
- O mój Boże, oglądałeś to?!
Przewróciłem oczami.
- Poniekąd.
Zaśmiała się, i powiedziała typowe "aw" z nutą uznania.
- Płakałeś?
- Nie. Victoria. Nie płakałem.
- Byłeś smutny?
- Trochę, ale nie płakałem.
Zaczęła mi się uważnie przyglądać.
- No dobra, może trochę.
Zaśmiała się.
- Aw, jesteś taki słodki. To było smutne. Nie zamierzam się oceniać.
- Śmiałaś się ze mnie!
- A co myślałeś, że zrobię? 
Przysunęła się bliżej, położyła się na moim torsie przytulając się i zamykając oczy.
- Dobrze się czujesz? - zmarszczyłem brwi.
- Tak. Mam ostatnio straszną migrenę.
- Czemu? - popatrzyłem na nią zmieszany.
- Nie wiem. Ale oprócz tego czuje się dobrze.
- Mam nadzieje. Jestem głodny. - mruknąłem, a ona się uśmiechnęła się. - Myślisz, że obsługa pokojowa jest dostępna o tej godzinie?
Zabrałem telefon i kiedy zorientowałem się że jest zamówiłem typowe angielskie śniadanie. Victoria zamówiła skrzydełka z kurczaka, tort lodowy i Doritos. 
Nie mogłem się powstrzymać przed śmiechem, no ale kto zamawia takie rzeczy o czwartej rano.
Kiedy nasze zamówienie przyszło, Victoria zdecydowała się znowu oglądnąć pieprzoną winę twoich oczu znowu, albo jak to się tam nazywało kiedy ja jadłem śniadanie.
- Jak możesz jeść tak dużo i dalej wyglądać tak dobrze jak teraz? - zapytałem, kiedy brała kolejny kawałek ciasta.
Zamówiła cały tort lodowy. Cały.
Wzruszyła ramionami i złapała się za głowę. 
- Zamrożenie mózgu!!
- Jesz więcej niż ja. 
- Kocham jedzenie. (ona to ja dosłownie haha) - wymamrotała pomiędzy kolejnymi gryzami.
- Wiem, że kochasz. - uśmiechałem się. - Mamy dziś rano testować menu, nie zapomnij.
Zdałem sobie sprawę, że dochodzi już siódma rano, więc zdecydowałem się pójść pod prysznic.
Wracając do pokoju zastałem płaczącą Victorię, ale szybko zdałem sobie sprawę, że to sprawka filmu.
- Drugi raz a tu dalej płaczesz?
- To smutne okay? Jak on nie zasłużył na śmierć! - powiedziała po czym wytarła łzy z policzków i wysiąkała nos w chusteczkę.
- Potrzebujesz więcej chusteczek madam? - uniosłem brew, a ona rzuciła we mnie rolką papieru toaletowego. 
Uśmiechnąłem się do siebie i odrzuciłem jej rolkę z powrotem. 
- Chodź kochanie, musisz się ubrać.
******
Po degustacji menu, polecieliśmy z powrotem do Londynu i wróciłem do pracy.
Postanowiłem posłuchać pomysłu Victorii, żeby zobaczyć się z kimś kto pomoże mi zinterpretować moje sny. Nie chciałem robić tego na swoją rękę z jakimś sennikiem. Spotkam się z nim dziś w moim apartamencie. 
Ale moja główna sprawa to zobaczyć się z Dr. Calvert.
Dojechałem dziesięć minut później, kiedy skończyłem pracę i złapałem ją tuż przed końcem jej pracy. Była wyraźnie zaskoczona kiedy mnie zobaczyła, ale tego nie skomentowała.
Może powinienem zadzwonić.
- Śmiało wchodź. - powiedziała zmęczona.
Położyła swoje klucze na biurku i odprawiła nową recepcjonistkę. 
- Wody? - zapytała.
- Nie. Chciałem pogadać.
Kiwnęła głową.
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Teraz jest okay, wczorajsza noc to inna historia.
Wyjaśniłem wszystko dokładnie przypatrując się jej i temu czy wyraża jakieś emocje. Jedyne co zauważyłem to rozczarowanie.
- Co cię do tego skusiło? Myślisz że na to zasługujesz?
Kiwnąłem głową.
- Żałujesz tego?
- Nie.
- Czemu?
- Ponieważ, to pozwala mi uspokoić moje nerwy i to co czuję.
- Dlaczego znowu się okaleczyłeś?
- Nie miałem innego wyjścia. - wzruszyłem ramionami.
- Rozmowa pomaga, prawda?
Znowu wzruszyłem ramionami.
- Nie zawsze. Często jestem zbyt sfrustrowany. Próbuję, być chociaż trochę spokojny, ale rzadko mi się to udaje. 
- Co zmusza cię do reagowania w ten sposób?
Westchnąłem. Wiedziałem co, ale nie chciałem tego mówić.
Ale musiałem.
- Nie lubię tego całego pomagania mi przez kogoś.
- Ah, teraz to ma sens Zayn.
Wyjaśniła mi wszystko, ale zajęło mi to chwilę żeby zrozumieć co do mnie mówi. Byłem w pokoju, ale myślałem o czymś innym.
Powinienem słuchać, ale byłem zbyt roztargniony. Może kiedy będę leżał w łóżku próbując zasnąć przypomni mi się ta sesja.
Zanim wyszedłem, zapłaciłem jej więcej za dodatkową nadgodzinę i wróciłem do apartamentu.
Kiedy wszedłem do salonu zauważyłem Victorię rozmawiającą z facetem za stołem. 
Upuściłem moją aktówkę na ziemię, powodując niepotrzebny łomot. Oboje popatrzyli się na mnie przestając rozmawiać.
Victoria popatrzyła na mnie.
- Jesteś w domu! - uśmiechnęła się i wstała.
- To jest Trevor, interpretuje sny... - przerwała na chwilę by do mnie podejść.
To musiał być pieprzony facet?!
- Skarbie, nie bądź zazdrosny. - mruknęła.
- Nie jestem! 
Dupek.
Chwyciła mnie za rękę poprowadziła do niego.
- Ty musisz być Zayn. - uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
Po chwili wahania uścisnąłem mu rękę.
Jego woda kolońska była tak cholernie można, że miałem ochotę zwymiotować.
Trevor wyglądał na typowego menela.
Nieogolona broda, koszula w kratkę i jeansy.
- Interpretujesz sny? - zmarszczyłem brwi.
- Nie tego oczekujesz?
Nie oczekiwałem, że to zajdzie do takiego punktu. 
Popatrzyłem na Victorię.
- Dyskutowaliśmy jak wszystko działa. Powiedz mu wszystko co dzieje się w twoich snach a on wszystko wyjaśni. - powiedziała i usiadła na krześle.
- Chciał zrobić to przez telefon ale przekonałam go by tu przyszedł. 
Usiadłem na stołku obok niej i złączyłem nasze ręce.
- To wszystko? - zapytałem.
- Nie. Musisz rozebrać się do naga bym mógł zobaczyć wnętrze twojej duszy i jej emocje. - Trevor wyjaśnił.
Wstałem natychmiast a Victoria zachichotała. 
- Ona żartuje!
- Jaki to do chuja jest żart?!
- Po prostu usiądź i skończymy to raz dwa. - powiedziała zabierając moją rękę i całując mnie w szyję.
Przewróciłem oczami i nalałem sobie szklankę whiskey zaproponowałem Trevor'owi ale odmówił. Victoria została przy swoim szampanie. 
Przenieśliśmy się na kanapę Victoria usiadła obok mnie a Trevor naprzeciwko. 
- Więc, powiedz mi co się dzieje.
Popatrzyłem na Victorię a ona kiwnęła głową. 
- Co ci powiedziałam?
- Powiedz mu o swoich snach. To jest dziwne Re.
- Wiem, ale to inne doświadczenie. Może będziemy się po tym wszystkim śmiać. - wyszeptała do mojego ucha a ja przewróciłem oczami.
- Okay, więc mam sny w których Victoria umiera i nie wiem rozumiem dlaczego.
Kiwnął głową i nic nie odpowiedział. 
- Co czujesz? Widzisz ją?
- Tak. W pierwszym śnie umarła naprzeciw mnie. W drugim nie żyła ale był to jej pogrzeb. 
Victoria ścisnęła moją rękę i zaczęła pocierać swoje czoło. Zamknęła swoje oczy jakby w bólu.
Trevor patrzył na mnie ale odwróciłem wzrok na Victorię.
- Dobrze się czujesz? 
- Migrena. - mruknęła.
Pocałowałem jej czoło i objąłem ją ramieniem.
- Zazwyczaj śmierć nie oznacza tego że to naprawdę się stanie Victorii. Ona nie umrze, jeśli jest to twoja obawa. - wyjaśnił.
O dziękuje kurwa.
- Wogóle boisz się o nią? - zapytał.
Zmarszczyłem brwi. 
- Kocham ją i martwię się o nią cały czas, ale nie jakoś maniakalnie.
- Myślisz że martwisz się o nią wystarczająco? Zazwyczaj śmierć oznacza, że uważasz siebie za nie dość dobrego dla niej. Albo troszczysz się o jej zdrowie. Czasami oznacza to że nie dostajesz wystarczająco dużo uwagi i vice versa.
Popatrzyłem na Victorię a ona wpatrywała się we mnie w zmieszaniu.
- Mam też inne sny.
Myślę ze to będzie interesujące.
- Więcej?
- Z moim największym szczęściem przyjaciółka Victorii i ja nie jesteśmy blisko.
- Powiedz mi o tym. - Victoria zaśmiała się a ja lekko uderzyłem ją w żebra.
- Ale w moich snach my jesteśmy...  - przerwałem, a Trevor mrugnął do mnie.
Ty koleś jesteś psychiczny.
- Co?
- Blisko.
Wzruszył ramionami w niezrozumieniu.
O no błagam przecież nie może być aż tak tępy. 
- Jesteśmy razem. Tak jakby. Ale nie lubię jej dalej w moich snach. 
- Więc jesteście razem w twoich snach, ale ty jej nie lubisz. Potrzebuje więcej informacji. Jest tylko jeden sen?
- Dwa.
- Dwa. Okey. Opowiedz mi ten pierwszy.
Przygryzłem wargę. - Wolałbym nie.
Victoria spojrzała  na mnie.
- Wiec nie mogę ci pomóc.
- Byłem w Nowym Yorku kiedy maiłem ten sen. Wracałem z pracy do mojego apartamentu. Otworzyłem pokój hotelowy i wszystko w nim było przyozdobione jakimiś zabawkami seksualnymi. - pokręciłem głową. - Wszedłem do środka i ją zobaczyłem.
- Okay, więc co się wydarzyło?
- Była naga na moim łóżku i moim pierwszym ruchem było zakryć ją czymś ale się na mnie rzuciła. 
- Pocałowała cię? - Victoria powiedziała nagle, jej oczy pociemniały z irytacji.
Kurwa wygląda tak gorąco.
- Tak. - przełknąłem ślinę.
- Podobało ci się?
Przewróciłem oczami. 
- Victoria.
- Nie. Nie. Musimy wiedzieć. Dalej jestem lekko zmieszany z tym co dzieje się w mojej głowie. - powiedział Trevor.
Przygryzłem wargę.
- Podobało mu się. - Victoria cicho potwierdziła.
- To był tylko sen. - kaszlnąłem.
- Co to znaczy?! - zapytała, ignorując mnie.
- To wszystko znaczy napewno coś dobrego. - Trevor wyjaśnił.
- Coś więcej? - zapytałem, zdenerwowany.
- Zdradzanie swojej partnerki oznacza, kompletne przeciwieństwo w prawdziwym życiu. Zważając na to że zdradzasz ją w śnie oznacza że jesteś bardo oddany w normalnym życiu. Twój mózg się z tobą bawi. 
- Ale ten pocałunek. - zaznaczyłem.
- Ten pocałunek, który karygodnie podobał ci się we śnie znaczy że nie ufasz tej osobie w rzeczywistości.
- Co jest prawdą. - mruknąłem. - To ma sens. - kiwnąłem głową.
- Nie powiedziałeś mi że cię pocałowała. - Victoria, zmarszczyła brwi.
- Nie chciałem ci mówić bo wiedziałem że cię to zasmuci. - powiedziałem cicho.
Wzruszyła ramionami.
- Jest coś jeszcze co wasza dwójka zwariowanych dzieci chciałaby wiedzieć?
Dzieci?!
- Skąd wiesz te wszystkie rzeczy?
Westchnął i popatrzył niepewnie nie wiedząc co powiedzieć.
- Przychodzą do mojej głowy w symbolach. To trudne do wyjaśnienia.
- Więc, dziękuje za twój czas. - kiwnąłem głową i wstałem, kiedy Victoria oddaliła się do łazienki po pożegnaniu się z Trevor'em.
- Nie wiem ile ci zapłacić.
- 500 funtów za sesję.
- Co?! - popatrzyłem na niego zszokowany.
- Żartuje stary. To za darmo. 
Zmarszczyłem brwi.
- Nie weź te pieniądze. - wyciągnąłem portfel i położyłem pieniądze na jego ręce.
- Dzięki człowieku. Nie musiałeś.
- W porządku jestem ci to winien.
Kiwnął głową i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się w przejściu i zbliżył się do mnie.
Zrobiłem krok wstecz.
Stary chyba nie chcesz mnie pocałować?!
- Ta przyjaciółka twojej dziewczyny o której śniłeś, trzymaj się od niej z daleka.
Zamrugałem.
- Czemu?
- Ponieważ, ona albo naprawdę cię nie lubi, albo ma fantazje na twój temat. Na podstawie tego pierścionka który Victoria ma na lewej ręce sądzę że powinieneś jej powiedzieć.
*****
- Możesz podać mi sól, proszę?
Zabrałem słoiczek i podałem go jej w ciszy. Victoria podziękowała mi i zmarszczyła brwi na moje ciche zachowanie. 
- Myślisz, że Trevor ci pomógł? - zapytała.
- Tak, pomógł.
- Oh. Ty mówisz.
Nic nie opowiedziałem.
- Co się stało?
- Nic, po prostu myślę o tym co powiedział.
Zmrużyła oczy. 
- Czyli o czym?
- Zanim wyszedł powiedział mi coś o Amber.
Victoria odłożyła nóż i widelec na talerz i uważnie mi się przyjrzała.
- Okay. Co to było?
Przewróciłem oczami i wyjaśniłem jej, co mi powiedział. Nie powiedziała nic dopóki nie doszła do wniosku, który był oczywisty dla nas obojga.
- Szczerze, to nie wiem co powiedzieć. Nie jestem jakoś szczególnie zaskoczona. - wyjaśniła.
Zmarszczyłem brwi, nie tego oczekiwałem.
- Nie jesteś?
- Jesteś gorący. Kto nie ma na ciebie ochoty?
Popatrzyłem na nią była jak puzzel, którego nie mogłem znaleźć. (głębokie Zayn nie ma co) 
- Jesteś myląca. 
- Mogę powiedzieć to samo o tobie. - uniosła brew.
- Ja jestem mylący?! 
- Tak. To znaczy twoje sny są. Nie lubisz jej, ale lubisz kiedy cie całuje. - powiedziała widocznie zmęczona tym wszystkim.
- To był tylko sen.
- To niepokojące. - powiedziała dosadnie.
- Wyobraź sobie jak ja się czuje. Słyszałaś co powiedział Trevor.
- Wiem. - odpowiedziała i wstała by zanieść jeszcze nie skończone danie do kuchni.
Poszedłem za nią, biorąc mój talerz.
Położyłem rękę na jej ramieniu, kiedy chciała wyjść z pomieszczeniu. Westchnąłem i popchnąłem ją na belkę za nami a następnie zbliżyłem się do niej.
- Jesteś taka gorąca, kiedy robisz się zazdrosna. -wyszeptałem, a ona przewróciła oczami.
- Po prostu to dziwne, że śnisz o mojej najlepszej przyjaciółce. To nie to że jestem zazdrosna...
- Jesteś zazdrosna. - powiedziałem pochylając się nad nią.
- Nie jestem! - broniła się.
- Okay, okay.
- To dziwne i tyle. - powiedziała, kładąc ręce na moich ramionach i oddychając głęboko. - To był długi dzień.
- Byłaś w Java Hut? - zapytałem całując ją w szyję.
- Byłam. Renowacja wygląda naprawdę dobrze. Będziemy otwierać za dwa tygodnie. - wyjaśniła z uśmiechem na ustach.
- Cieszę się że wzięłaś kawiarnię pod swoją opiekę. - szepnąłem. - Będziesz dobrą właścicielką.
- Wiesz jakie to jest stresujące z tymi wszystkimi telefonami. Oh, czekaj ty wiesz. 
Uśmiechnąłem się.
- Przyzwyczaisz się. 
- Poważnie? Odebrałam dziś więcej telefonów niż w całym moim życiu. - powiedziała przeczesując włosy palcami.
- Popatrz na dobrą stronę, skarbie. Nie masz szefa, to ty nim jesteś. - westchnąłem kiedy wyszła z pokoju.
- Ta migrena zaczyna mnie denerwować.
- Chcesz aspiryny? - zapytałem.
- Jest okay. One przechodzą szybko. 
- Często masz te migreny? 
- Tylko ostatnio, wcześniej raczej nie. 
Przebrała się w jedną z moich koszulek, która wyglądała na dużo zadurzą. Wziąłem moją kurtkę i wyciągnąłem z kieszeni telefon.
Przyszedł mi mail od mamy.
Do: Zayn Malik.
Od: Mama, Trisha Malik.
Tytuł: Waliyha.
Wysłane: 10 listopad 2012, 21.09.
Cześć synu! Mam dobre wieści o twojej siostrze. Jest możliwość, że zostanie wypisana w tym tygodniu. Twój ojciec wyjechał w delegację. Nie masz nic przeciwko żebyście z Victorią wpadli do mnie jutro na lunch? Kocham cię. x
Uśmiechnąłem się i odpisałem jej po czym położyłem się na łóżku.
- Waliyha zostanie wypisana ze szpitala w przeciągu kilku dni. - powiedziałem Victorii, uśmiech nie mógł mnie opuścić.
- O mój Boże! Da radę przyjść na ślub! - zapiszczała i sięgnęła po swój stary laptop.
Spędzała na nim ostatnio sporo czasu.
- Co robisz? - zapytałem z ciekawości.
- Muszę powiedzieć Amber o kilku datach. Sprawy panny młodej.  - uśmiechnęła się.
- Waliyha jest jedną z twoich druhen?
Kiwnęła głową i zabrała telefon.
- Upewnij się że nie masz niczego zaplanowanego na jutrzejszy lunch. Moja mama zaprosiła nas jutro. - powiedziałem.
Zarumieniła się. 
- Po tym co stało się gdy nas przyłapała. - schowała twarz w rękach. - Zayn to było takie żenujące.
- Co nie powstrzymało cię przed kontynuowaniem kiedy wyszła. - uniosłem brew.
- Nie czujesz nawet trochę wstydu?
Wzruszyłem ramionami. 
- Yeah. Trochę.
- Trochę? 
- Możemy nie rozmawiać o mojej mamie, która nas przyłapała? - szepnąłem.
- Mama nadzieje, że o tym nie wspomni. - powiedziała, rozproszona przez ekran na przeciwko.
- Nie martw się moja matka nie jest jak twoi rodzice, którzy wyciągają sprawy seksu na forum. - przewróciłem oczami.
Westchnęła. 
- Przepraszam.
- Nie rób tego. - położyłem głowę na jej ramieniu żeby zdobyć trochę uwagi. - Co ty robisz?
- Wysyłam maila.
- Do kogo?
- Amber i Mandy. - odpowiedziała po dwu minutowej przerwie.
- Mogę coś zostawić? - popatrzyła się na mnie i wróciła do pisania.
- Poczekaj, już kończę. 
Kiwnąłem głową i wziąłem do ręki jej piersi. Zawsze mieściły mi się w rękach ale teraz tak nie było.
- Przybrałaś na wadze ostatnio, albo czy twoje piersi dalej rosną?
- Mam 22 lata nie 18. - zmarszczyła brwi. - To te tabletki, zaczynam tyć. - podsumowała smutno.
- Dla mnie wyglądasz pięknie. Więcej do łapania. 
- Nie wiem, powinnam się odchudzić.
- Nie. Nie musisz.
- Muszę, czuję się okropnie. Może powinnam wsiąść trenera personalnego, którego mi kiedyś oferowałeś? 
- Nie, lubię cię taką jaka jesteś. - powiedziałem zabierając od niej laptop.
- Skończyłaś? -zapytałem.
Kiwnęła głową.
- Nie wysłałaś go, prawda?
Pokręciła głową.
- Dobrze. - powiedziałem do siebie i napisałem na końcu wiadomości Amber śmierdzi.
Wysłałem maila i położyłem laptopa na podłodze po mojej stronie łóżka, więc Victoria nie użyje go w najbliższym czasie. Odwracając się do niej pochyliłem się nad nią całując ją w usta ale mnie powstrzymała.
- Um. Myślę, że tabletki są przyczyną moich migren.
Zmarszczyłem brwi.
- Jesteś pewna? Żadna z moich partnerek seksualnych nie miała tego problemu z tabletkami.
Spojrzała na mnie jak na debila.
- Każdy ma inny organizm i ...
- Wiem, wiem. - usiadłem. - Ale nie ufam temu implantowi.
Victoria przygryzła wargę, kiedy na nią popatrzyłem. Pochyliłem się nad nią.
- Nie lubię używać kondomów. 
- Zgaduje, że zostaje na tabletkach?
- Tak byłoby miło. Mam tabletki na twój ból głowy. - szepnąłem.
- Zayn. - przewróciła oczami. - Po prostu się ze mną poprzytulaj. 
Uśmiechnąłem się, kładąc się koło niej i przyciągając ją bliżej. Westchnęła głośno kiedy dotknąłem jej piersi.
- Musiałeś zrujnować moment, prawda?
Zaśmiałem się.
- Nie mogę się powstrzymać. Moja ręka jest jak magnez. 
Albo jej piersi miały magnez, który przyciągał moje ręce. 
- Nie mogę traktować cię serio, kiedy to robisz. - mruknęła.
- Robię co? - kontynuowałem masowanie jej piersi.
- Właśnie to! - powiedziała po czym włożyła swoją dłoń w moje spodnie i chwyciła mojego penisa.
Mój penis zareagował natychmiast na jej dotyk.
- Pobaw się z penisem, skarbie. - powiedziałem przygryzając wargę.

________________
Hej wam! Tutaj Martyna nie miałam jeszcze okazji się wam przedstawić, bo jestem zawalona nauką, ale mam nadzieje że rozdział się wam podoba. Nie przejmujcie się że nie rozumiecie snu Zayn'a i że niby Victoria nie żyje, ale opisy są jakby była tam i rozmawiała z Zayn'em ale tak jest w oryginale i nie mam pojęcia dlaczego autorka tak to napisała. Niestety nie wiem kiedy pojawi się rozdział bo dziewczyny czasem dodają go parę dni po wysłaniu. Miłego czytania i do następnego! xx 

wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 30 - "Piękne i śmiercionośne."

Tłumaczyła: @shut_UpPL
~~~~
Wziąłem głęboki oddech, gapiąc się na nożyczki leżące na przeciwko mnie na kafelkach w łazience.
Skrzyżowałem nogi w dość niewygodnej pozycji i dalej gapiłem się na nożyczki, prawie zahipnotyzowany ich oświetlającym transem.
Byłem w tej łazience na tyle długo, by wzbudzić podejrzenia, ale szerze to mnie to chuj obchodzi. Obchodzi mnie tylko ta nieważność i pustka, która zżera mnie od środka.
Chcę, żeby to się zatrzymało.
Chcę, żeby to zniknęło.
Ale to nie odejdzie.
To jedyne wyjście.
Zawsze używałem nożyczek. Były wystarczająco ostre, ale tylko jeśli używało się odpowiedniej ilości siły.
Ostrze noża było zbyt łatwe.
To miało wpływ, ale wszystko noszone na ranie powodowało rozdrażnienie.
Przywykłem do nożyczek, przez ten cały czas kiedy używałem ich, kiedy byłem nastolatkiem. To nie tylko bolało, gdy to robiłem, ale było wystarczające na tyle, żeby powstrzymać tą beznadziejność i pustkę, które aż krzyczały w środku.
Czułem jak tępy nóż wtapia się we mnie, dopóki nie przeciął skóry.
Chwyciłem nożyczki w rękę i przejechałem kciukiem po ostrzu.
Piękne.
I śmiercionośne.
Natychmiast je rzuciłem i schowałem twarz w dłonie. Nie mogę tego zrobić.
Nie mogę.
Nie mogę wpaść znów w tą samą dziurę, z której mogę już nigdy nie wyjść.
Moją jedyną nadzieją jest Victoria.
Seks.
Potrzebuję seksu.
Pożądanie pękło, kiedy desperacja dla seksu zaczęła się we mnie kształtować.
Tak. Pustka motywuje i naciska na mnie.
Seks. To była główna rzecz, która mnie uspakajała. Pomagał powstrzymać te niechciane przemyślenia gdzieś głęboko.
Wstałem nagle i wyrzuciłem parę nożyczek z dala od siebie, przez co został ślad na ścianie. Ubrałem się szybko i wyszedłem z łazienki do pokoju, gdzie siedział Mark i oglądał telewizję.
Wyzbyłem się przeszłości i chwyciłem hotelową kartę. Podszedłem pod drzwi do pokoju Victorii.
Zapukałem.
- Victoria!
Mój gniew przejmował nade mną kontrolę.
Nie odpowiedziała.
- Victoria otwórz drzwi!
Wciąż zero odpowiedzi. Zacisnąłem usta w cienką linię.
- Proszę.
Nie odpowiadała. Warknąłem i zjechałem windą na główne piętro. Podszedłem do kamiennego biurka, a recepcjonistka się uśmiechnęła.
- Mogę poprosić drugi klucz do dwuosobowego pokoju? Dostałem tylko jeden.
- Nazwisko?
Uderzyłem pięścią o blat, a kobieta podskoczyła ze strachu.
- Zayn. Malik. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. - Byłem tu mniej niż pół godziny temu!
Przełknęła ślinę i szybko znalazła hotelową kartę z jakiejś kurwa dziury.
- Pr-proszę, sir. - jej ręka drżała, więc wyrwałem jej tą kartę i rzuciłem na blat sto funtów.
Znów poszedłem do windy i czekałem cierpliwie.
Winda w końcu się rozsunęła i znów pukałem w drzwi Victorii.
- Ostatnia szansa, Victoria!
Brak odpowiedzi. Przejechałem kartą po zamku i otworzyłem drzwi.
Przeszedłem się po całym pokoju, ale nikogo w nim nie było. Nawet w łazience.
Poszedłem do sypialni, ale tam też jej nie było.
Ale była karteczka na łóżku.
Zayn
Wiem, że mogłeś poprosić o drugi klucz. Idę na spacer, przemyśleć kilka rzeczy.
P.S. : Dalej jestem na Ciebie zła za to, co powiedziałeś.
Re x

Nie ma "Kocham Cię"...
Przewróciłem oczami.
Pogniotłem karteczkę i wyrzuciłem ją do małego śmietnika. Na biurku zostawiłem notatkę od siebie.
Jedyną rzeczą, która powstrzymuje wewnętrzny ból, jest ból fizyczny.
Zayn.
Zostawiłem to na łóżku i wyszedłem z pokoju cały w nerwach.
Ta pustka wciąż we mnie tkwiła.
Kurwa jebana mać.
Wróciłem z powrotem do swojego pokoju i ominąłem Marka, wchodząc do łazienki.
Zamyśliłem się na sekundę.
Nie na nadgarstku.
To zbyt oczywiste.
Zgiąłem kolano i przejechałem palcem po bliznach na piszczelu, gdzie mam tatuaż wilka.
Przełknąłem niechciane wspomnienia i znów rozprostowałem nogę.
To będzie zbyt oczywiste, jeśli zrobię to nożyczkami.
Przeszukałem łazienkę i znalazłem przynajmniej trzy jednorazowe golarki w opakowaniu. Otworzyłem je i wyciągnąłem jedną, łamiąc na pół. Główka połamała się, a ja próbowałem delikatnie przełamać się przez ostrza.
Kiedy połamałem boki, wyciągnąłem jedno ostrze i wyrzuciłem resztę do śmietnika, z dala ode mnie.
Spojrzałem w dół, na mój wytatuowany nadgarstek i przegryzłem wargę.
Znów jestem załamany.
Ostrze do mnie śpiewało.
Słabo, tak delikatnie o moją skórę... ten głos uspokajał moje nerwy i mówił mi, że jeden dotyk odbierze wszystko.
Przełknąłem tą pustkę, a ostrze spoczęło na mojej skórze.
Mówiło mi, że muszę zrobić długie, horyzontalne cięcie. Mówiło mi słowa, o które błagałem, by usłyszeć - że wszystko będzie w porządku. To sprawi, że zapomnę, dopóki nie będę chciał tego pamiętać.
Zamknąłem oczy i powoli przycisnąłem ostrze do skóry. Skrzywiłem się w frustracji, kiedy sunąłem nim po skórze.
Nie czułem nic, ale widziałem swoją krew, jednak to nie wystarczało.
Jeszcze raz.
Nie, nie mogę zrobić tego znowu.
Ale zrobiłem. Dodałem jeszcze więcej siły, na tyle, by poleciała krew, ale nie aż tak, by rozerwać swoje żyły.
Zasyczałem przy trzecim cięciu i przestałem. 
Patrzyłem jak moje czarne od tuszu ramię zakrywa się czerwoną krwią, przypominając mi, że wciąż żyję i jestem jedynie człowiekiem.
Te blizny przypominają mi o co walczyłem.
Zamknąłem oczy, by chłonąć ból, a krew kapała z mojego ramienia na białe kafelki.
Pustka stała się ciszą i znów się uspokoiłem.
- Zayn! - usłyszałem pukanie do drzwi i przewróciłem oczami.
Wstałem i boleśnie zmyłem całą krew z ramienia.
- Zayn, proszę! Nie rób nic głupiego! Zayn!
Odwróciłem się do drzwi i patrzyłem, jak klamka się wykręca, ale drzwi pozostawały zamknięte.
Chwyciłem papier toaletowy i wytarłem nim moją krew, po czym wrzuciłem wszystko do toalety i spuściłem.
Zanim otworzyłem drzwi, chwyciłem ostrze i schowałem je do kieszeni.
Victoria oddychała ciężko i spojrzała na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Co robisz?!
Przełknąłem ślinę.
- Nic, brałem prysznic.
Zmarszczyła czoło i podeszła do mnie od tyłu, podnosząc moją koszulkę, na co się odsunąłem.
- Przestań.
- Myślałam, że z tym przestałeś. - skrzywiła się. - Przepraszam. Powinnam...
Prychnąłem.
- Nie. Nie przepraszaj. Za co przepraszasz?
- Kochanie, uspokój się. - mruknęła.
- Byłaś na mnie zła.
- Hej. - Victoria powiedziała delikatnie.
Chwyciła moją twarz w dłonie, zmuszając mnie, bym na nią spojrzał, ale musiałem usunąć poczucie winy z oczu.
- Jestem, ale to się zdarza. Myślę, że twoje mentalne zdrowie jest dużo ważniejsze niż to co powiedziałam na dole.
Spojrzałem w dół i zorientowałem się, że moje ramię wciąż krwawi. Schowałem je za plecami.
- Musisz przestać się tak okaleczać.
- Wiem. - mruknąłem z ogromną gulą w gardle.
- Chodź. Chcę ci coś pokazać. - pociągnęła mnie w dół, by mnie pocałować, a ja owinąłem ją rękami, ale powstrzymałem się przez robieniem tego. ( co ten Zen, nie wiadomo o co mu chodzi xd)
- Jesteś pewien, że wszystko w porządku? - zapytała podejrzliwie.
Kiwnąłem głową i pogłaskałem jej policzek.
- Mam się dobrze.
Chwyciłem jej dłoń moją zdrową ręką i szedłem za nią do jej pokoju.
- Dalej chcesz iść gdzieś na kolację? - zapytała.
- Jeśli ty chcesz. - mruknąłem cicho.
Zmarszczyła czoło, kiedy odwróciła się w moją stronę. Wyglądało na to, jakby próbowała odczytać moje uczucia, ale jakoś nie szło jej za dobrze.
- Bardzo bym chciała. Rozmawiałam z Doktor Calvert o innych antydepresantach.
- ŁoŁooo. - powstrzymałem ją przed mówieniem, a ona mrugnęła. - Nie wracam do żadnych leków.
- Ale to może ci pomóc. Trazodon to antydepresant z małymi skutkami ubocznymi, wyłączając mały popęd seksualny i problem z erekcją, który miałeś po tamtych tabletkach.
- Nic nie będę brał! Mam się dobrze!
- Zayn. Po prostu spróbuj czegoś nowego.
- Victoria. - chwyciłem ją za rękę, a ona mrugnęła z konsternacją.
Onieśmielenie powoli wkradło się na jej twarz, ale zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
- Nie będę nic brał.
Victoria ciężko przełknęła ślinę.
- Próbuję ci pomóc. - wyszeptała.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! - prychnąłem.
Skrzywiła się.
- Jestem twoją dziewczyną. Chcę ci pomóc!
- Przestań! Przestań próbować zrobić coś, czego zrobić nie możesz! - potrząsnąłem nią, a ona uniosła ręce w górę.
- Martwię się o ciebie! - krzyknęła.
- Martwisz o co? Martwisz się, że zobaczysz prawdziwego mnie?! Boisz się, tego, czym na prawdę jestem?!
Pokręciła głową.
- Nie. Zayn, spójrz na mnie.
- Jestem aż taki zły?! Na prawdę tak bardzo chcesz, żebym zaczął brać tabletki, żeby mnie zmienić?!
Odsunąłem się od niej zanim zrobiłbym coś głupiego. Trzymałem się za głowę, chodząc dookoła pokoju, a moja myśli przejęły kierownicę.
- Zayn, proszę, uspokój się.
- Ciiii, przestań mówić! - zakryłem jej usta dłonią. - Po prostu przestań mówić.
Jej oczy rozszerzył się w szoku, strachu i zmartwieniu.
- Mam się dobrze. Mam się idealnie! - zabrałem dłoń, a ona sama zakryła swoje usta. - Mam się dobrze. Nie potrzebuję tych jebanych tabletek.
- Zayn...
Pociągnąłem się za włosy w irytacji.
- Powiedziałem przestań gadać!
Podskoczyła na mój uniesiony ton, a ja spojrzałem w dół.
Zjebałeś.
Jesteś kompletnym i zupełnym zjebusem.
- Nie. - pokręciłem głową, a Victoria chwyciła moją twarz w dłonie. - Nie jestem zjebem. - mruknąłem do siebie.
- Spójrz na mnie. Oddychaj Zayn.
- Odejdź ode mnie! - prychnąłem.
- Zayn! Proszę! - powiedziała Victoria. - Przerażasz mnie.
- Proszę co?! Dlaczego prosisz?! O co prosisz?! Czego ode mnie chcesz?!
Victoria stała zszokowana w ciszy, patrząc na mnie.
Będziesz jej psychicznym mężem.
Ale zrobiła coś, czego nie koniecznie się spodziewałem.
Uderzyła mnie tak mocno, że musiałem mrugnąć dwa razy, żeby ogarnąć, czy dobrze widzę, a wtedy ona mnie pocałowała. Poczułem jej łzy i zamknąłem oczy, by ich zasmakować.
Odsunęła się i znów mnie uderzyła. Zakryła moją buzię.
- Zayn. - powiedziała.
Nic nie mówiłem, więc wykorzystała okazję i pociągnęła mnie w dół, by mnie pocałować. Moje ręce nie dotykały jej, tak jak zwykle to robiły.
Nie ufam sobie.
Victoria odsunęła się i naraziła się na niebezpieczeństwo, owijając mnie swoimi ramionami.
- Twoje serce tak szybko bije. - wyszeptała, prawie wystraszona.
Moje ciało było napięte. Odsunąłem się od niej, a ona zmarszczyła czoło, powstrzymując się od dotknięcia mnie.
- Nie potrzebuję pomocy. - powiedziałem niskim głosem.
Przełknęła ślinę.
- Potrzebujesz. Zayn. Spójrz na siebie.
- Spójrz na mnie. Co jest ze mną nie tak?! Co?! Nie jestem normalny. Kurwa, wiem o tym. Ale sam sobie z tym poradzę. Robiłem to całe życie i wciąż tu jestem. Mam się dobrze.
Odszedłem z dala od tej konwersacji, ale Victoria powstrzymała mnie przed odejściem, chwytając za moje ramię. Zabrałem je szybko, bo dotknęła moje świeże rany.
Skrzywiła się i uświadomiła sobie wszystko.
- Zayn. - spojrzała na swoją dłoń i zauważyła małe kropelki krwi na swoich palcach. 
- O mój Boże. Zayn! - krzyknęła zrozpaczona. - Ty się tniesz?!
Spojrzałem w dół, a ta pustka znów zaczęła mnie wypełniać.
Nie. Nie, tylko nie znowu.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - chwyciła moją rękę, a łzy zaczęły lecieć jej z oczu.
Przełknąłem poczucie winy, kiedy delikatnie dotknęła swoją dłonią moich cięć.
Zasyczałem cicho, a ona podniosła na mnie wzrok. Chciałem zetrzeć te łzy, żeby to poczucie winy przestało zżerać mnie od środka, ale one leciały jak oszalałe po jej czerwonych policzkach.
- Nie płacz. - mruknąłem.
- Dlaczego nie? - wymamrotała. - Byłeś zamknięty w łazience, ciąłeś się, kiedy ja egoistycznie myślałam w swoim pokoju o najgorszym przypadku, w jakim potoczyłaby się nasza rozmowa. Byłam bardziej skupiona na tym, co ma się stać, niż na tym, przez co przechodzisz! - schowała swoją głowę w moją klatkę piersiową i oblała moją koszulkę swoimi łzami. - Przepraszam. Proszę, nie rób tego!
Podciągnęła nosem i odsunęła się, a jej włosy przykleiły się do jej twarzy.
- Dlaczego to robisz?! Dlaczego?!
Poczułem się tak emocjonalnie, samo okaleczanie było jak fizyczny odpływ.
- Ból fizyczny jest jedynym sposobem na to, żeby psychiczny ból odszedł. To jedyny sposób, w którym mogę to kontrolować. - mruknąłem.
Pokręciła głową, a jej wargi zaczęły drżeć. 
- Masz tego więcej nie robić! Słyszysz mnie?! - uderzyła mnie w pierś, a ja złapałem mocno za jej nadgarstki.
- Przestań mnie bić. Bo znowu się zatracę. - ostrzegłem, a ona przełknęła ślinę, kiedy mocno ją przytuliłem. - Przepraszam.
- Nie..
- Przestań. Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Przepraszam. Nie znienawidź mnie.
Zamknąłem oczy.
- Proszę, nie bój się mnie.
Zacisnęła uścisk swoich ramion na moim ciele i znów zaczęła się trząść, kiedy więcej łez spadało z jej oczu. Odsunąłem się, starłem jej łzy, pochyliłem się i pocałowałem ją tak, jakby od tego zależało moje życie.
Tak! Zaśpiewała pustka. Tego właśnie potrzebujesz!
Jej usta były miękkie, po tym jak płakała. Delektowałem się tym momentem, zanim znów się zatraciłem. Chwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją mocniej.
Jęknęła na moje ostre zachowanie, a ja zdobyłem przewagę nad jej ustami i wśliznąłem do środka swój język.

***

Byłem innym człowiekiem, kiedy wyszedłem z hotelu i wsiadałem do auta. Jedyna rzecz, która przypominała mi o wszystkim, co stało się wcześniej, były te wkurwiające cięcia, o które ocierała się moja kurtka.
Pustka siedziała cicho i chciałbym, żeby tak zostało, dopóki Victoria nie jest przy mnie.
Victoria.
Spojrzałem na nią, kiedy przyglądała się miastu.
Przestraszyłem ją.
Widziała mnie już w podobnym stanie, do tego, kiedy pobiłem Devona.
Tylko że teraz nie używałem przemocy.
Znienawidziłbym się, gdyby zobaczyła do czego jestem na prawdę zdolny, kiedy mam swoje najgorsze momenty.
Chwyciłem ją za rękę, a ona uśmiechnęła się do mnie i znów popatrzyła w miasto.
- Wszystko w porządku? - zapytałem.
Kiwnęła głową.
Po tym seksie, który jej narzuciłem, byłem zaskoczony, że wciąż chodzi. Pocałowałem jej dłoń, a ona westchnęła.
Powróciła do swoich starych, cichych sposobów.
Nie lubię tego.
Powodem, dla którego jest tak cicho i ma zaciśnięte usta, jest to, że boi się, co mogę zrobić, albo co mogę powiedzieć. Była taka zanim zapytałem ją, czy będzie moją dziewczyną.
Znów ją onieśmielam.
To normalne?
Bierzemy ślub, a moja własna dziewczyna się mnie boi.
Pokręciłem głową.
Jestem aż taki zły?
Podjechaliśmy pod restaurację, a ja otworzyłem dla niej drzwi. Chwyciłem jej dłoń i pomogłem wysiąść, po czym pocałowałem ją w policzek, a ona się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
Poprowadziłem ją do środka restauracji, a kelner zaprowadził nas do naszego prywatnego stolika.
Natychmiast otworzyłem butelkę szampana i nalałem Victorii i sobie, zanim chociaż usiadłem.
Odchrząknąłem, kiedy nastąpiła cisza. Westchnąłem i rozejrzałem się po restauracji.
- Więc.. Gdzie poszłaś? - podjąłem się konwersacji.
- Kiedy?
- No kiedy cię nie było.
- Oh. - uśmiechnęła się delikatnie. - Chodziłam dookoła hotelu. - ucięła rozmowę, a ja zmarszczyłam brwi.
Znów nastała cisza, a ja poluzowałem krawat, kiedy czułem jakby mnie dusił, tak jak ta cisza.
- Czy mogę państwu w czymś pomóc? - zapytał kelner.
- Poproszę szota tequili. - mruknąłem.
Victoria popatrzyła na mnie skonsternowana, a ja wzruszyłem ramionami.
- Um, dla mnie tylko woda, dziękuję.
- Oczywiście, tu są pańskie menu. Szef kuchni poleca na dziś...
- Nie obchodzi nas to. Poprosimy po prostu trzydaniowy posiłek. Bez wieprzowiny. - zamówiłem, a ona kiwnęła głową.
- Oczywiście. Przyniosę pańską tequilę przed daniem głównym.
- Dobrze. - spojrzałem na splecione dłonie Victorii i zmarszczyłem czoło.
- Dlaczego jesteś taka cicha? - zapytałem.
- Ja.. mam dużo na głowie. - wzruszyła ramionami.
Westchnąłem i chwyciłem jej dłoń, całując jej zewnętrzną stronę.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. - wyszeptała.
Też?
- Miałam na myśli bardziej. - poprawiła się, po tym jak pokręciła głową. - Przepraszam.
- Ok. - spojrzałem na resztę mojego szampana, kiedy kelnerka przyniosła szklankę, cytrynę i solniczkę.
- Nie potrzebuję tego. - chwyciłem szklankę, wypijając całość. Skrzywiłem nos i zamknąłem oczy, czując tępy smak, po czym odłożyłem szklankę na tacę kelnerki i ją odwołałem.
- Mam rachunek od Elen.
Victoria wbiła wzrok w swoją wodę.
- Mogę chociaż zapytać o cenę? - spojrzała na mnie przez swoje grube rzęsy, wyglądając na zawstydzoną.
- Biorąc pod uwagę to, że mamy ponad 120 gości, cena za Grecką salę jest większa. - mruknąłem.
Kiwnęła głową.
- Nie przejmuj się tym.
Zacisnąłem usta.
- Co masz na myśli?
- Możemy znaleźć inne miejsce.
Rozmawiałem z Ellen przez dwie jebane godziny, próbując skrytykować każdy defekt w tych jebanych miejscach, a ona mi teraz mówi, żebym się nie przejmował.
Przeczesałem agresywnie włosy ręką, a ona przegryzła wargę. Moje myśli zaczęły wirować przez te jej usta.
- Nie przegryzaj wargi.
Westchnęła.
- Jeśli to dla ciebie problem, możemy po prostu iść po coś...
- Nie. Re. Już wszystko zaaranżowałem. Jutro mamy degustację menu w zamku. Nie każ mi zmieniać zdania! - prychnąłem.
Victoria przełknęła ślinę.
- Proszę, nie tak głośno.
Obniżyłem ton głosu.
- Chcesz to miejsce czy nie?!
Westchnęła rozdrażniona.
- Tak. A ty chcesz?
- Tak. Chcę. Koniec dyskusji.
Spojrzałem w dół na jej wiercące się dłonie.
- A teraz co jest nie tak?! - prychnąłem.
Zmierzyła mnie spojrzeniem.
- Nic. Idę do łazienki.
Kiedy odeszła, przyszła kelnerka z naszymi daniami, i skrzywiłem się, kiedy spojrzałem na talerz.
- Co to jest?
- Smak Salmona. Składa się z suszonych buraków, ryby wędzonej na gorąco, rillettes (polecam sprawdzić w gugle grafika), agrestu i nasion cebuli.
Spojrzałem na danie Victorii i zmarszczyłem czoło.
- Wybór szefa. - uśmiechnęła się i odeszła, a ja spojrzałem na swoje jedzenie.
Pachniało dobrze, ale wyglądało obrzydliwie.
Poczekałem, dopóki nie wróciła Victoria, by zacząć jeść.
Nigdy nie rozważałem tego, czy jestem gentelmenem, ale Trisha zawsze mi mówiła, że maniery przy stole są jedyną rzeczą, która imponuje dziewczynie.
Nigdy nie rozumiałem co to znaczy. To chyba jakaś damska zagrywka.
Może powinienem zapytać Jamesa.
Czułem, jakbym czekał na nią pół godziny. Kiedy w końcu przyszła, skrzywiłem się, bo usiadła na przeciwko mnie.
Jej policzki były czerwone.
- Re.
Podciągnęła nosem i spróbowała się uśmiechnąć, biorąc do ręki widelec.
- No?
- Co jest?
- Nic, Zayn. Wszystko ok. - uśmiechnęła się i wypiła łyka ze swojej szklanki.
- Mów do mnie.
Pokręciła głową, pijąc dalej, aż w końcu położyła szklankę na stole.
- Nie tutaj. 
Zmartwienie zaczęło się we mnie budować, kiedy patrzyłam jak miesza widelcem w swoim talerzu. Mogłem śmiało powiedzieć, że jej się nie podoba, a ja nie mogłem nawet tknąć swojego jedzenia, ponieważ poczucie winy ciągnęło mnie za żołądek.
Victoria skończyła jeść i odsunęła swój talerz, biorąc głęboki oddech. Nie spojrzała na mnie ani razu, a ja nie jestem głupi.
Wstałem gwałtownie i rzuciłem na stół kilka banknotów stu funtowych. Podałem jej dłoń, a ona popatrzyła na mnie skonsternowana.
- Wychodzimy.
- Ale..
- Nie podoba ci się to ekstrawaganckie gówno. Zamówię ci jakąś pizzę i porozmawiamy w hotelu. Chodź.
Victoria westchnęła i chwyciła moją dłoń, wstając. Wyprowadziłem ją z restauracji i poinformowałem Marka o zmianie planów.
Przez całą drogę panowała cisza i czułem się trochę odosobniony, kiedy powiedziałem Victorii, żeby poczekała w samochodzie, kiedy ja poszedłem kupić kilka rzeczy w supermarkecie.
Po pół godzinie w końcu dotarliśmy do hotelu i już prawie nie mogłem wytrzymać, żeby nie zapytać się jej co tym razem jest nie tak. Ale nie zapytałem. Nie, kiedy Mark jest w windzie.
Drzwi w końcu się otworzyły, a Victoria przesunęła karto-kluczem po slocie i otworzyła drzwi na tyle, żebyśmy z Markiem się zmieścili. Położyłem rzeczy na blacie w kuchni.
Mark kiwnął głową i odprawił się, a ja chwyciłem pudełko pizzy i położyłem je na łóżku. Victoria wyszła z łazienki i miała na sobie tylko moją koszulę, która wyglądała jak oversize. Usiadła i skrzyżowała nogi.
- Co jest? - zapytałem cicho, kiedy usiadłem na przeciw niej.
Pokręciła głową i westchnęła ciężko, po czym poczłapała w moją stronę, usiadła na moim kolanie i wtuliła się w moją pierś.
- Nie chcę być powodem twojego okaleczania. Chcę być powodem, dzięki któremu przestaniesz to robić. Przepraszam.
Przytrzymałem ją mocniej i zamknąłem oczy.
Szczerze mówiąc, nie żałuję tego.
Zasługuję na każdy ból, który spowodowałem komuś innemu.
Victoria nigdy nie była powodem dlaczego zrobiłem to co zrobiłem i nienawidziłem siebie za to, że się obwinia.
- To nie twoja wina. - zmarszczyłem czoło.
Delikatnie podwinęła mój rękaw, a ja przełknąłem ślinę, kiedy jeździła palcem po ranie.
- Zawsze widziałam, jak dziewczyny się cięły. Ale to jest inne, kiedy widzisz kogoś takiego jak ty, żeby się ranił...
- Kogoś jak ja? - uniosłem brew.
- Jesteś przepięknym człowiekiem, Zayn. Czemu tego nie widzisz?!
Prychnąłem, a ona chwyciła moją twarz w dłonie, kiedy łzy zaczęły wypływać z jej oczu.
- Przestań. Przestań w siebie wątpić!
Westchnąłem i w końcu zdecydowałem się na to całe boskie, obrzydliwe gówno, które właśnie zamierzała we mnie rzucić.
- Spójrz na mnie. Dajesz więcej niż bierzesz? Zdajesz sobie z tego sprawę?! Czujesz więcej poczucia winy niż jakakolwiek inna osoba, tylko dlatego, że wszystko obchodzi cię bardziej, niż zamierzasz.
Przewróciłem oczami.
- Spójrz na mnie! Posłuchaj.
- No słucham! - powiedziałem poirytowany.
- Kochasz tak mocno, jakbyś był przez całe swoje życie kochany jeszcze mocniej, gdzie w rzeczywistości twoje dzieciństwo było bardzo trudne. Kiedy masz wszystko na głowie, odpychasz to od siebie, żeby sprawić, by ktoś inny był szczęśliwy, rozmawiając z nim o jego problemie, zamiast o swoim własnym.
- Przestań Victoria. To nie prawda.
- Prawda. Udowadniasz coś Yaserowi, co powinno być udowodnione dawno temu, jednak on wciąż nie akceptuje tego, że jesteś lepszym synem niż kiedykolwiek mógł sobie wymarzyć. Po za tym wszystkim co myślisz, że zrobiłeś źle, wciąż jesteś dobrym człowiekiem o ciepłym sercu.
- Nie jestem.
- Jesteś. Jesteś moim mięczakiem i kocham w tobie wszystko.
Położyłem palec wskazujący na jej ustach, żeby była cicho, a ona przewróciła oczami.
- Przestraszyłem cię.
Zabrała moją rękę.
- W dupie to mam. Zostałam, bo wiedziałam, że mnie potrzebujesz.
Pokręciłem głową.
- Victoria, nie rozumiesz. Co jeśli..
- Powiedziałeś mi, że nie ma czegoś takiego jak "Co jeśli". - uniosła brew.
Westchnąłem.
- Wiem, że się zatracę. Nie chcę, żeby doszło do tego, że cię skrzywdzę. Fizycznie, Victoria.
- Nigdy nie powiedziałam, ze chcę końca tych perwersyjnych rzeczy. - mruknęła cicho, prawie nieśmiałe. - Wiem, że to jedna z tych rzeczy, która trzyma twój umysł na wodzy.
Spojrzałem na nią z góry, jak przegryzała wargę.
- Możemy to przedyskutować nad pizzą. 
Pokazałem gestem za plecy, ale Victoria już ze mnie schodziła. Zeszła z łóżka, otworzyła pudełko i już jadła kawałek.
Też chwyciłem jeden i położyłem się na poduszkach, włączając telewizor.
- O której jest ta degustacja menu? - zapytała Victoria.
- O 7:30.
- Rano?! - prychnęła.
Kiwnąłem głową, uśmiechając się.
- Chodź tu.
Przesunęła się powoli, kładąc głowę na mojej piersi, kontynuując jedzenie swojego kawałka pizzy.
Moje oczy wlepione były w telewizor, jedna moja uwaga była skupiona na niej, kiedy oglądała program w ciszy i znów nie widziałem o co chodzi.
Mój telefon zaczął dzwonić, a ja westchnąłem, sięgając po niego na boczny stolik.
- Późno coś dzwoni. - mruknęła Victoria.
- No wiem. - przycisnąłem telefon do ucha.- Malik.
- Zayn. Możesz powiedzieć Re, żeby odebrała ten swój telefon?
Podałem Victorii komórkę. 
- Amber. - mruknąłem zirytowany, a Victoria westchnęła i chwyciła telefon w jedną rękę a w drugą kawałek pizzy.
Pokazałem jej gestem, że idę do łazienki, a ona, po zawahaniu, machnęła, żebym poszedł.
Nie powinienem był być zaskoczony. To jak oglądanie samobójstwa.
Po ulżeniu sobie, rozebrałem się i zostałem w samych bokserkach. Wyszedłem z łazienki i ruszyłem prosto do kuchni, po lody dla Victorii, które jej kupiłem. 
Wyboista droga.
Chwyciłem dwie łyżeczki i wyszedłem z kuchni z lodami i czekoladą, rzucając je na łóżko i siadając obok niej.
- No, powiedziałam Jamesowi bo myślałam, że byłaś zajęta z Mattem. - przewróciła oczami i wzięła kolejny już kawałek.
- Nie. - zaśmiała się nagle, a ja zmieniłem kanał na coś lepszego.
Tylko "Nic dobrego" leciało.
- Chciałam tylko z kimś pogadać. Przepraszam, że skończyłaś jako ktoś z drugiej półki. - Victoria zażartowała i wzięła łyżkę lodów.
Położyłem się na poduszce i położyłem głowę na jej ramieniu.
- Rozłącz się. - mruknąłem jej w szyję.
- Noo, dobra, wszystko ok. - Victoria przewróciła oczami i uśmiechnęła się, kiedy schowałem twarz w jej szyję.
- Jemy pizzę.
- I przeszkadzasz nam, Amber. - powiedziałem wystarczająco głośno, żeby usłyszała.
Victoria zakryła mi buzię.
- Okej. Muszę kończyć. Tiaa, tak zrobię, też cię kocham. Pa. - Victoria w końcu się rozłączyła, a ja uśmiechnąłem się, patrząc na nią z dołu.
- Mam dla ciebie film, który tak bardzo chciałaś obejrzeć.
Jej oczy się rozszerzyły.
- Który?!
- Oczu naszych wina? - zmarszczyłem czoło w konsternacji.
Uśmiechnęła się.
- Gwiazd. Gwiazd naszych wina.
Przewróciłam oczami.
- Prawie to samo.
- O mój Boże, musimy to obejrzeć.
- Ja nie...
- Proszę! - krzyknęła. - Znaczy się, kupiłeś idealne jedzenie na ten film. Lody, czekolada, pizza! To jak piżama party.
Popatrzyłem na nią jak na wariatkę.
- Piżama party?
- Próbuję trzymać twój umysł z dala od pewnych rzeczy. Gdzie on jest? Włączę go. - Victoria usiadła, a ja zrobiłem to samo po sekundzie.
- Ja to zrobię.

_

Podczas jednej z mojej pół-drzemki, Victoria schowała twarz w moją pierś, a ja zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Co jest? - mruknąłem cicho, próbując się obudzić.
- Umarł! - podciągnęła nosem i wytarła łzy, kontynuując oglądanie. - Dlaczego on?! - wymamrotała do siebie, a ja westchnąłem cicho.
Tak szczerze, to w dupie miałem ten film. Moim jedynym widokiem była ona, perfekcyjna, jaką tylko mężczyzna mógł wyobrazić sobie kobietę. I ten widok był tylko dla mnie.
Tylko mogę zobaczyć ją taką w najbardziej surowych momentach. Tak wiele rzeczy ją trawiło, ale tylko ja mogłem ją pocałować na dobranoc czy utulić do snu, kiedy jest jej zimno.
Ja jestem tym facetem, który stoi za nią, kiedy jest najsilniejsza i jestem facetem, który stoi przed nią, kiedy potrzebuje ochrony.
- Książka była smutna, ale film był po prostu zły! - wyszeptała.
- Nie mogę uwierzyć, że płaczesz nad jakąś fikcyjną postacią. - uśmiechnąłem się, kiedy zaczęła wżerać swoje do połowy rozpuszczone lody.
- Fikcyjna czy nie! Umarł! A był taki... - zatrzymała się i wytarła swoje łzy.- Zabiłabym, żeby mieć Augustusa Watersa.
- Nie jestem romantykiem Victoria. Ale on już nie żyje według tego co mi właśnie powiedziałaś.
Spojrzała na mnie i uderzyła mnie w pierś. - Właśnie zniszczyłeś moment. Musisz to obejrzeć Zayn.
- Nie oglądam filmów. Albo czegokolwiek co nie jest dla mnie ważne.
- Dla mnie to jest ważne.
- To babski film. - prychnąłem.
Zaśmiała się.
- To romans.
- Ale on umiera, co w tym romantycznego? - pokręciłem głową. - Nie oglądnę tego.
I kurwa, jaki byłem głupi.
Skończyłem, oglądając to i jedyne o czym mogłem myśleć, to ten sen, w którym Victoria zginęła. Nie wiem, czy miałbym jaja, żeby przemawiać na jej pogrzebie. Albo na czymkolwiek, co wpycha ją do grobu.
Mam nadzieję, że to się nie zdarzy dopóki będę bardzo, ale to bardzo stary.
Spojrzałem na śpiącą Victorię i wyłączając telewizor, westchnąłem do siebie.
Po tym wszystkim, co stało się dzisiaj, martwię się, co przyniesie jutro.