niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 33 - "Niepotrzebna drama."

Ustalamy, że rozdziały nie będą pojawiać się w wyznaczony dzień, ale tak ogólnie - na łikend, okej? :)
I nie chcę podpisywać się nickiem z tłitera, będę podpisywać się imieniem :D
Marta ;)

Zapraszamy na oficjalnego Twittera tłumaczenia pojawiają sie tam spojlery nowych rozdziałów oraz wiele innych! @frostbitepl

Wróciliśmy pół godziny po spotkaniu Victorii z lekarzem, po drodze zabierając jeszcze coś do żarcia.
Zadzwoniłem do Jamesa z prośbą, czy mógłby wpaść. Miałem nadzieję, że odwróci moją uwagę od tego co zostało powiedziane.
Victoria chce rzucić tabletki, a ja, dlatego, że nie chcę patrzeć na jej cierpienie z powodu migren, zgodziłem się - pod warunkiem, że znajdzie inną alternatywę. Wiedziałem, że są inne kobiece środki antykoncepcyjne, aczkolwiek wiedziałem również, że Victoria żadnego z nich nie chciała.
Im więcej myślałem o tej sytuacji z kondomami, które przekuła Waliyha i na którą zrzuciłem winę, tym bardziej moje podejrzenia zaczęły wzrastać.
Nie wydaje mi się, że Waliyha zostawiła tą szpilkę specjalnie, żeby to wyglądało na żart.
Nie jestem głupi.
Nigdy nie grzebie w moich rzeczach, nigdy nawet nie myśli o tym, żeby przejść przez mój pokój, kiedy nie ma mnie w pobliżu.
Nie chcę być ziomkiem, który nie ufa swojej przyszłej żonie, ale jak cie coś w jajkach kuje to nic nie możesz na to poradzić.
Victoria serio przebiła te kondomy?!
Nawet jak zrobiła ten test, który dała jej pielęgniarka, nie była specjalnie zadowolona, kiedy dowiedziała się, że nie jest w ciąży.
Ona w ogóle brała tabletki?
Nienawidzę kwestionować jej zachowań.
- Wszystko w porządku? - pokręciłem głową, wyrywając się z zamyślenia, kiedy Victoria spojrzała na mnie skonsternowana.
- Tak. A co?
- Odleciałeś na chwilę.
Zmarszczyłem czoło.
Serio chcę, żeby brała jakąś antykoncepcję.
- Po prostu mam dużo na głowie. - mruknąłem.
Westchnęła.
- To ze mną pogadaj.
- Zamierzałaś w ogóle brać pod uwagę moją opinię w tym wszystkim? - zapytałem w końcu, kiedy spojrzała na mnie znad swojego laptopa.
Uniosłem brew, siadając na krańcu łóżka.
- Opinię w czym?
- W antykoncepcji. - rozszerzyłem oczy.
Wzięła powietrze do ust.
- Myślałam, że już to obgadaliśmy.
- Ty tak myślałaś. - odpowiedziałem buntowniczo.
Spojrzała z powrotem na swojego laptopa, skupiając się na tym, co robiła, a po chwili zamknęła go, więc jej cała uwaga była skupiona na mnie. No i dobrze.
- W przychodni powiedziałeś mi, że się z tym zgadzasz. - zmarszczyła czoło. - Te migreny i przybieranie na wadze były spowodowane tabletkami. A nie dlatego, ze jestem w ciąży.
- Wiem, że nie jesteś w ciąży, widziałem test. Zgodziłem się tylko dlatego, że byłem pod ostrzem tej pielęgniarki, a patrzyła na mnie tak, jakby mogła mnie posiekać na kawałki, jeśli powiedziałbym coś przeciwko tobie.
#feminizm.
Victoria przewróciła oczami i westchnęła z wyczuwalną upartością.
- Nie wrócę do tabletek.
- To spróbuj czegoś innego. Zawsze jest jakaś inna metoda.
Victoria wyrzuciła swoje ręce w górę w poirytowaniu.
- Jak gumki. Gumka to też inna metoda. - powiedziała.
Nienawidzę gumek.
Westchnąłem, trzymając moje nerwy na wodzy.
- Już ci mówiłem co sądzę na temat gumek.
- Cóż, to jedyna antykoncepcja jaką ty możesz przyjmować. - powiedziała ironicznie, pocierając palcem o skroń.
Do kurwy twojejmać teściowej Grażyny. Gumki były ostatnie na liście. Tym bardziej jeśli moja siostra przypadkowo wślizgnie się do mojego pokoju i zacznie szmerać w moich rzeczach, robiąc sobie głupi żart, który nawet nie jest kurwa śmieszny i wkładając szpilkę do szuflady z kondomami.
Coś mi mówi, że to jednak Waliyha.
- Wiem naprawdę dogłębnie, jak bardzo chcesz dziecka, ale...
- Ale nie jesteś jeszcze gotowy. Wiem! - przewróciła oczami. - Znowu do tego wracamy.
Przestałem mówić i spojrzałem na nią uważnie.
- Wiesz co, jebać tą rozmowę. To było bez sensu, wyciągać to w ogóle na wierzch. Po prostu udawaj, że nie powiedziałem nic, odkąd wiesz, co zamierzałem powiedzieć.
- Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym była na antykoncepcji?! - warknęła zirytowana. - Dlaczego?! Nie ufasz mi?
Westchnąłem cicho i spojrzałem w dół.
- Powiedziałeś już, jak bardzo chcę dziecko, i to tyle? Ufasz mi z gumkami?
- Victoria. Zadałem jedno proste pytanie. Nie chciałem, żeby ta rozmowa przerodziła się w kłótnię.
- Ja też o coś zapytałam i też mi nie odpowiedziałeś!
Przewróciłem oczami i westchnąłem wkurzony.
- Jebać to. Po prostu o tym zapomnij.
- Zayn.
- No odpuść. I tak chciałaś z powrotem swojej niezależności, co nie?
- Serio? Teraz wyciągasz coś takiego? Kłócimy się o coś głupiego.
- Coś głupiego? Victoria, ostatnim razem kiedy zaszłaś w ciążę, prawie cię zostawiłem. Oprócz tego jak się czułem, myślę, że antykoncepcja to ważna sprawa.
- Ale dalej się tak czujesz. Nie ufasz mi. Jeśli byś ufał, nie robiłbyś z tego takiej afery!
Pokręciłem głową w ciszy.
- Bo to jest ważna sprawa!
- A co jest takiego złego w kondomach?! - zapytała zirytowana. - Co?! Myślisz, że je poprzebijam?! Myślisz, że zrobię za twoimi plecami coś takiego?!
Zacisnąłem pięści w frustracji.
- Dobra! Tak, Victoria, tak myślę!
Victoria prychnęła z żałością.
- Dzięki za zaufanie.
- Nie ma takiej opcji, żeby moja siostra szperała w moich rzeczach.
- Serio myślisz, że robię coś za twoimi plecami? Już o tym rozmawialiśmy!
- A jebać to.
Pokręciłem głową z irytacją i wyszedłem z pokoju, zanim powiedziałbym rzeczy, które nie do końca miałem na myśli. Napotkałem Marka, który wchodził po klatce schodowej.
- Mark. - przywitałem się sfrustrowany.
- Pan Blackwood i Panna Conventry są w drodze na górę.
W końcu tu jest.
Ale jasna kurwa, po co ona tu jest?
- Dziękuję.
Zanim przyszli, wypiłem szota tequili i usłyszałem, jak mahoniowe drzwi się otwierają.
Skupiłem się na sobie, próbując się uspokoić z tą całą sytuacją z antykoncepcją.
- James. - przywitałem się z nim, kiedy wszedł do salonu.
Amber ociągała się za nim z podejrzaną postawą.
Przeogromny uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Siema stary! Gdzie Re?
Odchrząknąłem.
- Na górze.
Powoli kiwnął głową, kiedy Amber zaczęła wspinać się po schodach. To, że idzie na górę, to nie za dobry pomysł.
- Oh. To zamierzasz mnie zabić czy...?
- Nie. James. - przewróciłem oczami i zaprosiłem gestem, by poszedł za mną na dół. - W każdym razie jeszcze nie. - zażartowałem, a on uderzył mnie w ramię.
Moja ręką zadrgała, ale powstrzymałem się i mu nie oddałem.
- Gdzie leziemy?
Zapaliłem światła na korytarzu, zanim poszliśmy do pokoju gier. Otworzyłem drzwi i gestem pokazałem mu, żeby wszedł pierwszy, a on spojrzał na mnie sceptycznie.
- Nic nie zrobię. - uśmiechnąłem się.
Przeszedł przez próg niekomfortowo, a ja zapaliłem światło.
- Łoł, masz stół do bilarda. - wydusił. - Zawsze kurdełe wiedziałem, że masz w tym apartamencie taki wyrąbisty pokój, stary. O psiamać, masz tu bar... ej, a czemu w ogóle mnie tu przyprowadziłeś? - nagle zmarszczył czoło.
- Victoria nigdy tu nie schodzi, więc to jedyne miejsce, gdzie możemy pogadać o tym weselnych rzeczach.
- Racja. - kiwnął głową i zaczął rozglądać się po pokoju.
Wskazał palcem na niedokończone graffiti na ścianie.
- To twoja robota?
Zmarszczyłem brwi.
- Ee, no.
- Ale wyrąbiste. - uniósł brwi w szoku, tak jakby nie dowierzał, że jestem zdolny do posiadania krzty artystycznej duszy.
- Dzięki. - nie jestem dobry przy komplementach.
Nigdy nie byłem.
- Więc... - uciął. - Czemu tu jesteśmy?
- Wiem, że jest trochę mało czasu na powiadomienia, ale jesteś jednym z moich drużb i chcę żebyś był moim drużbą. (W sensie, że jest grupka typów robiących za drużby, jak kto woli świadków na ślubie, a Zen chce, żeby James był tym jego głównym drużbą, best man po angielsku, mam nadzieję, że ogarnęłyście)
James uniósł brew i usiadł na stołku przy barze.
- Chcesz, żebym był twoim drużbą?
Włożyłem ręce do kieszeni i poszedłem za bar, żeby zrobić nam po drinku.
- No.
- A co drużby w ogóle robią?
Przesunąłem szklankę w jego stronę.
- Nie wiem. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
Prawdę mówiąc, Victoria powiedziała, że normalne mieć drużbę, który pomaga ci w tym "wielkim dniu".
James kiwnął głową.
- Dobra będę twoim drużbą. Jeśli to znaczy, ze muszę planować kawalerski, to zdecydowanie się zgadzam.
Przewróciłem oczami.
- Chluśniem, bo uśniem. - uniósł szklankę do góry, a ja pokręciłem głową, starając się powstrzymać uśmiech.
Co za debil.
- Zdrowie. - powiedziałem.
Po wypiciu drinka, położył szklankę na blacie i okręcił się na swoim stołku.
- To znaczy, że mam jakieś obowiązki?
- Chyba tak.
- Na przykład? Wszystko co wiem, to to, że organizuję kawalerski.
Zaśmiałem się.
- To jeden z nich. Smokingi są już gotowe, ale to chyba już wiesz. Możesz zapytać organizatora wesela.
- Możesz pójść ze mną się jej zapytać?
- Po co, mam cię za rączkę trzymać? - prychnąłem, a on tylko mrugnął. Oh, on tak na serio. - Mogę iść.
- Okej. Dobra, gramy w bilarda? - poruszał brwiami.
- Jestem słaby. - uśmiechnąłem się.
- Możemy pograć w dubla.
- Z kim?
- Z laskami.
Zawahałem się. Nie wiem, czy Victoria i ja powinniśmy być w tym samym pomieszczeniu co Amber. Nie wiem nawet po co Amber tu jest.
- Okej. Możesz po nie iść, ja zrobię drinki. - mruknąłem, a on wstał, wyszedł z pokoju i poszedł na górę.
I tak dalej jestem wkurzony o tą rozmowę o antykoncepcji. Przez takie argumenty z dupy wzięte zrobiłem się podejrzliwy.
Kiedy wszyscy byli w pokoju, podałem Amber kij, a ona zmarszczyła brwi.
- Jesteśmy razem w drużynie. - westchnąłem poirytowany, kiedy James i Victoria zaczęli omawiać strategię.
- Ja ustalam zasady. - James zaczął i włączył grę. - Każda bila, którą wbiją przeciwnicy, oznacza, że drużyna musi wypić szota. To nie obejmuje przerwy.
- Szota czego? - zapytała Victoria.
- Szota jakiegokolwiek napoju dadzą ci twoi przeciwnicy. - mruknął James, wskazując na bar. - Jeśli nie trafisz, to też pijesz.
- Oh. - powiedziała Victoria. - Gra z piciem? - spojrzała na swoje ramię, jakby miała tam zegarek. - Jest środek dnia. Brzmi produktywnie.
- Bardzo produktywnie. - powiedział James.
- Rozbijajcie pierwsi. - powiedziała Amber.
Victoria spojrzała na Jamesa, a on wskazał, żeby rozbijała.
- Eeh, nie wiem, czy rozbiję, kiedy tak się wszyscy gapią. - powiedziała nieśmiało.
Spojrzałem na nią, a ona momentalnie spojrzała na mnie, po czym jej wzrok podążył gdzieś indziej.
Ta, też jest na mnie wkurzona.
- Słabym punktem Re są bliskie zbicia. Jest w tym do dupy. - mruknęła cicho Amber, kiedy Victoria rozbiła. - I w ogóle nie idzie jej za dobrze, dopóki kilku nie wypije.
Spojrzałem na Amber z konsternacją. Dlaczego ona do mnie gada?
To już chyba lepsze od prychania na mnie.
- Dzięki za wskazówki. Ja pierwszy. - obszedłem stół dookoła i pochyliłem się, by zbić żółtą bilę. - Prawy górny róg. - mruknąłem.
- Nie trafisz. - zadrwił James.
Cofnąłem swój kij, uśmiechając się do Jamesa i mocno zbiłem białą kulę, prosto w żółtą, która wpadła idealnie w dziurę. Bez patrzenia.
- Co mówiłeś James? - uniosłem brew, a Amber poszła za bar.
Chwyciłem wszystkie trunki i postawiłem je przed Amber, a Victoria i James stali po drugiej stronie baru.
- Oh, mam pomysł na zajebistego szota. Nazywam to Fantazyjną Niespodzianką.
Uniosłem brew.
- Czyli co?
- Wódka, Baileys i tequila. - nalała wódki i tequilę, a ja nalałem Baileys'a.
- Czemu trzy? - zmarszczyłem czoło.
- Też chcę jednego. - przewróciła oczami i podała Victorii i Jamesowi po szocie, a ja podszedłem do stołu bilardowego.
Znów zbiłem, i znów i znów, a Victoria wyglądała, jakby zaraz miała się porzygać, więc specjalnie nie trafiłem, a James przyszykował mi szota wódki.
- Przygotuj się na śmierć. - James dźgnął kijem Amber. - Żołądziu.
Amber się zaśmiała.
James położył się na stole i pokazał na górny lewy róg - zieloną bilę.
- Nie trafisz Jamie. - Victoria zachichotała i dźgnęła go w żeberka swoim kijem.
Spojrzałem na nią uważnie i wypiłem swoją wodę.
James nie trafił i wypił szota.
- Amber. - Victoria pokazała gestem na stół.
Nie wierzyłem w Amber, bo trzymała swojego kija dość niestabilnie. Ale wbiła dwie bile za jednym razem. Uniosłem brew.
- Touché(nieźle) Conventry. Może jednak jesteś w czymś dobra po za byciem suką. - dodałem z delikatnym uśmiechem, a ona teatralnie przewróciła oczami.
- Oryginalnie, panie Malik. - droczyła się, a ja odwróciłem się do baru, by zrobić Victorii i Jamesowi mojego zabójczego szota - Płynną Kokainę.
- Co robisz?
- Płynną Kokainę.
- Dwa szoty likieru? Zabijesz ich.
- Dadzą rade. Spójrz na nich. - pokazałem gestem na dwóch tańczących, do własnego bitu, bez muzyki, idiotów.
- James próbował tańczyć Polkę ze swoim kijem. Uwierz, mi, myślę, że im starczy. - Amber uniosła brew.
Spojrzałem z powrotem na tych dwóch dziwaków.
- Dadzą rade.
Westchnęła i obeszła stół, by stanąć obok mnie.
- Możesz mi pokazać?
Postawiłem na barze dwie butelki.
- Bacardi 151 rum. Jegermeister ziołowy i Rumple Minze miętowy.
- To wszystko?
Kiwnąłem głową. Pochyliłem głową, a ona wzięła do ręki butelkę Bacardi.
- Nalewaj.
Nalała, a ja w odpowiednim momencie zatrzymałem ją gestem dłoni, podając jej Jegermeistera.
- Lej.
Kiedy nalewała, nie trafiła do szklanki i oblała mnie, ale się cofnąłem.
- Do szklanki, a nie na mnie!
- Sory, wytrysnęło się. - zaśmiała się.
- Tak jak mówisz. - uniosła brew na mnie w widocznym szoku. - Nalewaj.
Amber nalała ostatnią, chichocząc i uśmiechając się pod nosem.
- Zboczeniec.
- To ty tak pomyślałaś. - odpowiedziałem.
- Nie ważne, ty to powiedziałeś.
- A ty tak pomyślałaś. - powtórzyłem.
Przewróciła oczami.
- Ile tu jest alkoholu? - zapytała.
- 53 procent.
- Zabijesz ich. - wydusiła.
- Dadzą radę.
Amber wzruszyła ramionami i wzięła dwa szoty, które właśnie nalałem, i odeszła, a ja poszedłem za nią.
Victoria skrzywiła się, kiedy wzięła pierwszego łyka, a ja uśmiechnąłem się, kiedy Amber podała jej następnego.
Wypiła go i odstawiła go na stół z delikatnym puknięciem, podczas gdy Amber nie wbiła swojej kuli. Victoria potknęła się, idąc naprzód.
- Okej. - skrzywiła się i odwróciła się, by spojrzeć na Jamesa z konsternacją. - Możesz mi pomóc?
Zmarszczyłem czoło poirytowany, kiedy James wstał ze swojego miejsca i pochylił się w jej stronę, wyciągając końcówkę swojego kija bliżej niej, a ona oparła się o stół, by wycelować.
Ten fakt, kiedy ona zaczyna poruszać swoim ciałem blisko ciała Jamesa.
Zmierzyłem ich wzrokiem, a moja zazdrość wzrosła.
- Ona nie potrzebuje pomocy.
James wzdrygnął się i odwrócił w moją stronę.
- Tego nie wiesz! - prychnęła Victoria.
Zbiła białą kulę, a ja zacisnąłem usta, kiedy James odsunął się od niej i rzucił mi przepraszające spojrzenie.
Victoria westchnęła poirytowana, przechodząc obok mnie. Chwyciłem ją szybko za nadgarstek i przycisnąłem do siebie.
- Co to kurde było?!
- Co?! Nie ufasz mi?! - syknęła, a ja spojrzałem na nią uważnie, kiedy zepchnęła moją rękę ze swojego nadgarstka.
- Nowe zasady. - powiedziała głośno, a Amber i James, stojący po drugiej stronie stołu, spojrzeli na nią. - Stare zasady zostają, ale teraz, kiedy weźmiecie szota, musicie ściągnąć jakąś część garderoby. Ja i James mieliśmy pięć szotów, więc musimy ściągnąć pięć rzeczy...
- Czekaj. Ściągamy ciuchy tylko jeśli przeciwnik zbije, tak? - Amber zapytała, idąc koło mnie.
- Tak. - Victoria uśmiechnęła się jak dziecko.
- Nie. - prychnąłem.
- Co - nie dasz rady? - Victoria powiedziała jakby z wyzwaniem, widocznie wkurzona.
Nie odpowiedziałem, w sumie tylko dlatego, że Amber stałą obok mnie i nie potrzebowałem dwóch osób, które na mnie kurwa prychają.
- To jest fest dziwne. - mruknęła pod nosem Amber, kiedy James i Victoria zaczęli się rozbierać.
James ściągnął rzeczy ze stóp - obydwie skarpetki i buty, a później swoją kurtkę.
Victoria ściągnęła skarpetki, żakiet, szal i koszulkę. Została w samym staniku i jeansach.
- Teraz moja kolej i obydwoje skończycie nadzy. Zakład? - Victoria uśmiechnęła się, a ja uniosłem brew.
- A co jeśli ci się nie uda?
- Wtedy możecie mi zrobić co chcecie.
Uścisnęliśmy swoje dłonie, a ja uśmiechnąłem się do niej chytrze.
Zabrałem się za celowanie w bilę, którą Amber nie trafiła wcześniej, ale Victoria mnie szturchnęła, przez co nie trafiłem i do dziury wpadła tylko biała kula.
- Ups, sorki.

-

Jeśli Victoria by mnie nie popchnęła, wygralibyśmy. Ale Amber miała rację z jedną rzeczą. Victoria potrafiła nieźle grać, kiedy była podpita, co wkurzyło mnie bardziej niż powinno.
Na stole została jedna z naszych kul i ósemka, którą próbowała zbić Victoria, ale nie trafiła.
Moja kolej.
Zrobiłem krok do przodu, ale zamurowało mnie, kiedy stanąłem twarzą w twarz z Amber, która próbowała chwycić w swoje ręce i zasłonić tyle swojej godności, ile tylko mogła.
- Ej, odwróć się, bo coś ci wpadnie w oko. ( w sensie, że zobaczy coś co jej się podoba) - mruknąłem do Amber, zabierając dłoń z mojego kutasa i uśmiechnąłem się.
Lubię być nagi. Ale kiedy inni ludzie są w pobliżu, to nie jest niezręczne - to dziwne.
- Dlaczego do cholery nie mogłeś ściągnąć swoich skarpetek, tylko te zasrane bokserki. - marudziła Amber.
- Bo stopy by mi zmarzły. - zmarszczyłem czoło.
Amber i ja wygraliśmy i kilka godzin później siedzieliśmy na schodach i gadaliśmy. James i Victoria nie wykazywali chęci trzeźwienia w najbliższym czasie.
Im więcej alkoholu spożyła, tym bardziej była na mnie wkurzona, a ja szczerze mogłem powiedzieć, że przeszło mi godzinę temu.
Żeby wkurzyć mnie jeszcze bardziej, James podgłośnił muzykę.
- Coś między wami się dzieje. - powiedziała Amber, zakładając z powrotem kurtkę.
- Tak długo ci zajęło zauważenie tego?
- Nie. Ogarnęłam to, kiedy próbowała sprawić, żebyś był zazdrosny. Co, muszę dodać, jej się udało.
Przewróciłem oczami.
- Trochę się pokłóciliśmy, zanim przyszliście. Nic wielkiego.
- Nic wielkiego? - prychnęła. - Jasne. Idę do kibla, a potem idziemy, zanim twoja zazdrość wymknie się spod kontroli.
- Nie jestem zazdrosny.
- Ha. Jasne. - Amber uniosła brew.
Przewróciłem oczami i patrzyłem, jak Victoria wstaje z miejsca i chwyta dłonie Jamesa, by z nim zatańczyć. Siedziałem tam wkurwiony i ignorowałem wszystko, co działo się przede mną.
Czemu do kurwy nędzy chce, żebym był zazdrosny?!
Wyrywając mnie z zadumy, James usiadł obok mnie, a ja spojrzałem na niego.
- Stary, jesteśmy tylko przyjaciółmi...
- Wiem.
- Nie denerwuj się na mnie. Sory, stary.
- Nie jestem na ciebie zdenerwowany. - prychnąłem wkurzony.
- Słodko...
- Przestań. - zacisnąłem usta, a mój wzrok nie opuszczał Victorii.
James szturchnął mnie w amię i wymamrotał coś, czego nie zrozumiałem.
- Co?
- Jak tam Waliyha?
Spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Lepiej.
- Jest gorąca.
- To moja siostra! - prychnąłem.
- Sorka, zapomniałem. - zachichotał, kiedy Victoria chwyciła jego nadgarstek, ale on westchnął z irytacją. - Jestem zmęczony, maleńka.
Maleńka?!
- Zatańcz ze mną. - poprosiła Victoria.
- Nie. Zatańcz z Zaynem.
Westchnęła wkurzona i usiadła obok Jamesa.

-

Amber zabrała Jamesa do domu. Victoria poszła na górę do sypialni.
Gdybym nie był na tabletkach, nie mógłbym opanować mojego gniewu.
Jestem zaskakująco spokojny o to, co stało się na dole. Ale jeśli raz ją kurwa zobaczę jak się do niego przystawia, to mi odjebie.
Zamiast pójść do kuchni, skierowałem się do biura i zakopałem się po szyję w pracy, żeby nie myśleć o tym, co stało się wcześniej.
Ale to nie zadziałało tak, jak zazwyczaj. Nienawidzę, kiedy ludzi próbują zrobić ze mnie zazdrośnika.
Pokręciłem głową i poinformowałem Marka, że wychodzę do pracy. Wstałem gwałtownie, zszedłem na dół i wyszedłem przez mahoniowe drzwi.
Może to, że będę po za apartamentem, utrzyma moje myśli na wodzy.
Większość ludzi była zaskoczona, widząc mnie w biurze. Leigh wstała szybko jak tylko mnie zobaczyła i wręczyła mi wiadomość w trybie natychmiastowym.
- Wiadomość od Dwayne'a.
- Od Dwayne'a?! - prychnąłem. - Detektywa Dwayne'a?
- Tak, sir.
Zabrałem od niej kartkę i poszedłem do biura, zatrzaskując za sobą drzwi i siadając wygodnie na krześle.
Musimy porozmawiać o twojej wizycie u Devona. - Dwayne.
Westchnąłem poirytowany i postanowiłem zadzwonić do tego chuja, stukając nerwowo palcami i czekając aż odbierze.
- Zayn. Sporo minęło.
- Czego chciałeś?!
- Miło słyszeć, że u ciebie wszystko dobrze.
- Do rzeczy, Dwayne.
Mój Malik Cell zaczął dzwonić, więc nacisnąłem szybko przycisk na intercomie, by przywołać Leigh. Przyszła kilka sekund później, a ja podając jej telefon, słuchałem jak Dwayne tłumaczył mi, że strażnik w Colorado chce mnie przesłuchać po tym, jak groziłem Devonowi.
- Nie groziłem mu.
Groziłem, ale chuj w to. Mam dużo znajomości w policji, więc mogę prześliznąć się obok wszystkiego.
- Byłeś nagrywany Zayn. Nawet jeśli na taśmie nic nie słychać, to i tak chcą cię przesłuchać.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na Leigh.
- Victoria, sir.
Pokręciłem głową, a ona kontynuowała rozmowę z Victorią, po chwili rozłączając się, kiedy ja wciąż gadałem z Dwayn'em.
- Zrób mi przysługę i powiedz o mnie dobre słowo. Wisisz mi za to, że przez ciebie musiałem sporo przechodzić na tym spotkaniu.
Chwila ciszy.
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Dobrze. Zadzwoń, kiedy skończysz. - rozłączyłem się i westchnąłem z irytacją, przyglądając się kontraktowi, który wysłał mi wczoraj pan Diamond.
Przez cały ten czas, który spędziłem w pracy, Victoria dzwoniła kilkanaście razy, zanim się poddała i dała mi trochę spokoju. Byłem trochę niepewny, kiedy nie dzwoniła.
Nigdy nie chciałem spowodować kłótni, ale jak powiedziałem wcześniej, argumenty, które nie mają być tymi głównymi, są najbardziej podejrzane, a ja nigdy nie wyszedł bym z domu, jeśli Victoria nie próbowała zrobić ze mnie zazdrośnika.
Nawet jeśli James nie chce tego przyznać przy mnie, wiem, że wciąż coś do niej czuje i to mnie wkurwia jeszcze bardziej niż to, że się do niego przystawiała.
Kiedy byłem w windzie, moje myśli zaczęły szaleć. Myślałem nad różnymi opcjami, co może się stać pomiędzy Victorią i mną.
Winda rozsunęła się i westchnąłem, widząc mahoniowe drzwi. Poszedłem od razu do kuchni po szklankę whiskey.
Eve powitała mnie z dość nieśmiałym uśmiechem, przez co zmarszczyłem czoło w konsternacji.
- Wszystko w porządku?
- Tak, sir. - kiwnęła głową.
Spojrzałem na nią uważnie. Nie zachowywała się tak jak ona. Odpuściłem sobie i poszedłem na górę, odwracając się w drodze i patrząc, jak Eve powoli idzie w stronę pomieszczeń dla personelu.
Pokręciłem głową, idąc korytarzem. Wszedłem do sypialni i uzbroiłem się na najgorsze.
Kiedy zorientowałem się, że nie ma tam Victorii, ruszyłem w stronę garderoby. Zauważyłem jednak, że światło w łazience jest zapalone.
Poszedłem więc do łazienki i zobaczyłem Victorię, leżącą w wannie.
Miała zamknięte oczy, a wokół niej pełno było baniek i piany.
Ściągnąłem marynarkę i poluzowałem krawat, kładąc obydwie rzeczy na szafce. Podszedłem do niej, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł.
Wspiąłem się na schodek, spoglądając na nią. Powoli otworzyła oczy i przeniosła swój wzrok na mnie.
Westchnęła cicho i znów je zamknęła.
- Wróciłeś. - mruknęła.
- No. - usiadłem na ściance wanny, a jej oczy pozostawały zamknięte. - Musimy pogadać.
Victoria westchnęła znowu, otwierając swoje oczy.
- O czym? O tym, że mi nie ufasz?! - prychnęła.
- Przestań krzyczeć. Nie chcę się z tobą kłócić.
Przewróciła oczami i znów je zamknęła.
- Chciałem tylko, żebyś zaczęła używać innej alternatywy.
- Taa, i wtedy powiedziałeś mi, że nie ufasz mi z gumkami. - mruknęła. - To ty zawsze mi powtarzałeś, że zaufanie to podstawa i znaczy dla ciebie wszystko. Odkąd twierdzisz, że mi nie ufasz, zdałam sobie sprawę ile to na prawdę znaczy dla mnie.
- Nie chcę używać gumek.
- Cóż, to szczęściarz z ciebie, bo używam już czegoś, co zabezpieczy mnie przed ponownym zajściem w ciążę. - wstała i strzepała wodę z ramion. - Podaj mi ręcznik.
Przewróciłem oczami i podałem jej ręcznik, a ona owinęła go wokół swojego mokrego, nagiego ciała. Wyszła z wanny, podpierając się na moim ramieniu i ruszyła w stronę zlewu, by umyć zęby.
- Victoria, moja siostra nigdy by nie...
- Jeśli ja przebiłam te kondomy, to nie pomyślałeś czasem, że byłabym teraz w ciąży?! - zatrzymała się i obróciła w moją stronę, a jej gniew stał się bardziej widoczny.
Zawahałem się. To prawda.
- No właśnie, tak myślałam. - prychnęła i odwróciła się.
- To po prostu nie ma sensu!
Pokręciła głową zirytowana, a ja usłyszałem dźwięk intercomu. Nacisnąłem przycisk i westchnąłem cicho.
- Tak?!
- Trisha tu jest, sir. - poinformował mnie Mark.
Wstrzymałem oddech i nie odpowiedziałem.
- Jeśli schodzisz na dół...
- Oh nie martw się, nie zejdę. - prychnęła do mojego odbicia w lustrze.
Wyszedłem z łazienki i poszedłem na dół.
Schodząc po schodach, zobaczyłem swoją mamę jak z kimś cicho rozmawia i momentalnie zmarszczyłem czoło.
- Zayn! - na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
Podeszła do mnie i przytuliła się, a ja pozostawiłem na jej policzku nieznacznego buziaka.
- Co tu robisz mamo? Jest trochę późno. - nie żebym był rozczarowany tym, że ją widzę. Cieszę się, że tu jest.
- Jest w pół do siódmej. Po za tym, jestem pewna, że chciałbyś zobaczyć swoją siostrę. - uniosła brew a ja zmarszczyłem czoło.
- Waliyha? - mruknąłem i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie wcześniej była moja mama.
Moje przypuszczenia potwierdziły się, kiedy zobaczyłem moją siostrę, siedzącą na barowym stołku. Mrugnąłem dwa razy, zanim do niej podszedłem.
Wiedziałem, ze wyszła ze szpitala kilka tygodni temu, ale Yaser wrócił ze swojej podróży biznesowej i nie mogłem odwiedzić jej zanim znów nie wyjechał.
Podszedłem do niej i uściskałem ją, a ona cicho zachichotała.
- Boże, ale za tobą tęskniłem. Jak się czujesz?
- Lepiej. - odsunęła się i westchnęła. - Czasami łapią mnie jakieś bóle głowy, ale nie są takie złe.
Pocałowałem ją w czoło i znów przytuliłem.
- Ale się martwiłem, Wal. Cieszę się, że już wszystko okej.
- Ooooł, Zeus, ty mnie chyba jednak kochasz. - zachichotała i usiadła z powrotem na stołku, kiedy Trisha podeszła bliżej nas.
- Pójdę powiedzieć Victorii, że tu jesteś. - uśmiechnąłem się, a ona kiwnęła głową, kiedy odszedłem, by pójść na górę.
Byłem w siódmym niebie, kiedy wszedłem do sypialni, a tam Victoria przebierała się w swoją koszulkę oversize. Powiedziała, że nie zjedzie na dół, ale może Waliyha zmieni jej zdanie.
- Idziesz na dół? - zapytałem, a mój gniew ustąpił.
Podskoczyła ze strachu i pokręciła głową.
- Waliyha jest na dole. - zmarszczyłem czoło.
Przez moment spojrzała na mnie z podekscytowaniem w oczach, ale to zniknęło chwilę później.
- Zaraz zejdę.

25 komentarzy:

  1. Jak dla mnie super!!;**
    @blanka1499

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest rozdział! :) super. Dziękuję że to tłumaczycie. Karolina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny jak zawsze ♡
    Mam pytanie, czy nadal informujecie o nowych rozdziałach na twitterze, bo ja nie dostaję od was powiadomień?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam dostepu do konta Frostbite na Twitterze :D

      Usuń
    2. Rozumiem i dziękuję za odpowiedź ♡

      Usuń
  4. swietny rozdzial, czekam na nastepny i dziekuje za tlumaczenie xx :)

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział perf, czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny, jak zawsze zresztą :) x

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny huhuh ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział:) Czekam na kolejny:)
    @MagicIno

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow, rozdział ogromnie długi, dlatego fajnie się czytało XD
    Malik i jego nieufność co do Re <<<<<<<
    Nagi Zayn to pewnie musi być widok ♥ hahaha
    Bardzo się ciesze, że Wal się spotkała w końcu z Zayn'em
    Mimo troche kłótni ten rozdział mogłabym zaliczyć do jednych z ulubionych ;3
    Pozdrawiam xx /@luuvmyzaynxx

    PS Cholernie czekam na następne rozdziały i długo wyczekiwany ślub :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super, dzięki że jesteś ��

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny :) czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  12. ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. omg, nagi zayn ❤ haha
    nie podoba mi sie ta cala sytuacja z Re
    ciesze sie ze doszlyscie do porozumienia mysle ze pomysl z rozdzialem raz na tydziem jest swietny! ❤
    czekam na kolejny misie, kocham was za tlumaczenje i zycze powodzenia w ostatnich dniach szkoly ❤
    ~Asia

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie wiedziałam że nowy, ale umili łam sobie wieczór ;d super, pozdrawiam ;d

    OdpowiedzUsuń
  15. I co mija tydzień, gdzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  16. Rozdział ok, lece nadrabiać dalej ;) / @Mrs_Styles_437

    OdpowiedzUsuń
  17. Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na ( +2348104102662 ), w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.

    OdpowiedzUsuń